Artykuły

Kraków. Spłoszone konie. Kto odpowiada za galopadę?

Petardy na rynku strzelają - konie się płoszą. Członkowie Stowarzyszenia Dorożkarzy Krakowskich skarżą się na głośne imprezy na Rynku, a prokuratura sprawdza ostatni wypadek, podczas którego poszkodowanych zostało kilku zagranicznych turystów.

W ubiegłym tygodniu podczas spektaklu Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych odpalano petardę, która spłoszyła dorożkarskie konie. Te przeszły w galop i na wysokości wylotu ulicy Szewskiej jeden z nich się potknął, uderzył i przygniótł 36-letniego Holendra, aktora teatru Carbid, przygotowującego się do spektaklu. Zaprzęg zatrzymał się dopiero w ogródku restauracji mieszczącej się pomiędzy wylotami ulic Wiślnej i Brackiej. Konie i powóz rozwaliły kilkanaście stolików i doniczek z kwiatkami, połamały parasole. Na szczęście wcześniej z ogródka udało się uciec niemal wszystkim klientom. Jedynie dwie panie: 66-letnia Belgijka i 58-letnia kobieta z obywatelstwem polsko-francuskim, a także 56-letni Francuz nie zdążyli uciec wystarczająco daleko. Ucierpiały także konie, które z poranionymi nogami i brzuchami zaklinowały się między stolikami.

Do dziś trwa wyjaśnianie, jak i dlaczego doszło do wypadku. Jak się okazuje, festiwal miał status imprezy masowej, więc jego organizatorzy nie musieli przestrzegać przepisów miejskich o zakazie używania petard w miejscach publicznych.

- Wystrzał był bardzo silny, podobny do armatniego - mówi prezes Stowarzyszenia Dorożkarzy Krakowskich Krzysztof Kwiatkowski. Woźnica akurat stała na ziemi przy koniach i karmiła je, nie było szans, żeby zatrzymać pędzącą parę, choć i ona, i koledzy dorożkarze próbowali łapać konie w biegu. Zazwyczaj dostajemy z magistratu wiadomość telefoniczną o planowanych imprezach na Rynku, wtedy nie przyjeżdżamy na samą płytę, tylko parkujemy na innych postojach. Tym razem nie było żadnego sygnału ze strony władz że będzie głośno, chociaż sami uczestnicy festiwalu mogli nas ostrzec tuż przed rozpoczęciem, skoro wiedzieli, że będzie wybuch - mówi Kwiatkowski.

- Wszystkie wymagane pozwolenia mieliśmy - zapewnia Jerzy Zoń, dyrektor teatru KTO, organizator imprezy. - Dzień wcześniej aktorzy grali to samo przedstawienie i nic się nie stało, konie nawet nie drgnęły. To była pojedyncza zwykła petarda, taka jaką dzieci odpalają na podwórkach - mówi Zoń.

- Od kolegi wiem, że był jakiś wystrzał na Rynku też w czwartek. Tylko że akurat wtedy postój był pusty, bo wszystkie dorożki kursowały z klientami, nic dziwnego, że żaden koń się wtedy nie spłoszył - odpowiada Kwiatkowski.

Istniejące przepisy nie precyzują, czy wolno pojazdom konnym przebywać w miejscu trwania imprezy masowej, czy raczej powinno się poinformować dorożkarzy o możliwości powstania zagrożenia publicznego i wyegzekwować przeniesienie się na inne miejsce. Zarówno straż miejska, jak i urzędnicy magistratu nie mogą zmusić dorożek do odjechania, jeżeli parkują przepisowo, choć w przypadku dużych imprez dorożkarze sami parkują poza Rynkiem.

- Badamy przedstawioną przez organizatorów dokumentację, przesłuchujemy świadków - mówi Piotr Kosmaty z krakowskiej prokuratury okręgowej. - Sprawdzamy, czy nie doszło do zaniedbań zarówno ze strony organizatora, jak i powożącego feralnym powozem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji