Lwowskość Fredry
Kiedy podniosła się kurtyna, ukazał, się Lwów. Tło sceny z panoramą miasta, jego ratuszem i kopułą Dominikanów, a nad tym wszystkim napis: "Leopolis". Dzieło scenograficzne Jana Smosarskiego (scenografia), zdobiące piękne przedstawienie "Pana Jowialskiego" Aleksandra Fredry w Teatrze Polskim ZASP w Londynie.
Ta urzekająca dekoracja wymownie ilustrowała charakter sztuki. Bo jest to komedia wyrosła z gruntu lwowskiego i tę lwowskość słusznie zaakcentował reżyser, Leopold Kielanowski, chyba pierwszy w historii przedstawień "Jowialskiego". Widziałem tę rzecz przed wojną w Warszawie, z Solskim w roli tytułowej, ale akcentów lwowskich tam nie dostrzegłem. "Syrena z Pełtewy" (tj. z Pełtwi), o której mówi Wiktor do Ludmira, nie czarowała na owej scenie swym lwowskim głosem. Kielanowski zaś już w programie spektaklu przypomniał, że akcja dzieje się w podlwowskim dworku i że koloryt lwowszczyzny przebijał się w brulionach pierwszej wersji komedii, które dotrwały w rękopisach do dzisiaj. A napisał ją Fredro we Lwowie w swym pałacyku na ulicy Chorążczyźnie, by wystawić ją po raz pierwszy na lwowskiej scenie pod kierunkiem Jana Nepomucena Kamińskiego.
Przede wszystkim jednak przejawia się lwowskość "Jowialskiego" w języku niektórych jej postaci. Nie można było znaleźć bardziej odpowiedniego odtwórcy roli tytułowej, niż Henryk Vogelfaenger. Ten znany całej Polsce "Tońcio" z Lwowskiej Fali, zaciąga po lwowsku w rozmowie na co dzień, jest to u niego naturalny akcent, który zachował od dzieciństwa i od czasów, gdy przez lwowskie radio przekomarzał się ze "Szczepciem." Wajdą. Powiedziałbym nawet, że przy stoliku kawiarnianym "bałaka" bardziej po lwowsku, niż na scenie.
Gwara lwowska ze swym rodzajem śpiewności pobrzmiewa, zwłaszcza w ustach Ludmira, gdy udaje szewczyka z "Horoszczyzny", tj. z Fredrowskiej Chorążczyzny. Słyszymy raz po raz owo charakterystyczne "sy" (sobie): "dobrze-em sy dzień przepędził", "a państwo sy drwicie ze mnie", "idźcie sy het", "ja sy będę drzy-mał". Nie brak nawet słynnego lwowskiego "ta": "Ta bójcie się Boga!" I wreszcie: "tłumoczek leżał w angryście? (agreście).
Poruszyłem tu tylko sprawę, lwowskości języka Fredry. Ale najważniejsze, że świetny, arcypolski ten pisarz pozostaje dla nas ciągle żywy. Dowodem - sukces przedstawień Leopolda Kielanowskiego i Olgi Żeromskiej.
Fredro na swym lwowskim pomniku, wyeksmitowany w następstwie sowieckiego zaboru do Wrocławia, nie czuje się tam może tak całkiem obco, skoro słyszy dokoła gwarę lwowian, zaludniających dzisiaj stolicę Śląska.