Artykuły

Kraków. Pożegnalny felieton Brunona Miecugowa

WIEKUIŚCIE SZANOWNI CZYTELNICY! Zwracam się bezpośrednio do Was, a nie - jak zwykle - do Szanownego Redaktora, jest to bowiem list pożegnalny. Oczywiście napisałem go jeszcze za życia, bo mało komu udaje się przesłać wiadomości z tamtego świata, a ja chciałem się z Wami wszystkimi pożegnać, mając nadzieję, że niektórzy z Was przyjdą też pożegnać mnie. I do nich właśnie zwracam się z paroma prośbami.

Pogrzeby są do siebie podobne. Z natury rzeczy i zgodnie z naszą narodową tradycją, przebiegają w atmosferze powagi i smutku, ale ja nie chcę, żebyście byli smutni, bo przecież całe życie starałem się pisać do śmiechu, a nie do płaczu. Proszę więc, byście mnie pożegnali w niezbyt ponurym nastroju.

Pierwsza rzecz to oprawa muzyczna. Bardzo bym chciał, żeby znalazło się paru dżezmenów, którzy zagrają mi utwór "Wszyscy święci idą do nieba". Nie dlatego, bym się tam wybierał z nadzieją, że będę entuzjastycznie przyjęty, ale z bardziej przyziemnych powodów. Zawsze bardzo lubiłem tę melodię, a upodobania głównego bohatera uroczystości powinno się chyba brać pod uwagę.

Po drugie zaś, w takt tej melodii idzie się o wiele raźniej i przyjemniej niż przy dźwiękach któregokolwiek z marszów pogrzebowych. W tej materii mam zresztą wybór dość ograniczony. Tak np. góralska kapela - widywana ostatnio na krakowskich cmentarzach dość często - absolutnie mi nie przysługuje, bom w Tatrach bywał nader rzadko, a nawet nie jadałem oscypków. Nie należy mi się też hejnał mariacki, bom ani się w Krakowie nie urodził, ani też nie należałem do grona jego bezkrytycznych chwalców.

Następna kwestia dotyczy - że się tak wyrażę - scenografii. I tu tradycja nakazuje barwy smutne, na czele z żałobną czernią, a więc i tu prosiłbym o odstąpienie od tego obyczaju. Niech każdy ubierze się stosownie do swych codziennych upodobań, ale raczej kolorowo. Nie chcę konduktu, w którym jedyną barwną plamą byłyby kwiaty. A skoro o nich mowa, to też mam antytradycyjną prośbę: Nie marnujcie pieniędzy na te wszystkie wieńce i żałobne wiązanki, które i tak po paru dniach zwiędną. Jeśli już koniecznie chcecie wydać te parę groszy, to raczej zróbcie "ściepę" i kupcie kilka butelek szampana. Jeśli pod koniec ceremonii jednocześnie je odkorkujecie, będę miał coś w rodzaju salwy honorowej. To zawsze podnosi rangę pogrzebu, a na salwę z broni palnej absolutnie liczyć nie mogę. W dzieciństwie marzyła mi się co prawda kariera wojskowa, ale los zrządził, że ani przez jeden dzień nie nosiłem munduru. Mam wprawdzie medal "Zasłużony dla obronności kraju", ale dostałem go za wieloletnie pisanie tekstów dla wojskowych zespołów estradowych, a maszyna do pisania to jednak nie to samo, co karabin maszynowy.

Rekapitulując - proszę Was, byście pożegnali się ze mną pogodnie - nie łzą, lecz życzliwym uśmiechem. A ja w rewanżu składam wszystkim życzenia:

Niech wam ta doczesność lekką będzie!

***

Ten felieton pisał jego Autor dla "Dziennika Polskiego", w którym przez tyle dekad zamieszczał swoje listy. Ten - do Czytelników - miał być ostatnim. Ukazał się wcześniej w autobiograficznej książce "Grzeszne życie Brunona Miecugowa", wydanej w roku 2008 przez oficynę KWADRAT. Zdobiło jej okładkę zdjęcie Autora wykonane przez Jadwigę Rubiś; los zdarzył, że odeszła przedwcześnie po latach zmagania się z tą samą chorobą.

W jutrzejszym Magazynie Piątek "Dziennika Polskiego" zamieszczamy wspomnienie o Brunonie Miecugowie pióra Andrzeja Kozioła.

***

Pogrzeb Brunona Miecugowa odbędzie się dziś o godz. 13.40 na cmentarzu Rakowickim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji