Artykuły

A łza płynie

O XXII Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Ulicznych w Krakowie pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Trzeba było wybierać. Najpierw Rynek Główny? Później plac przed Galerią Krakowską? Na końcu Mały Rynek? Może odwrotnie? A do tego jeszcze plac Wolnica, Teatr Bagatela i podwórko przy Karmelickiej 27. Od czego zacząć? I kiedy? W czwartek? Piątek? Sobotę? Niedzielę? Trzeba było wybierać i na gust przeznaczenia liczyć, bo od tego, w którą stronę i kiedy pójdziesz zależało, jaka opowieść teatralna będzie ci dana do smakowania.

Linoskoczkowie? Proszę bardzo. Wirtuozi szczudeł? Jeśli pan, pani sobie życzy - czemu nie. Twórcy opowieści poważnych, całych w dymach i światłach nie z tego świata? Zapraszają. Ci od fikołków? Też. Zapraszają gimnastycy i pogięci. Kłaniają się przymilnie władcy pacynek. Wita cię demiurg żonglowania flaszkami, baba-guma, śpiewak przygłuchy i rysownik nie za wyraźnie widzący. Ten, który w fachu ulicznego kuglarstwa mistrzem jest, a zwłaszcza ów, co jeszcze nic nie umie. Od lat wakacyjną porą oni wszyscy witają w Krakowie przechodniów - i tak też witali teraz, między 9 a 12 lipca, od wczesnego popołudnia do godziny duchów, na 22. Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Ulicznych.

Ile trup aktorskich zjechało? Kilkanaście. Z których stron świata? Ze wszystkich. Ile przedstawień dyrektor Jerzy Zoń kazał im odegrać w sześciu punktach miasta? Niechaj matematycy rachują. Grunt, że były to dni nie do ogarnięcia. I jak zwykle - trzeba było wybierać. Wybrałem ścieżkę klaunów. A może to nie ja? Może to oni, cudem jakimś, zupełnie niepojętym - wybrali mnie?

Zaczęło się od El Nińo del Retrete [na zdjęciu] z Argentyny na placu przed Galerią Krakowską. Gdybym wtedy, w czwartek, skręcił w lewo, na Mały Rynek poszedł i obejrzał seans "Twisted Oliver" trupy EO.45 Theatre z Wielkiej Brytanii - nie przypomniałby mi się Federico Fellini. Zapytany o dzieciństwo, o aktorów, z którymi identyfikował się jako chłopiec, rzekł: "Cóż, klauni cyrkowi". "A nie kowboje - drążył dziennikarz - Gary Cooper, wielcy bohaterowie pozytywni?". "Nie - sparował twardo mistrz - zawsze mnie nudzili". W sumie nie wiem, skąd biorę pewność, lecz ją mam: fenomenalny kurdupel z Argentyny nie zanudziłby Felliniego. Więcej - zostałby obsadzony w kolejnym filmie. Tytuł? Niech będzie: "A łza płynie".

Rzecz jasna - nie da się opowiedzieć opowieści mikrego Argentyńczyka. Ot, gadał coś, żonglował piłeczkami - większymi za pomocą rąk, mniejszymi - samym gardłem, ebonitowa lalka różne akrobatyczne cuda na jego dłoni wyczyniała i "dzień dobry" rzekł tak zawstydzająco czysto, jak ty nigdy nie mówiłeś do przyjaciół znanych od stu lat i na wylot. To wszystko. Nic? Prawie. Tyle że jakoś nie było chęci, mocy, by odeń wzrok oderwać i pójść w cholerę. Dlaczego?

Dlaczego ta sama katatonia, identyczne znieruchomienie i łza na rzęsie, gdy w piątek, na scenie teatru Bagatela widziałem starych, francuskich klaunów, co się zwą "Le Prato"? I Dlaczego wszystko się powtórzyło w sobotę, na Wielkiej Płycie, gdy murzyński lalkarz z Holandii, Lance Spring, przez pół godziny dojmująco czule rozmawiał bez słów ze swą wciąż przymierzającą różnokolorowe maski marionetką? Przecież w każdym z tych przypadków na scenie, placu, ulicy - jeśli o tak zwaną głębię i wiekopomne idee chodzi - prawie nic. Więc?

Fellini wiedział, co mówi. Wiedział, co warto pamiętać z dzieciństwa. W teatrze, w sztuce w ogóle, w pierwszej kolejności nie o głębię i wiekopomne idee chodzi. Chodzi o cud klauna, cud ulicznego kuglarza - o ten ich nieuchwytny związek zgody z powietrzem, którym oddychają. Nie wadzą im zapachy świata, proch placu, światło zależne od chmur, a zwłaszcza ty, coś w drodze skądś dokądś przystaną na mgnienie, by się pogapić na wirującego głupka w za dużych butach i z czerwoną piłeczką na nosie. Nie są napięci, nie mają pretensji, nie epatują bólem. Są po prostu. Są bardzo. Są - gdyż są, jacy są. I nie zamierzają być tobą.

Właśnie. W miniaturze Sándora Máraia "Brzuchomówca" marionetki wracają z prawdziwego świata do mistrza, wracają z pretensjami. Już nie chcą dalej być doskonałą iluzją ludzi. Bo życie to życie, a sztuka to sztuka. Wracają na kolana brzuchomówcy i jak wszyscy klauni festiwalu Jerzego Zonia - na powrót szlifują zdławioną przez prawdziwy świat maestrię sztuczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji