Karol Hubert Rostworowski "Judasz z Kariothu"
Po raz pierwszy w tv i prawie po raz pierwszy w ogóle po wojnie (wyjątki były, ale dawno lub w małych teatrach niezawodowych) - "Judasz z Kariothu". W Wielkim Tygodniu dramat to bardzo a propos. Jego prapremiera w r. 1913 - inscenizacja Solskiego - przyniosła Rostworowskiemu rozgłos szczególny. Pisano: "Sofokles chrześcijaństwa", "Najwybitniejszy intelektualista literatury polskiej", "drugi po Wyspiańskim". Pominąwszy przesadę tamtego języka, słusznie zauważano w autorze etyka, trybuna krzywd ludzkich, adwokata chrystianizmu jako idei gwarantującej sprawiedliwość społeczną. Najpełniej i najbardziej wyraziście.
Był ponadto Karol Hubert Rostworowski mistrzem charakterów, wytrawnym konstruktorem psychologicznych mechanizmów swoich bohaterów. "Judasz z Kariothu" to właśnie takie studium tchórza, człowieka małego i interesownego. Ale - człowieka, który... jest tylko człowiekiem. Nie dorasta do wielkiej idei, nie rozumie jej. Stąd strach, stąd zdrada - wcale nie łatwa, bo Judasz walczy, bo ma świadomość zła i dobra bo cierpi, dlatego, że nie może uwierzyć.
Spektakl Tadeusza Lisa - ewenement sam w sobie: że w ogóle był, że poprzedzony wstępem uczonego jezuity, że był teraz - zademonstrował uwarunkowania nowej idei tak wyraziście, że niedowiarstwa Judasza uprawdopodobniono niezwykle mocno. Jerzy Kryszak boi się, ale już trochę dlatego, że gryzie go pycha: nie mogąc być pierwszym, będzie pierwszym w zdradzie. Jezus musi zginąć po to, aby jego nauka zatriumfowała i "stała się ciałem". Ten triumf wymaga gestu jakiegoś Judasza... Musi też zginąć, bo obrona interesów kapłanów i możnych tego wymaga: jego wiara i działalność zagraża buntem ludu.
Była w tym spektaklu ważna rola i stała się jego ozdobą: to Rachel - żona Judasza, w interpretacji Ewy Dałkowskiej. Spokój, umiar, koncentracja i - wiarygodność. Nie było o to łatwo w dosyć kiczowatych dekoracjach, ryzykownych, pseudooryginalnych kostiumach. Obroniła się, podobnie jak Jerzy Kryszak - tragiczne, judaszowe samooodrzucenie powszechnej idei...