Artykuły

Świat jest... koszmarem

Dokładnie 30 lat temu Jan Kott - znakomity krytyk teatralny - napisał esej pt.: "Makbet albo zarażeni śmiercią". Rzecz wywołała prawdziwą burzę w środowisku nie tylko polskich szekspirologów. Dzięki licznym przekładom szybko zyskała światowy rozgłos, inspirując m. in. takich twórców jak Ionesco czy Polański. Widziany przez pryzmat najzupełniej współczesnych doświadczeń świat tragedii, pozornie tylko podporządkowany działaniu mechanizmu historii, władzy i zbrodni jest w istocie krwawym nie kończącym się koszmarem. Do takiego bowiem wniosku skłaniają sugestie zawarte w eseju Kolta. Nie oparł się im i ANDRZEJ PAWŁOWSKI, reżyser najnowszej inscenizacji "Makbeta" w łódzkim Teatrze Studyjnym.

Jak zatem pokazać na scenie koszmar, coś co i dziś jest żywe, a jednocześnie poraża i przeraża? Właściwie do takiego zagadnienia należałoby sprowadzić całość, przyznać trzeba że udanych, inscenizacyjnych zabiegów Pawłowskiego. Nie tylko jednak inscenizacyjnych, także reżyserskich. Koszmar, który chce być wiarygodny wymaga ingerencji bardziej konsekwentnych i posuniętych do najdrobniejszych nawet szczegółów widowiska. On też, jak się domyślam, jako główny bohater tragedii podporządkowuje sobie szekspirowskie postaci.

I tak np. Lady Makbet w kreacji Mirosławy Oblińskiej, wydaje się jakby odsunięta na plan dalszy. Właściwie nie wiem, na ile jej postępowaniem kieruje miłość do męża, chęć wywyższenia go, zemsta za brak potomstwa, żądza władzy, egoizm, wreszcie nadmierna ambicja. Przypuszczam, że to zamierzone, a utwierdza mnie w tym choćby rezygnacja w spektaklu z wątku rodziny Makdufa. Ściśle kobiecy tok rozumowania, niezdolność do wyjścia poza krąg domowo-rodzinny i pojęcia szerszych racji mężczyzny, czynią z Lady Makduf przeciwieństwo żony Makbeta. Brak kontrastu sprawia, że jej ambicje tracą na ważności. W innym zaś miejscu brak dysonansu między niespokojnym komentarzem damy dworu o chorobie Lady Makbet, a wyburzonym stanem umysłu małżonki Makbeta osłabia, rangę samego obłędu.

Dunkan, odtwarzamy przez Mirosława Henke, też jakiś nietradycyjny. Ani wyglądem, ani celowo niezbyt uwypuklonymi pozytywnymi cechami charakteru nie kojarzy się z prawym, szlachetnym władcą. Jego dość dwuznaczne zachowanie wobec Lady Makbet, A wcześniej wyzywające spoglądanie na Makbeta w czasie mianowania, Malkolma następcą tronu - jakby umniejsza Makbetowe wyrzuty sumienia z powodu planowanej zbrodni. A i sam Malkolm, w dramacie - ideał praworządnego króla, u Pawłowskiego odtwarzany przez Łukasza Pijewskiego zanim obejmie tron po śmierci Makbeta - dobija na oczach widzów rannego brata, by uniknąć zagrożeń w przyszłości; Tak więc ten, kto przyjmuje władzę po Makbecie jest jeszcze gorszym zbrodniarzem i przy tym tchórzem. Karuzela morderstw wydaje się nie mieć końca, a każde kolejne dojście do tronu okupione jest krwią. W tak zarysowanej sytuacji Makbet Cezarego Nowaka jest tylko trybikiem w machinie koszmaru zbrodni. Stąd jego rozterki jakby nieco stłumione, rola zaś zbudowana z dużą dyscypliną środków wyrazu i zarazem zrozumieniem wobec koncepcji reżyserskiej.

Zakłada ona, i trudno odmówić temu słuszności, że najlepiej wyraża się koszmar wizji świata przez konkret. Stąd pewnie pomysł Katarzyny Przyjemskiej kostiumu ducha Banka. Ta groteskowo zdeformowana w ramionach, wielka, odziana w białe szaty postać - wytwór halucynacji Makbeta budzić miała zapewne większą grozę przez swą namacalność niż zwiewna, eteryczna zjawa. Podobnie, jak prawie ciągle obecna na scenie, złowroga Hakatę, trzy malownicze czarownice, nadnaturalnych rozmiarów topór jednego z morderców; a także zbiornik z wodą w podłodze sceny. To samo dotyczy odgłosów rzeczywistości: stukania krakania wron.

Bardziej symbolicznego charakteru nabiera natomiast rytmiczna, coraz szybsza, podkreślająca niepokój, muzyka zespołu Voo Voo, a także błyszczące w ciemności ostrze sztyletu, wykonujące półkoliste ruchy - jakby metaforyczny zasięg rozprzestrzeniania się zbrodni po świecie. To połączenie konkretu i metafory widoczne jest w całej ekspresjonistycznej scenografii Leonie Wedel. Wielki, gotycki łuk odsłania mroczną głębię sceny. Może to ostrze sztyletu, a może rozsunięta szczelina piekieł, wysysająca i widownię, której ściany pokryte są kolorowymi kawałkami sznurów, szmat, ludzkich i zwierzęcych części ciała. Taki upiorny pejzaż rozpadu i gnicia natury. I znikąd pomocy, żadnej furtki wyjścia... Koszmar, pułapka?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji