Artykuły

Złowieszczy wodewil

Wątpiłam -przyznaję, czy antycz­ny dramat o zemście i miłości to dobry pomysł na kolejny spektakl Teatru Dramatycznego. Bo: kto nań przyjdzie? kogo obchodzi antyczne metrum i kłopoty maluczkich ze so­bą i zastępem bogów? kto ma wreszcie cierpliwość do ich języka patetycznego i zwietrzałego? Teraz przyznaję ze wstydem: myliłam się.

Diabeł (a w przypadku spektaklu i sukces) tkwi bowiem nie tylko w szczególe, ale też w dobrej adap­tacji, ciekawej grze i harmonii elementów. A niemal wszystko to otrzymałam w "Elektrze" według Eurypidesa w reży­serii Jana Nowary.

To dobry spektakl - zwarty, zgrabnie i starannie zagrany. Na szczęście nieprzegadany ani też koturnowy, co w przy­padku wystawiania dramatów antycz­nych na scenie czasem się zdarza.

Rzecz jest o zemście: krwawej i okrut­nej. Oto przywódca wojsk trojańskich Agamemnon zostaje zabity przez wia­rołomną żonę i jej kochanka Ajgista. Wspólnie wyganiają z miasta dzieci Agamemnona: Elektrę i Orestesa. Elektra zo­staje wydana za mąż za chłopa, Orestes ukrywa się gdzieś w świecie. W obojgu dojrzewa pragnienie zemsty za ojca i własną krzywdę. Po latach spotykają się. Elektra nakazuje bratu zabić i Ajgistosa, i matkę, Klitajmestrę. Zemsta jed­na nie przynosi ulgi. Bogowie, podsyca­jący pragnienie zemsty, zostawiają ludzi samym sobie. Samotnych i wydanych na pastwę własnego sumienia.

Wszystko to oglądamy w spektaklu niezwykle wizyjnym, miejscami kon­templacyjnym, miejscami pulsującym emocjami. Namiętności przeżywane przed tysiącami lat na scenie Dramatycz­nego ciągle są aktualne i dzisiejsze.

Ciężar spektaklu spoczął, co oczywi­ste, na Elektrze (Dorota Radomska). Gdyby ta nie była wiarygodna - mimo najusilniejszych zabiegów pozostałych aktorów przedstawienie zwyczajnie by leżało. Postać Elektry - u Eurypidesa ob­darzona niezwykłym ładunkiem psycho­logicznym - to rola trudna, jak w so­czewce ogniskująca dumę i upokorze­nie, cynizm i pragnienie zemsty, wresz­cie autentyczne cierpienie. Jednak Ra­domska tej roli podołała. Choć począt­kowo na jednej nucie - zagrała sugestyw­nie, cieniując emocje, jednocześnie odrzucając koturnowość postaci. W czar­nej, prostej sukni, z chustą zawiązaną na głowie jak u prostej kobiety, z martwym wzrokiem utkwionym w dal, wsłuchuje się w siebie i w podszepty boga Apolla. Radomska gra bardzo oszczędnie, nie przekładając emocji na gwałtowne ru­chy, raczej na mimikę twarzy i tonację głosu. I owa asceza jest siłą tej roli.

Na dramacie Elektry nie kończy się dramat ludzki w tej sztuce. Na kilka chwil na scenie pojawia się mąż Elektry (Robert Ninkiewicz). Rólka niewielka, acz ciekawie zagrana. Mąż - prostak, choć szlachetny - też przeżywa swój dra­mat: jak w tyglu miesza się w nim i po­czucie niższości, i odrzucenie, i dobro. Jego cierpienie jest mniej spektakularne niż u Elektry, pozostaje gdzieś w tle, ale przez Ninkiewicza zagrane jest wyrazi­ście. Na swój sposób cierpi też Klitajmestra, przeżywając dramat żony odrzuco­nej (Danuta Bach).

Jest w spektaklu też Apollo (ciekawa, frywolno-demoniczna rola Jolanty Bo­rowskiej), postać, której w dramacie Eu­rypidesa nie ma, ale jest w micie. Nowara przywołuje ją wraz z trzema Ery­niami, boginiami krwawej zemsty, pod­kreślając w ten sposób ingerencję sił bo­skich w działania ludzi. Jednocześnie bó­stwa uosabiają tu świat wewnętrzny bo­haterów, podświadomość. Krążą wokół bohaterów wężowymi ruchami, szepczą do ucha, śmieją się złowieszczo. Wpro­wadzenie na scenę skąpo odzianych Ery­nii (Justyna Godlewska, Monika Zabor­ska, Krystyna Kacprowicz) przydaje spektaklowi pikanterii i złowieszczej zmysłowości, nadając mu charakter de­monicznego wodewilu.

Nie byłoby tego spektaklu jednak bez scenografii Magdaleny Gajewskiej. To kolejny aktor przedstawienia, jak niemal zawsze nieumieszczony w konkretnym czasie historycznym, sugerujący bezczasowość spektaklu. Choć w przedstawie­niu nie ma ani jednej przerwy, scena zmienia się tu jak w kalejdoskopie, co i rusz przybierając nowe szaty. Raz jest szarym poletkiem, raz baśniową krainą. Czasem, tonąc w ascetycznym mroku, sugeruje dramat zbolałych dusz bohate­rów. Czasem kipi kolorami i zmysłowo­ścią. Wszystko to za sprawą udanego ze­stawienia - ciemność: kolorowe świat­ło, które - gdy trzeba - kłosy zbóż zdo­ła zamienić w feeryczne lęgowisko fan­tastycznych istot.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji