Wykwintna kuchnia i polityka
JEST lipcowa noc 1815 roku. Przy stole spotykają się słynni antagoniści - Talleyrand i Fouche. Za oknami gabinetu księcia Benewentu, ministra spraw zagranicznych Charlesa Maurice de Talleyranda-Perigord manifestują paryżanie. Kolacja, na którą gospodarz zaprosił swego wroga, ma burzliwe tło. Także dosłownie. Grzmi. Parę tygodni wcześniej Napoleon abdykował po raz drugi. Jeszcze żyje córka Marii Antoniny i Ludwika XVI, nienawidząca królobójcy - Józefa Fouche. Talleyrand chociaż to niełatwe, chce doprowadzić do objęcia tronu przez Ludwika XVIII. Wie, że pomóc w tych zamierzeniach może tylko były minister policji w trzech rządach - właśnie Joseph Fouche. W czasie długiej kolacji obaj panowie rozważają swoje drapieżne plany i możliwości.
Taka jest w skrócie treść sztuki Jean-Claude'a Brisville'a pt. "Kolacja". Swoja sztukę rozpisał autor na dwa głosy. Dodał zresztą dwie dalsze postacie lokajów Talleyranda, ale zaangażował je do planu trzeciego. W niedługim tekście swego utworu Brisville zawarł komentarz (nie wypowiedziany jednak werbalnie) i wiedzę o ludziach czasu Napoleona i Ludwika XVIII. Niestety, trudno powiedzieć, że tamta epoka miała patent na nikczemność. I chyba autor "Kolacji" dopowiada w podtekście - ciągle "jesteśmy tacy sami".
Wojciech Adamczyk reżyserując "Kolację" w Teatrze Powszechnym zaprosił do wiodących ról Janusza Gajosa (Fouche) i Władysława Kowalskiego (Talleyrand). Obydwaj artyści pod każdym względem są inni. I to jest ciekawe dla widza. Talleyrand i Fouche - arcyintryganci ukazani zostali przez pryzmat dwóch tak odmiennych osobowości aktorskich. To wynika z teatralnego afisza, lecz nie ze sceny. Gajos "wybronił" swoje aktorstwo, ale Kowalski został jakby przypisany do specyficznego, trochę ociężałego, spowolnionego stylu gry swojego partnera. W rezultacie bohaterowie sztuki, dwaj czujni i przebiegli gracze, zbyt starczo i bezsilnie wyglądają, zbyt upodobniają się do siebie, a przecież pochodzą z zupełnie różnych środowisk, no i mają zupełne różne temperamenty. 50-letni Fouche w opisywanym przez Brisville'a momencie ma przed sobą 5 lat życia, 65-letni Talleyrand - 23. Talleyrand pogardza, wręcz brzydzi się swym gościem. Różnic między nimi można by wypatrzeć sporo, ale nie w spektaklu. Swoją drogą obaj biesiadnicy bynajmniej nie demonstrują eleganckiego sposobu spożywania posiłków. Niemniej przedstawienie jest ciekawe, bardzo starannie opracowane przez cały zespół i dopełnione pokazem kolacji z Zajazdu Napoleońskiego. Najwyraźniej efektowny widok dań dostarczonych przez tę firmę - zapiera dech widowni. Pamiętajmy, rzecz dzieje się w małej sali! Dopiero delikatne bulgotanie wykwintnych trunków dochodzące ze sceny wyzwala zbiorowe westchnienie.
Scenograf Adam Kilian zrobił wrażenie rzetelnego wykonawcy poleceń reżysera. W dekoracjach i kostiumach brakuje wyobraźni i pomysłowości zwykle cechujących tego znanego artystę. Jego oprawa plastyczna nie komentuje sztuki, nie wzbogaca jej. Jest staranną informacją o epoce, wyrażoną w sposób - nazwijmy to - inwentaryzacyjny. Także oświetlenie sceniczne pełni tylko elementarne funkcje. A swoją drogą, w czasie kryzysowym dobrze pomyślane oświetlenie oraz skrótowa umowna dekoracja może być ogromnie ekspresyjna i finansowo oszczędna, w swoim czasie niezapomniana Lidia Zamkow robiła kapitalne spektakle m.in, w Tarnowie z dekoracjami Urszuli Gogulskiej. Dekoracjami z braku pieniędzy wykonanymi bardzo tanio. Zamkow zawsze zwracała uwagę na role oświetlenia w spektaklu. Gogulska - od początku była ogromnie wrażliwa na kolor. Szkoda, że mało już widzów pamięta ich rewelacyjny spektakl "Peer Gynta" grany w Tarnowie.
Zwraca uwagę program świetnie zredagowany przez Magdalenę Ciesielską - kierownika literackiego teatru.