Artykuły

Tragizm i powszedniość

Warszawski Teatr na Woli wystawił sztukę jugosławiańskiego pisarza, Ivo Bresana, wybornie przełożoną przez Stanisława Kaszyńskiego. Tytuł tłumaczy intencje autorskie: "Podstawienie "Hamleta'' we wsi Głucha Dolna". Jest to więc nowa odmiana "teatru w teatrze", przedstawienia osnutego dokoła wątku, jakim jest - powstawanie, spektaklu.

Ale nie o samą "grę teatralną'' tu idzie. Autor wybrał taką właśnie formę, gdyż pozwala mu na zastosowanie zasady, którą uznaje za bardzo sobie bliską: połączenie tragizmu z powszedniością, niezwykłości z codziennością. Wyobraził sobie jakąś zapadłą wioskę na Pogórzu Dalmatyńskim, gdzie stosunki cywilizacyjne są zacofane, a stopień oświaty niewysoki. W tej "dziurze" biurokratyczny schemat każe wypełniać nie tylko plan gospodarczy, ale i "kulturalny". Jak to zrobić? Najprościej: zagrać sztukę. Pierwsza, która się nawinie, a więc "Hamleta", którego jeden z mieszkańców przypadkowo oglądał. Oczywiście, cala szekspirowska filozofia pozostanie obca wykonawcom, zainteresuje ich natomiast sensacyjna akcja, ocierająca się o sprawy kryminalne.

Ale samo życie głębiej i mocniej się tu wdziera. Także i Głucha Dolna zna przejmujące dramaty. Popełniono przestępstwo, defraudację. Równocześnie rzucono podejrzenie na niewinnego, przeciw któremu zmobilizowano... pozory. Spektakl hamletowski, którego próbom w Głuchej Dolnej się przyglądamy - raz po raz staje się aktualny. Wygląda na aluzję! Tylko finał będzie inny. Na próżno syn pokrzywdzonego próbuje go rehabilitować. Padnie ofiarą bezwzględnego sprawcy oraz obojętności i zastraszenia ogółu. Nasze współczucie jest ostrzeżeniem i przestrogą.

Połączenie dwóch sprzecznych ze sobą czynników, powszedniości i tragizmu, może być artystycznie przekonywające pod warunkiem - że będzie "syntetyczne", a nie mechaniczne. Zadanie to zainteresowało reżysera Kazimierza Kutza. Nadał pierwszym scenom ton zdecydowanie komediowy. Potem spektakl na naszych oczach przygotowywany w Głuchej Dolnej przeobraża tekst szekspirowskiego utworu, narzuca mu nową formę, zapełnia nowymi zagadnieniami. Choć wieś będąca terenem wydarzeń, wydaje się anachroniczna, opinia tego środowiska nie jest prostacka, jakby się mogło wydawać. Reżyser ma więc rację, nasycając spektakl grany w teatrze - pięknymi elementami widowiska ludowego, np. żywi ołowymi tańcami oraz piosenką.

Scenograf Marian Kołodziej operuja kilku przestronnymi pianami, na tylnym umieścił duże lalki, upostaciawiające gości w gospodzie. Mamy jedynie wątpliwości, czy były niezbędne "inkrustacje" pieśniarskie, działające jak przerywniki.

Jest w spektaklu kilka znakomitych ról. Tadeusz Łomnicki gra przewodniczącego spółdzielni, którego autorytatywność, choć "nieuczona" i instynktowna, od pierwszej chwili tłumaczy bezkarność i swobodę poruszeń tej postaci, Konrad Morawski dobrze sobie radzi z przewodniczącym miejscowego Frontu Narodowego, który jest w gruncie rzeczy - satelitą prezesa Spółdzielni. Marian Rułka, jako nauczyciel, którego obarczono funkcjami reżysera "Hamleta." wybrał ton "inteligencki" (a nie "charakterystyczny") i humor dyskretny, lekko ironiczny. Zadanie bufetowej z dużą kulturą aktorską rozwiązuje Maria Chwalibóg. Ważne są w tej sztuce także sprawy kochanków. Córkę przewodniczącego Frontu Narodowego gra Maria Czubasiewica zbyt może "inteligencka" typem urody jak na dziewczyną z Głuchej Dolnej. Ma jednak kilka ładnych, ujmujących momentów. Jej narzeczonym, na próżno usiłującym dochodzić sprawiedliwości, jest Adam Ferency. Autor uczynił go chłopakiem bezradnym. Aktor nie zasygnalizował różnic między chwiejnością postaci, a jej ujęciem. Ale to może sprawa tekstu, czy reżyserii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji