Artykuły

Awinion zdobyty

Nasi artyści bywali już w Awinionie. Andrzej Wajda, Tadeusz Kantor, Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, Piotr Cieplak. Ale żaden z polskich zespołów nie miał zaszczytu grania na głównej scenie - monumentalnym dziedzińcu Pałacu Papieży. Do tej pory awinioński zamek pozostawał przez nas niezdobyty - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Miasto nad Rodanem większości z nas kojarzy się ze średniowieczną pieśnią "Tańczą panowie, tańczą panie na moście w Awinion", którą w tłumaczeniu Krzysztofa Baczyńskiego zaśpiewała porywająco Ewa Demarczyk. Ale dla każdego człowieka teatru Awinion jest rajem na ziemi. Być tam - to znaczy doświadczać wszystkiego co najważniejsze na światowej scenie. Tak jest od 1947 r., kiedy festiwal zorganizował Jean Vilar. Są inne ważne - na przykład Wiener Festwochen. Ale Wiedeń nie ma najwyższej temperatury emocji i słońca Prowansji. Średniowiecznych sal, klasztorów, kościołów. Jest Edynburg. Ale tam siąpi deszcz, a dramat musi skromnie i cierpliwie dzielić scenę z baletem i operą. Tylko w Awinionie ludzie teatru są w centrum uwagi ponadmilionowej widowni, która przyjeżdża w lipcu nad Rodan, żeby podziwiać najważniejszych reżyserów i aktorów.

Pisanie o piątej nad ranem

Nasi artyści bywali już w Awinionie. Andrzej Wajda, Tadeusz Kantor, Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, Piotr Cieplak. Ale żaden z polskich zespołów nie miał zaszczytu grania na głównej scenie - monumentalnym dziedzińcu Pałacu Papieży. Do tej pory awinioński zamek pozostawał przez nas niezdobyty.

Pierwszy wyłom uczynił Andrzej Seweryn jako niezapomniany Don Juan, ale w barwach Komedii Francuskiej. Najczęściej zapraszany z Polski Krzysztof Warlikowski pokazał "Hamleta", "Oczyszczonych" i "Anioły w Ameryce". Jednak na mniejszych scenach. Rok temu zaproponowano mu przygotowanie spektaklu na dziedzińcu. Zrealizował "(A)pollonię", rzecz o akcie ofiary, różnych jej obliczach i konsekwencjach, opartą na tragediach antycznych - "Ifigenii" i "Alkestis", prozie Hanny Krall o Apolonii Machczyńskiej, która ukrywała w czasie okupacji Żydów, a także powieściach Coetzeego i Littella. Spektakl niezwykle trudny i wymagający skupienia, czteroipółgodzinny. Łączyło się z tym duże ryzyko. Tymczasem awinioński pokaz był przecież być albo nie być Warlikowskiego. Jeśli w tym roku nie udałoby się wejść na teatralny top, druga taka okazja mogłaby się już nie zdarzyć. Można być dobrym pośród wielu, ale nie najlepszym w gronie nielicznych wybrańców. A to oznacza gorycz porażki i niespełnienia.

Kiedy odbywała się polska prapremiera, 40-metrowa scena rozsadzała pofabryczne hale na Ząbkowskiej. W Pałacu Papieży nie wypełniła długości dziedzińca. Ale nabrała wyrazu z perspektywy dwutysięcznej widowni zasiadającej amfiteatralnie jak w starożytnej Grecji.

Polscy aktorzy na próbie generalnej byli skoncentrowani, ale lekko podenerwowani mimo kilkugodzinnego relaksu na miejskim basenie. O trzeciej nad ranem odbyło się spotkanie zespołu z reżyserem. Warlikowski namawiał do większej ekspresji. Po długich dyskusjach, o piątej nad ranem, dopisano nowy fragment tekstu z myślą o awiniońskiej widowni. W monologu Apollona (Adam Nawojczyk) znalazł się żart z francuskiej Nowej Fali.

Nowy problem

16 lipca na godzinę przed spektaklem przy budkach z biletami zaczęli się gromadzić chętni na wejściówki. Bez szans. Wszystko było wyprzedane. Za kwadrans dziesiąta rozległ się dźwięk średniowiecznego hejnału wzywający do zajmowania miejsc. Pierwszy akt poszedł gładko. Tylko raz, gdy Maciej Stuhr grający Agamemnona palił papierosa podczas "Marsylianki", z widowni padł okrzyk: "Czym nas jeszcze sprowokujecie?!". Ale dziedziniec opuściło tylko kilkanaście osób. Podczas przerwy zespół czuł, że sukces jest w zasięgu ręki. W garderobach panowała euforia. Krzysztof Warlikowski przyszedł z widowni i gratulował aktorom, dziękował za energetyczne granie. Jeszcze podczas antraktu należały się brawa Danucie Stence, która z siłą rockowego idola kreowała postać Klitajmestry. Zapanowało rozluźnienie. Renate Jett, austriacka aktorka od lat związana z Warlikowskim, miała tylko jeden problem - kto wyprowadzi jej pieska na spacer. Niewielki jak na premierę w takim prestiżowym miejscu.

Kiedy polscy aktorzy wrócili na scenę, była pierwsza w nocy. Czekała na nich prawie cała widownia. Było jasne, że o takiej porze zostaje się w teatrze tylko po to, żeby na koniec bić brawa. Rozpoczęły się wpół do trzeciej. Trwały pięć minut, zamieniły się w owację na stojąco. Sceny, jakie widziałem w garderobach, można zobaczyć tylko na rockowych koncertach. Aktorzy rzucali się sobie w ramionach, całowali, cieszyli jak dzieci. Na bankiecie najważniejszym daniem były gratulacje francuskich krytyków, którzy wznosili toasty za polski zespół festiwalowym winem. W sobotę ukazały się recenzje we wszystkich trzech najważniejszych dziennikach francuskich: "Le Monde", "Le Figaro", "Liberation". Wszystkie pochlebne, entuzjastyczne.

"Zaangażowani, wściekli jak poeci paleni wewnętrznym ogniem. Ich nazwiska to: Andrzej Chyra, Magdalena Cielecka, Ewa Dałkowska, Wojciech Kalarus, Marek Kalita, Zygmunt Malanowicz, Adam Nawojczyk, Monika Niemczyk, Jacek Poniedziałek, Magdalena Popławska, Anna Radwan-Gancarczyk, Maciej Stuhr, Tomasz Tyndyk. Oni także są autorami. Bijmy brawo". To "Le Figaro". "W Awinionie Krzysztof Warlikowski wkroczył na dziedziniec Pałacu Papieży śladami Eurypidesa, Ajschylosa, Littella i Coetzeego. Oto wstrząs, na który festiwal czekał bez wątpienia (..) Wstrząs estetyczny i myślowy, dokonany ze spokojem 16 lipca przez polskiego reżysera Krzysztofa Warlikowskiego". Niedostępny do tej pory awinioński pałac został zdobyty. Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego ma jeden problem. Nie można już osiągnąć większego sukcesu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji