Wprost rozpływa się w ustach
Z drogi prowadzącej przez żołądek do serca korzystały dotychczas spragnione uczucia gosposie. Ostatnimi czasy tę praktyczną mądrość życiową odkrył teatr dla własnych potrzeb. Po premierze "Tamary" kosztowne bilety w mig rozprzedano: wieść niosła, że serwowana w Studio polędwica wprost rozpływa się w ustach. Menu "Kolacji" w Teatrze Powszechnym jest równie wytworne: pasztet z truflami, szparagi, łosoś, befsztyki z kuropatwy. Przysmaki przeznaczone są niestety tylko dla aktorów - widzowie przełykają ślinkę, pożądliwie wpatrzeni w półmiski. Ale do czasu. Doczekawszy końca spektaklu mogą - zgodnie z zamieszczoną w programie wskazówką - pospieszyć do Zajazdu Napoleońskiego, by tam raczyć się potrawami, które kontentowały podniebienia scenicznych bohaterów. Jeśli kogo na wykwintne dania nie stać, pozostaje mu zadowolić się excusez le mot - sztuką.
A sztuka, jak przystało na francuską "Kolację", jest zręcznie przyrządzona i całkiem świeża - prapremiera odbyła się w Paryżu w zeszłym roku. Posilna jest umiarkowanie. Raczej zaostrza apetyt niż syci.
W trzy tygodnie po klęsce pod Waterloo Talleyrand i Fouche spotykają się, by zadecydować o losie Francji. Ale zamiast dialogu dwóch tytanów polityki w chwili historycznego kryzysu na scenie toczy się rozmowa intrygantów, zajętych wyłącznie osobistą karierą. Kowalski (Talleyrand) i Gajos (Fouche) w gruncie rzeczy niewiele mają do grania - pierwszy: degenerację arystokraty, drugi; prostactwo parweniusza. Ten kontrast nie sprzyja niuansom. Panowie błyskotliwie konwersują, podkreślają różnice towarzyskiego obycia i - ze smakiem pałaszują wieczerzę. Wielkie polityczne przesilenie okazuje się ot, obyczajowym obrazikiem z łososiem w tle.
Pewnie dlatego musi to być łosoś prawdziwy. Czy dobry - nie wiem. Nie próbowałam. W Zajeździe Napoleońskim bardzo uprzejmie mi wyjaśniono, że informacja zamieszczona w programie do przedstawienia jest myląca. Rekomendowane tam przysmaki mistrz Philippe Campagino przygotował specjalnie dla teatralnych celów. W karcie nie figurują.
Cóż, w czasach gdy scena roztacza kuchenne powaby, honor umownej sztuki teatru ratują restauratorzy.