Artykuły

Kopia, która stała się oryginałem

"Hamlet" w reż. Elizabeth LeCompte The Wooster Group z Nowego Jorku na XIII Międzynarodowym Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej.

"Hamlet" The Wooster Group to starannie przemyślana pochwałą tradycyjnego teatru jako żywego, oryginalnego zdarzenia.

Bazą dla "Hamleta" w reżyserii Elizabeth LeCompte jest adaptacja tego samego dramatu, przygotowana przez Johna Gielgulda w 1964 roku, z młodym Richardem Burtonem w roli tytułowej. The Wooster Group wykorzystuje i ogrywa zapis telewizyjny tego przedstawienia - przez cały czas na ogromnym ekranie w tle oglądamy spektakl Gielguda. A aktorzy podglądający rejestrację na monitorach wiernie kopiują ruchy i gesty sprzed ponad czterech dekad. Amerykańskie przedstawienie jest niesamowicie gęste, kipiące obrazami, wymagające ogromnego skupienia. Na początku ten przesyt i chropowatość drażnią, później przekonujemy się do niezwykłego - pozornie tylko wtórnego - rytmu gry.

"Hamlet" The Wooster Group nie jest jednak tylko próbą wiernego odtworzenia wydarzenia teatralnego sprzed lat. Nowojorscy artyści akcentują niemożliwość takiego działania. Ogrywając zapis telewizyjny, starają oddać także cięcia montażowe i ruch kamery, poruszając się nerwowo po scenie i przesuwając nieliczne rekwizyty.

W drugiej części przedstawienie nabiera tempa (m.in. dzięki dynamicznej muzyce formacji Fischerspooner), z nagrania "Hamleta" z 1964 roku cyfrowo wymazywane są postacie, tak że na ekranie chwilami obserwujemy wyłącznie scenografię, ruch kamery i montaż. Stopniowo dzieło LeCompte coraz bardziej oddala się od archiwalnego zapisu, staje się autonomicznym, oryginalnym i wciągającym spektaklem. Także ekrany przestają być wyłącznie przekaźnikiem widowiska Gielguda i nabierają autonomiczności. Wyśmienita chociażby jest scena pogrzebu Ofelii: na linie zjeżdża w dół monitor ze stop-klatką leżącej bohaterki.

Nowojorski spektakl konsekwentnie broni żywego kontaktu z widzem, jednostkowości i niepowtarzalności jako istoty teatru. Czyni to na dwa sposoby. Pierwszy, negatywny argument to zanegowanie archeologii scenicznej, wyśmianie samej możliwości wiernej rekonstrukcji jakiegokolwiek przedstawienia. Drugi, pozytywny tym razem, to pokazanie widzowi, że obcuje z oryginalnym, wartościowym i autonomicznym dziełem teatralnym. I to pomimo, że aktorzy do samego końca kopiują ruch sceniczny oraz gesty sprzed dekad.

Teatr jest i zawsze będzie konwencją - zdaje się mówić Elizabeth LeCompte. Na własne oczy widzimy, jak szalenie - przez raptem 40 lat - zestarzała się gra aktorska. Nieprzypadkowo też reżyser wybrała na swój eksperyment "Hamleta" Szekspira - w końcu to najprawdopodobniej najczęściej grana sztuka na świecie. I nie chodzi już zupełnie w jej kolejnych scenicznych adaptacjach o śledzenie akcji. Widzowie wiedzą przecież doskonale, że Fortynbras na dworze w Elsynorze znajdzie tylko ciała głównych bohaterów.

Czy mimo to nie chcemy oglądać kolejnych "Hamletów"?

Na każdym spektaklu Gielgud daje nam kopa

Mirosław Baran: Co muzyk robi w teatrze?

Casey Spooner: W młodości występowałem w eksperymentalnej grupie teatralnej, studiowałem też sztuki performatywne. To było grubo przed powstaniem formacji Fischerspooner, czuję się więc bardziej performerem niż muzykiem. Myślę, że ma to także wpływ na mój zespół. Dla nas trasa koncertowa to przede wszystkim show.

Jak trafiłeś do The Wooster Group?

- Poznaliśmy się w Nowym Jorku. Gdy opowiedziałem im mój teatralny epizod, zaprosili mnie do pracy nad "Hamletem". Nigdy wcześniej nie występowałem w sztuce Szekspira.

Jak wyglądała praca nad tym spektaklem?

- Gdy dołączyłem do grupy, prace koncepcyjne już trwały. Przez pierwsze pół roku nie ćwiczyliśmy dialogów, skupialiśmy się wyłącznie na opanowaniu ruchu scenicznego. Dialogi też wprowadzaliśmy stopniowo, scena po scenie. Długo nie mogłem nauczyć się pracować ze słuchawką w uchu, w której cały czas słychać dialogi ze spektaklu Gielguda. Praca nad spektaklem trwała blisko dwa lata, ale mam wrażenie, że "Hamlet" ciągle się rozwija; każde przedstawianie trochę się różni, zawsze odkrywamy w nim coś świeżego i nowego. Wyświetlany w trakcie naszego spektaklu archiwalny zapis spektaklu Gielguda zawsze daje nam kopa, narzuca rytm. Poza tym używamy zupełnie inaczej pamięci - bardziej tu chodzi o reagowanie niż granie. Taki sposób gry aktorskiej jest bliższy prawdziwemu życiu.

Udaje ci się dzielić czas między teatr i muzykę?

- Nie mam z tym najmniejszego problemu. Przeskakiwanie pomiędzy próbami w teatrze a pracą nad naszym ostatnim albumem "Entertainment" sprawiało mi ogromną przyjemność. Uważam, że te dwa rodzaje mojej aktywności nie tylko się uzupełniają, ale też wzajemnie napędzają. The Wooster Group znałem i podziwiałem od lat. Czuję, że cały czas mogę się od nich wiele nauczyć. Praca na scenie, na dodatek z udziałem nowych mediów, to coś wspaniałego. Trochę przypomina mi to występy Fischerspoonera, które zawsze są kombinacją muzyki, performance'u, wizualizacji i tańca. Z tą różnicą, że The Wooster Group "robi" w teatrze, a my - w muzyce rozrywkowej.

Chciałbyś dalej współpracować z The Wooster Group?

- Bardzo. Ale teraz chcę się trochę wyciszyć i zaplanować kolejny rok. Na spokojnie.

*Casey Spooner - amerykański muzyk, performer i aktor. Współzałożyciel razem z Warrenem Fischerem nowojorskiej formacji electro Fischerspooner. W "Hamlecie" The Wooster Group zagrał Leartesa i Rosenkrantza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji