Artykuły

"Markiz von Keith"

Nie dziwi zainteresowanie teatru findesieclowym repertuarem - wszak i prapradziadowie, tak jak my, przeżywali brutalne metamorfozy obyczajowe. Frank Wedekind, skandalista i prowokator, pierwszy ostrzelał filistrów, ładując działa tematami takimi jak prostytucja, promiskuityzm, złodziejstwo, zbrodnicze instynkty, lesbijstwo i sadyzm. Nie lubię czytać ani oglądać jego ekspresjonistycznych sztuk, bowiem w sztuczności i melodramatyzmie (mimo ewidentnej brutalizacji języka) przekracza granice tego, co uważam za literacki i psychologiczny kicz. Niemniej jednak oddać mu trzeba prekursorskie zasługi i przyznać, że pisał ostro - i o forsie, i o seksie.

Co tymczasem czyni Krzysztof Babicki z prapremierą napisanego w 1901 r. "Markiza von Keith"? Robi z tej sztuki (pr. I TVP) wyszlifowany salonowy bibelot, który owszem, daje się obejrzeć, ale z pewnym trudem. Jak to w naszym Salonie Muz, którym jest zdobna w marmury i glazury Telewizja SA.

Ani krach monachijskiego oscylatora finansowego, ani tryumf zwyrodniałej monachijskiej moralności nie przyprawiają o bicie serca. Jakie bowiem emocje budzić może galeria pijawek, które wsysają się w "wyciśnięte cytryny" mimo wszelkie wysiłki diabolicznego kuternogi - Olafa Lubaszenki, anhellicznej kurwy - Anny Radwan, galaretowatego wymoczka - Rafała Królikowskiego czy obmierzłego nikczemnego podleca - Jana Monczki. Buntów karierowicza-parweniusza, walki o wolność realizacji szalonych idei nie zapamiętamy. Co najwyżej eleganckie wnętrza i ładne sukienki. Scenografia Anny Rachel - bardzo gustowna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji