Artykuły

Nie ma teatru bez... bufetu!

"Teatralia - W rekwizytorni" w reż. Bogdana Michalika w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemii Kaliskiej, Gazecie Poznańskiej.

Wydarzeniem bardziej towarzyskim niż artystycznym była ostatnia premiera na scenie Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, przygotowana z okazji 40-lecia pracy artystycznej jednego z najpopularniejszych aktorów kaliskiej sceny, Ignacego Lewandowskiego.

Cieszący się ogromną sympatią wśród kaliszan, "Ignac" do teatru trafił stosunkowo późno (dopiero w latach 80-tych). Wcześniej udzielał się artystycznie w domach kultury i innych placówkach parakulturalnych, a przede wszystkim w sławnej "Estradzie", z którą włóczył się tu i ówdzie. Sukcesy miał bezapelacyjne. W Bydgoszczy np. do dziś wspominają, jak to Ignac sprzedał 25 tys. biletów na rewię konną, która miała się odbyć na stadionie, z trudem mieszczącym 2 tys. widzów. Tego, co się potem działo, opisać się nie da. A sprawca całego zamieszania ze stoickim spokojem pakował w hotelu swą walizkę, aby być gotowym, gdy przyjdą go aresztować. Nie aresztowali, bo namieszał oczywiście ten, kto mu zlecił sprzedaż. A Ignac po prostu okazał się świetnym menadżerem.

Zdaje się, że z takich właśnie rozlicznych przygód dzisiejszy jubilat wyniósł sporą znajomość życiowych realiów i ludzkich charakterów, jak również pewien dystans do rzeczywistości. A ponieważ Bozia dała mu także duże poczucie humoru, stał się niezrównanym gawędziarzem, który na każdą okazję ma stosowną anegdotę w rękawie. W teatrze, który zdążył już poznać od podszewki, tradycyjnie rezyduje w bufecie; a każde spotkanie z nim to mały spektakl.

Monolog starego rekwizytora

Na scenie - podobnie jak w filmie - Ignac w ostatnich latach pojawiał się nawet często, ale zawsze w rolach epizodycznych. Aż w końcu do tego stopnia mu się to znudziło, że groził zamordowaniem recenzenta - który jeszcze raz napisze o nim "znakomity aktor drugoplanowy". Niewykluczone, że dyrektor Czechowski, który ostatnio pokochał cały świat (nawet prasę!), właśnie dlatego zdecydował się dać mu w końcu tę wymarzoną dużą rolę.

Nie wiem, kim jest tajemniczy Maksymilian Bady, który napisał "Teatralia", ale chyba musiał znać wcześniej Ignaca albo też kogoś tego samego gatunku, bo taki osobnik musi być obowiązkowo w każdym szanującym się teatrze. W sztuce, którą wystawiono w Kaliszu, jest to stary rekwizytor. Człowiek, który wie o teatrze wszystko, no może prawie wszystko. A na dodatek potrafi o tym jeszcze barwnie opowiadać. Cały spektakl jest właściwie jednym wielkim monologiem tego "mędrca", który snuje swoje prawdy, półprawdy, a czasem wręcz herezje o teatrze. I tak dowiadujemy się np. że dyrektor teatru wcale nie jest ważny, bo to "element wymienny". Scena niby jest ważna, rekwizytornia też, ale najważniejszy jest... bufet. Bufet to fundament każdego teatru. Tam feruje się opinie, tam decydują się losy i kariery artystów, tam rozgrywają się prawdziwe dramaty (nie takie udawane, jak na scenie). A każdy mądry dyrektor teatru wie, że dopóki bufet na niego psioczy, wszystko jest w porządku. Dopiero, kiedy bufet milknie, zaczyna być niedobrze.

Sto lat dla jubilata!

Oczywiście Ignacy Lewandowski czuje się w tej roli jak ryba w wodzie, bo takie ćwiczenia odbywa regularnie od lat - jak już wspomniałam - najczęściej właśnie w bufecie. Aby spektakl nie był monotonny, na scenie pojawiają się też inne lekko zwariowane postacie zza teatralnych kulis, które stary rekwizytor traktuje z prawdziwie ojcowską wyrozumiałością. I tak toczy się ta przewrotna "lekcja teatru".

Premierowa publiczność przyjęła ją z dużym aplauzem, śpiewając jubilatowi wraz z aktorami "Sto lat...". Co Ignac skomentował po swojemu: Zgadzam się żyć sto lat, ale pod warunkiem, że będą podwyżki!

Druga część jubileuszowych obchodów odbyła się już w foyer, gdzie trzy ponętne dziewczyny i jeden uroczy młodzieniec, odtańczyli wokół jubilata uwodzicielski taniec - "Marzenia senne Ignaca". A na koniec ustroili jego szlachetnie łysą głowę wieńcem laurowym, co obligowało, aby odtąd zwracać się do niego wyłącznie per "mistrzu". Stosowne życzenia składali więc mistrzowi tak dostojni goście, jak ks. biskup Stanisław Napierała czy wiceprezydent miasta Wincenty Pawlaczyk. A potem już w czasie bankietu adorowały mistrza wierne wielbicielki, choć ten z góry zadeklarował: - I tak się nie ożenię!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji