Artykuły

Kwatera nad Adriatykiem

Dzięki Panu N. Sądkowi i Teatrowi im. J. Słowackiego spędziliśmy w ubiegły piątek, w Ognisku, uroczy wieczór.

P. Sądek w trzy-aktowej komedii pt. "KWATERA NAD ADRIATYKIEM" (nagrodzonej na konkursie ZASPU) przedstawił epizod małżeństwa trzech Włoszek z trzema polskimi wojskowymi z 2-go Korpusu, podczas ich pobytu we Włoszech. Są to więc nowe Damy i Huzary, tylko na włoskim sosie... raczej na włoskim winie, pod niebem lazurowym, na tle niebieskiego morza, pod wtór włoskiej piosenki! Jest to epizod z jednego może szczęśliwego okresu doli polskiego żołnierza w czasie tej wojny, gdy po swych włoskich zwycięstwach odpoczywał przez chwilę, upojony czarem otoczenia - gorącym słońcem i gorącymi ustami mieszkanek tego kraju.

Zasługą P. Sądka jest, że epizod ten przedstawił w formie wesołej, bezpretensjonalnej komedii, że wyposażył ją w żywy dialog, że ubrał ją w sentyment i dźwięk, mając w zanadrzu pointę na zakończenie każdego aktu, nawet trzeciego! Przy tym, powtarzając poniekąd klasyczne typy komedii wojskowych, a więc Majora hartownego jak stal, ale topniejącego jak wosk za każdym podmuchem czułego serca, "ideowego" Porucznika, który nie wytrzymuje próby miłości, Ordynansa - spryciarza znanego nam dobrze z powieści czy teatru, no i Cywila, który w swej marynarce i karierowiczostwem w duszy musi przegrać wobec munduru - P. Sądek typy te zindywidualizował i zaktualizował pod kątem współczesnych sytuacji i problemów, pokazując je nam w nowym, emigracyjnym wydaniu. Podobnie jest z kobietami: Matką - Wdową, zatroskaną swym wdowieństwem, Córką, tęskniącą do miłości romantycznej i Subretką, która choć myśli i działa za wszystkich, przecież "wychodzi na swoje".

Stwierdzić poza tym należy, iż wszystkie te postacie, przeniesione z wyobraźni autora i nawet z maszynopisu na scenę, nabrały życia, radują się cierpią, kochają, żyją, a przede wszystkim cieszą nas i bawią. Dopomógł im w tym na pewno Dyrektor L. Kielanowski, jako reżyser, który doskonale obsadził i wystawił "K w a t e r ę n a d A d r i a t y k i e m".

Panie, mające być Włoszkami wyglądały istotnie na Włoszki. Pani Reńska, w roli Matki-Wdowy, wykazała swą fachowość aktorską i duże poczucie umiaru. Specjalnością P. Sznukównej jest umiejętność dyskretnego podkreślania każdej pointy i wydobycia każdego dowcipu dialogu - miała więc pole do popisu. Ruchliwa i zwinna, kręcąc się po scenie P. Sznukówna nadawała tempa, i zwinności całej akcji komedii. Na postaci córki Teresy ogniskuje się sentyment komedii, który uosobiła nad wyraz szczęśliwie Panna B. Ostrowska, zdobiąc go spojrzeniami swych oczu i urokiem swego pełną skupienia i przejęcia głębszy uśmiechu, a przy tym nadając grą ton całości utworu. Lata pracy Panny Ostrowskiej w Król. Akademii Sztuki Dramatycznej nie poszły na marne, a co ważniejsze, wnosi ona ze sobą na scenę, jakby swą własną treść i własne przeżycia, które udzielają się publiczności, co jest zadatkiem dużych jej możliwości na przyszłość.

P. Brumer "zrobił się" też na Włocha i to nie tylko swym wyglądem, ale gestykulacją i krzykliwością, czując się w roli charakterystycznej, zdaje się lepiej, niż w skórze poprzednich amantów. Pan Karpowicz odstawił raz jeszcze, zawsze z powodzeniem, typ, który mu leży jak ulał, znany pod nazwą "le bourru bienfaisant" będąc tym razem może więcej b o u r r u niż b i e n f a i s a n t . P. Przyłuski był "wypisz, wymaluj" porucznikiem "ideowym", usprawiedliwiając w pełni naturalnością i prostotą obejścia i jakimś wdziękiem wewnętrznym, miłość jaką obudził u włoskiej Signoriny. Wreszcie P. Blichewicz miał swój dobry dzień, a raczej doskonałą rolę, z której niczego nie uronił. Był cwaniakiem warszawskim, ale ze sercem na dłoni, jakąś mazurską fantazją, wywołując wrażenie, że dzięki niej przebije się przez świat...

Ale w imieniu tych żołnierzy mam pewną pretensję do P. Sądka. Oto on każe tym wszystkim zdobywcom jedynie bronić się, ulegać i poddawać kobietom. Czyżby ci żołnierze tak szybko zapomnieli o wojennym obowiązku ofensywy?

I mam jeszcze drugą pretensję do P. Sądka, mianowicie, że pozwala makaronizować po włosku, przede wszystkim subretce Angelinie. Przecież akcja jego komedii odbywa się we Włoszech, gdzie nawet Polacy z tubylcami mówili po włosku. Czyli na skutek konwencji teatralnej język p o l s k i "K w a t e r y n a d A d r i a t y k i e m" jest językiem w ł o s k i m. Pocóż więc szpikować go jeszcze wyrażeniami włoskimi?

I ostatnia pretensja, ale skierowana już do reżysera: wiadomym jest, że ulica włoska rozbrzmiewa piosenką, czyż jednak całe San Stefano śpiewa koniecznie, tylko wyłącznie jedną i jedyną "Catari"? I dlaczego wino, z lewej czy z prawej półki, pojawia się na stole w butelce zwyczajnej, a nie we włoskim fiasco, które o tyle lepiej robiłoby w pejzażu?

Są to, ma się rozumieć, nieważne uwagi zrzędzącego bywalca teatralnego. Na ogół - sztuka udane i jakaś ciepła fala wspomnień z okresu polskiej chwały we Włoszech, słowem, jak już to raz powiedziałem: uroczy wieczór teatralny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji