Artykuły

List recenzenta

Drogi zespole "Powrotu Ma­my" (Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej), drodzy Aktorki i Aktorzy, szanowny i drogi Reży­serze! Piszę ten list z wybrzeża Morza Śródziemnego. Jest ciepło i słonecznie, ale tak samo ciepło i słonecznie było mi na Waszym przedstawieniu tej urokliwej sztuki w wielkiej i nieprzytulnej sali (nb. szczelnie wypełnionej) ealingowskiego Ratusza. Od podniesienia kurtyny i ukazania się "damskiego saloniku umeblowanego przez kulturalną rodzinę" - jak życzy sobie w swych wska­zówkach inscenizacyjnych autor­ka - ze sceny emanuje ciepło i pogoda. Nawet portret babki z herbem Ostoja patrzy ze ściany przychylnie. Wnętrze - pomy­słowo i racjonalnie w naszych warunkach urządzone było głów­nie kotarami i akcentami paru neutralnych mebelków (oprawa sceniczna: Jan Smosarski). Wi­dać było, że czujecie się w nim dobrze i na miejscu, tak samo my czuliśmy się z Wami. O samej sztuce pisałam przed paroma tygodniami po obejrzeniu jednej z ostatnich prób w "Ogni­sku Polskim" w Londynie, gdzie idzie ona w obecnym repertuarze. Warto by jeszcze o tej komedii parę słów napisać, choć czego tam Wy sami o niej nie wiecie, skoro tak dobrze wczuliście się w bohaterów, tak zrozumieliście intencje autorki. Jest to bowiem nieco odmienna komedia od in­nych sztuk Pawlikowskiej. W większości z nich walczyła ona o prawo do życia kobiety, o wszech­władne prawo miłości, które upo­ważnia do łamania wszelkich stojących na drodze do szczę­ścia przeszkód. "Powrót Mamy" jest obroną domowego ogniska - wbrew miłości. Temat stary jak świat. Pawlikowska nadaje mu powiew świeżości i poprzez śmiech i uśmiech i wiele zabaw­nych i nawet wręcz nieprawdo­podobnych sytuacji - nie każe się zbytnio przejmować grozą rozbicia rodziny swych bohate­rów. Komedia ta, napisana ponad czterdzieści lat temu, nie straciła nic ze swej aktualności, a chociaż podobne tematy omawia się we współczesnych sztukach mniej elegancko i bardzo brutalnie - Pawlikowską od "trącenia myszką" ratuje uroczy humor, elegancja dowcipu i pewna poetyckość owiewająca najbardziej nawet przyziemne perypetie bohaterów.

Zastanawiam się kto jest wła­ściwie bohaterem czy bohaterką tej komedii. Czy "postać tytuło­wa", wytworna, subtelna i zagrożona Mama, o której los rozgrywa się walka, czy też jej rywalka, dziewczyna o "twardych łok­ciach", trochę awanturnica, z musu pracująca biuralistka, jed­na z legionu urzędniczek, stenotypistek, sekretarek - jeszcze bardziej dzisiaj niż przed czter­dziestu laty zagrażających nie­jednemu starzejącemu się i wystygającemu ognisku domowemu.

Te dwie główne role zagrałyście, obie miłe Panie, z kunsztem radującym serce widza. Pani, Ma­ryno (Maryna Buchwaldowa), wniosła delikatność, ciepło i mądrość. Wyglądała Pani tak uroczo i elegancko, że nie dziwne wcale, że mąż Pani, tak prędko wrócił do swojej "Mimuśki".

Wyrachowaną i ambitną Dia­nę, grającą o stawkę małżeństwa z zakochanym "dyrektorem", po­dała Pani, Lena (Lena Harrison) nie tylko z wdziękiem i seksem, ale manewrowała Pani jak woltyżerka pomiędzy drapieżnym jastrzębiem a łagodną kotką, co bardzo wzbogaciło postać. Mimo nieszlachetnej roli, jaką odgrywa Pani w sztuce, nie można było Pani nie lubić. Pani powiedzonko; "Dziwię się tylko..." wypowie­dziane z nieopisanym, wdziękiem i sugestywnością, przejdzie chyba do naszego potocznego języka. Witamy Panią, gościa z Polski, na naszej emigracyjnej scenie w nadziei, że nie po raz ostatni Panią na niej widzimy.

Trzecia kobieta w komedii to Pani urocza Małgosiu (Małgorzata Pragłowska). Beatę, córkę państwa Rembertów (Mamy i jej kochliwego małżonka), gra Pani z przejęciem, werwą i humorem. Do twarzy Pani z filozofowaniem i zielonymi okularami, a czego Pani brak w doświadczeniu (duże zaufanie okazał Pani reżyser, da­jąc Pani tak odpowiedzialną rolę!) i wiedzy aktorskiej, nadrabia Pani talentem, szczerością i powabem. Czuje się, że Pani traktuje teatr poważnie i że poświęci Pani dużo czasu i energii, aby się stać prawdziwą aktorką.

A teraz panowie. Papa Adrian - "kochany słoneczny człowiek", jak mówi o nim córka. Jest taki właśnie a przy tym i głupi i na­iwny, ot taki z lekka zramolały podstarzały lowelas. Pan, Panie Witoldzie (Witold Schejbal), zro­bił z niego rzeczywiście "kochanego i słonecznego" młodzieńca w starszym wieku, w którym nie­jedna "babka" może się zakochać. Pana wdzięk, nieporadność, naiw­ność - rozbrajały i podbijały. Pana synalek, też Adrian, to lepsze ziółko. Sam przyznaje się do złego charakteru i do czegóż to jeszcze mógłby on się przy­znać! Choć jedną ma zaletę - nie udaje lepszego niż jest, nie szczędzi samego siebie. Ale nie przebiera w środkach. To on jed­nak ratuje rozlatującą się rodzi­nę, jakimi trickami - lepiej o tym nie mówmy. I właściwie tro­chę to dziwnie wyszło Pawlikow­skiej - bezwiednie zapewne. To ten niemoralny, niedżentelmeński, a nawet chamski młodzieniec jest tym, który sprowadza na moralną drogę błądzącego ojca. Właściwie, oprócz Mamy, on jest jedynym człowiekiem z charakterem i z głową. Bo nawet Beatka, opusz­czona w ostatnich scenach przez tenisistę Edzia, zbłaźnia się i ka­pituluje ze swego filozoficznego spojrzenia na życie.

Tego antypatycznego młodzieńca, gra Pan, Panie Stanisławie (Stanisław Adamski) z dużym zrozumieniem roli i bardzo logicznie. Razi Pan nas czasem swoim cynizmem i brutalnością, ale trze­ba przyznać, że tak powinno być. Jest to chyba najkonsekwentniej napisana rola i tak też Pan ją rozwiązał. I co do Pana mamy nadzieję, że nie raz jeszcze za­gra Pan w naszym teatrze.

Małą charakterystyczną rolę "kochanego, zdrowego typa" te­nisisty Edziunia zagrał Pan Panie Jerzy (Jerzy Placzek) zdrowo i wesoło, powiedziałabym nawet, że przeszarżował Pan nieco, ale podobał się Pan publiczności i rozśmieszał ją każdym machnię­ciem rakiety.

Panu, Panie Leopoldzie (reżyser dr Leopold Kielanowski), na­leży się uznanie i wdzięczność przede wszystkim za to, że poka­zał Pan tę mądrą i śliczną sztukę wielkiej poetki, sztukę stosunkowo mało znaną i chyba dotąd niedocenioną. Nadał Pan jej lek­kość i jasność, okrasił poezją - i tą, która emanuje z tej komedii, i kilkoma wierszami tej urzeka­jącej poetki, które Pan tak słusznie wplótł w akcję i które tak pięknie wypowiedziała Maryna Buchwaldowa. Miał Pan szczęście tym razem do zespołu i kilku nie­ocenionych zdobyczy, ale i w tym Pana zasługa. Nie byłoby tego i takiego przedstawienia gdyby nie Pan. I co tu, dużo mówić, nie byłoby Teatru ZASP-u, gdyby nie Pan. Już czas, żeby to ktoś głośno powiedział, choćby w tym otwartym liście - recenzji.

Żeby nie było jednak wszystko tak bez zarzutu, niech się i ja na coś poskarżę. Przede wszystkim na toalety pań (z wyłączeniem stroików Maryny Buchwaldowej). Nie wiem czyja to wina, kto kogo ubierał, jakie suknie były teatral­ne, a jakie, "domowe" - żadna nie była dobra. Śliczną Małgosię Pragłowską wręcz skrzywdzono niezgrabną i skracającą ją su­kienką w groszki. Pani Lena Harrison też nie miała, w stro­jach podpory dla swej oryginal­nej urody, a scena "streap teasu," była wręcz niezręczna - rozpię­ta suknia nigdy nie wygląda tak estetycznie jak zdjęta, albo - normalnie zapięta. Dlaczego nie było pokazać ładnej "kombinacji" i tych boskich "obtoczonych przez życie" ramion? Kto by się zgor­szył? Czy panna Diana, była mo­delka firmy z bielizną, czy dzi­siejsza publiczność, chowana na obecnych programach telewizyj­nych, nie mówiąc o kinie i tea­trze? To chyba wszystkie moje zażalenia. Pani, Olgo (Olga Lisiewiczawa), należy się uznanie za estetycznie zredagowany pro­gram.

Na zakończenie prześlę Wam jeszcze jeden wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, o któ­rym myślę teraz na skalistej pla­ży południowego morza:

CHWASTY MORSKIE

Rozrzucone dookoła

Chwasty o czarnych gruczołach,

Yohamby, algi,

Pełne jodowej nostalgii,

Wzywają powrotu ojczyzny,

Wody morskiej, porostami żyznej,

Wody, którą można zagarnąć

Czarną algę, yohambę czarną ...

Są i inni wygnańcy na plaży,

A z nich każdy podobnie marzy...

O jakichś przypływach, powrotach

Dawnego, własnego żywota.

Pozdrawiam Was serdecznie - wyżej podpisana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji