Artykuły

"Judasz z Kariothu" - 1972

Dziesiąty numer dwutygodnika "Teatr" br. w całości został poświęcony problemom łódzkiego środowiska teatralnego. Chciano w ten sposób podkreślić rangę Łodzi w życiu teatralnym Polski. Jakie zjawiska upoważniają do takiej oceny? Jest ich kilka, ale najistotniejszymi są konkretne dokonania artystyczne: Dejmkowa inscenizacja "Henryka VI na łowach" Kurpińskiego, "Prometeusz" Andrzejewskiego w reżyserii Zegalskiego, "Hamlet" w opracowaniu Maciejowskiego, "Balkon" Geneta w inscenizacji Grzegorzewskiego. W czerwcu Teatr Nowy do tamtych osiągnięć dodał premierę "Judasza z Kariothu" K. H. Rostworowskiego. Inscenizacja ta, zresztą niewybitna - co warto na wstępie zaznaczyć, nie wyrosła więc w próżni, wspierają ją inne dokonania, nierzadko j stojące na wyższym poziomie artystycznym. Jeżeli zatem zajmuję uwagę czytelnika "Tygodnika Powszechnego" łódzkim widowiskiem, to czynię tak z v trzech powodów. 1) sam utwór jest na tyle znaczący w historii polskiego teatru, a może w pewnej mierze także kultury religijnej, że warto o jego scenicznej realizacji pisać, 2) poważny stosunek inscenizatora oraz aktorów do problematyki "Judasza z Kariothu" również zachęca do zabrania głosu, 3) trud artystów (którzy z pewnością stworzyliby więcej pełnokrwistych kreacji, gdyby w tekście dramatu nie dokonano tylu tak daleko idących skrótów) jest wreszcie ostatnim argumentem na rzecz podjęcia próby opisu łódzkiego przedstawienia.

Dramaty Rostworowskiego dzieliły znamienny los sztuki Młodej Polski. Po prapremierach "Judasza z Kariothu" (1913) oraz "Kaliguli" (1917) powszechna opinia uznała Rostworowskiego za godnego następcę autora "Wesela". Dwudziestolecie międzywojenne nie podważyło tej opinii. Po II wojnie światowej zaś twórczość autora "Miłosierdzia" była przemilczana. Przypomniano ją wprawdzie w pierwszych latach po wygaśnięciu światowego konfliktu zbrojnego (w 1948 r. w Krakowie grano "Judasza" - nadal z Solskim w roli tytułowej), ale okres następny znamionuje zupełny zastój. Dopiero niedawno zaczęto ponownie sięgać po dramaty Rostworowskiego, jednak czyniono to bez powodzenia na skutek kardynalnych błędów inscenizacyjnych. Po sukcesach scenicznych Wyspiańskiego, Kasprowicza, Kisielewskiego, Przybyszewskiego, a nawet Micińskiego, musiano raz jeszcze podjąć próbę sprawdzenia teatralnej żywotności dramatów Rostworowskiego. Nic więc dziwnego, że w nocie od dyrekcji Teatru Nowego zamieszczonej w łódzkim programie czytamy. "Wertując niestrudzenie teksty dramatyczne rodzime i obce trafiliśmy na dramat "Judasz z Kariothu* K. H. Rostworowskiego; zainteresowała nas problematyka moralna i filozoficzna tego utworu przedstawiona z niekłamaną żarliwością i silą wyrazu, ponadto podbił nos sławny "nerw sceniczny" poety, a dopiero potem przypomniały się niedawne wołania badacza (mowa chyba o szkicu Czanerle z tomu "Wycieczki w dwudziestolecie" - 1870) o przywrócenie Rostworowskiego teatrowi, w czym pragnęliśmy mieć również swój skromny udział". Słowa te dobrze określają klimat, jaki zapanował wokół twórczości Rostworowskiego po obydwu stronach rampy, wreszcie nie tylko na widowni, ale także na scenie.

Którą z zapowiedzi spełniła łódzka inscenizacja? Andrzej Przybylski, młody reżyser, którego dziełem jest reżyseria i opracowanie tekstu, akcent główny położył na problematyce utworu, jego poetykę teatralną zaś uznał za przestarzałą. Kształt teatralny "Judasza z Kariothu", jaki rysuje się w trakcie lektury tekstu, tworzy widowisko monumentalne, operujące przepychem stylowych dekoracji, doskonałą reżyserią tłumów oraz grup ludzkich, wyzyskując w pełni efekty świetlne i akustyczkę (zwłaszcza te ostatnie). Wiersz w dramacie Rostworowskiego jest muzycznie zrytmizowany, zharmonizowany z przebiegiem zdarzeń, ale on właśnie zestarzał się najbardziej. Wszystkie skreślenia, które brały tylko ten wzgląd pod uwagę, były słuszne.

Scenografia w łódzkiej inscenizacji ograniczona jest do minimum. Henri Poulain w środku sceny umieścił biały ekran, na podłodze zaś w miejscu centralnym ułożył na białym obrusie bochen chleba i dzban. To ma wystarczyć do odegrania dramatu Judasza oraz misterium Chrystusowego? - Bez wątpienia tak. Pod jednym wszakże warunkiem, tym mianowicie, że te jakże nośne znaki-symbole zostaną wygrane we wszystkich swych znaczeniach. W inscenizacji łódzkiej funkcjonowały jako zwykły posiłek. I to jest klucz do tego przedstawienia. Teatr Nowy zaprezentował laickiego, jeśli można się tak wyrazić, "Judasza", który to utwór, jak stwierdził w rozmowie jeden z aktorów, porusza problematykę "wzbogacającą dorobek myśli ludzkiej", problematykę moralną - nie religijną. Misterium Chrystusowego, wątku męki i odkupienia w inscenizacji łódzkiej nie ma. Chrystus pojawia się na scenie, bo realizatorom zależało na "uczłowieczeniu Go", ale w wyszukanej szacie jako ludowy, stylizowany świątek (Andrzej May), co zdecydowanie odbijało od robotniczych kostiumów Apostołów i kłóciło się z intencją autora.

Słowo o kostiumach. O ile ascetyczna scenografia wydobywała uniwersalizm problematyki utworu, o tyle ubrania, a zwłaszcza obuwie, miały ją uwspółcześnić. Apostołowie ubrani są w skórzane rybackie kurtki, na nogach noszą wysokie buty gumowe. Saduceusze mają na sobie długie ciemne spodnie, białe koszule i granatowe krawaty, faryzeusze zaś szare spodnie i beżowe rozpięte pod szyją koszule. Reprezentanci obydwu rywalizujących z sobą ugrupowań noszą zwykłe dziś obuwie - ciemne półbuty. Tylko Rachela ubrana jest w długa, brązową, pofałdowana spódnicę, białą bluzkę z długimi bufiastymi rękawami i ciemny stanik, przez co oddalono ją od całkowicie uwspółcześnionego otoczenia i zatrzymano w połowie, drogi pomiędzy rodzajowością kostiumów Apostołów i ludowością szaty Chrystusa. Ale też Ilona Błasińska grająca roję Racheli wyzyskała, na swój sposób te sytuację, ona była najbliższa tonacji misteryjnej strzegąc się, na ogół szczęśliwie, przed melodramatycznością;e nieobcą przecież literackiemu pierwowzorowi.

Problematykę, jaką realizatorzy odczytali w dramacie Rostworowskiego najlepiej można scharakteryzować na przykładzie koncepcji roli Judasza. Istnieją dwie tradycje w interpretacji tej postaci: jedna, którą wspólnie opracowali Rostworowski i Solski oraz druga, mało znana, jaką zaprezentował Karol Adwentowicz w warszawskiej inscenizacji z r. 1919. Solski stworzył sylwetkę małego człowieka, który nie zrozumiał Idei Chrystusowej, nie dorósł do jej przyjęcia. Obarczony przemożną siłą tradycji, uwikłany w troski codziennego życia, załamuje się i przegrywa. Adwentowicz w osobie. Judasza widział reprezentanta biedoty, którego klęska ma sens społeczny, Obydwie interpretacje: religijno-psychologiczną

Rostworowskiego i Solskiego oraz socjologiczną Adwentowicza łączyło jedno - wysiłek w kierunku "uczłowieczenia" Judasza, troska o to, aby rola ta nie ześlizgnęła się w koleinę "czarnego charakteru".

Bogusław Sochnacki poszedł raczej śladem Adwentowicza. Jego Judasz jest człowiekiem aktywnym, zainteresowanym konkretem, życiem doczesnym. - chciałoby się powiedzieć dotykalnym. Znaczący jest gest, jaki wykonuje artysta zaraz po ukazaniu się na scenie - podchodzi do bochenka chleba, energicznym ruchem urywa zeń kawałek, z którym zbliża się następnie do rampy, tutaj siada, je chleb i zastanawia się.

W chwili przybycia "pielgrzymów" Judasz Sochnackiego ma już opracowany plan działania, w rozmowie, jaka się teraz nawiązuje, doszło jedynie do jego sprecyzowania. Tak gra Sochnacki rolę tytułową w dramacie Rostworowskiego, a prasa łódzka tę kreację uznała za wydarzenie artystyczne.

Na koniec słów kilka o reżyserii. Przybylski widowisko skameralizował, zrezygnował z tłumów, nie angażował statystów. Całą obsadę ograniczono do piętnastu osób. Muzyki nie ma. Przedstawienie jest oschłe, programowo surowe. Jedynie liryzm Racheli i uduchowienie Jana (Jan Zdrojewski) wprowadzają cieplejszy nastrój. Aktorzy grają właściwie przez cały czas na proscenium, by ich kontakt z widownia był najbardziej bezpośredni. Ruch sceniczny został zredukowany do rozsądnego minimum; do widza miało przemówić przede wszystkim słowo, dialektyka poglądów i postaw. I to jest największe osiągnięcie tej inscenizacji. Szkoda tylko, że w tekście dramatu skreślono tak wiele dialogów ważkich, wznoszących się ponad aspekt socjologiczny. Toteż, mimo powagi, z jaką aktorzy traktują problematykę utworu, salę opuszcza się z uczuciem pewnego niedosytu.

Teatr wyróżnia się najściślejszym związkiem z "tętnem życia społecznego. Konkretne dokonania sceniczne noszą piętno swego czasu. Nic też dziwnego, że i omawiana tu inscenizacja "Judasza z Kariothu" jest w jakiejś mierze dokumentem tego życia, w którym uczestniczymy. Dokumentem prawdziwym, nie lepszym odeń, ale i nie gorszym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji