Artykuły

Aktualne myśli na "Don Carlosie"

W dzień po jubileuszu Niny Andrycz - czyli w niedzielę, 22 października - galowa premiera "Don Carlosa" Giuseppe Verdiego w Teatrze Polskim-Operze Narodowej, kierowanej przez dyrektora Waldemara Dąbrowskiego. Wielkie i potężne przedstawienie, trwające cztery godziny i kwadrans. Cały ten czas wypełniony przepiękną muzyką i pięknymi głosami. Dużo natomiast namiętnych sporów wywołała scenografia i kostiumy. Jedni, tradycjonaliści, uważali, że nie było w nich praktycznie ani ducha, ani materii dworu hiszpańskiego XVI wieku, drudzy, moderniści, byli zdania, że właśnie dobrze, iż w tej dziedzinie dopuszczono strumień świeżego powietrza do "Don Carlosa". Z niemal jednogłośnym sprzeciwem spotkało się włączenie do przedstawienia kronik filmowych z Rewolucji Październikowej z napisami rosyjskimi na sztandarach, wzywającymi masy do boju. Mówiono, że jedynym łącznikiem między tą rewolucją a czasami Don Carlosa może być tylko to, że do towarzyszy (i, co gorsza, do towarzyszek) mówiło się "wy", podobnie jak w "Don Carlosie". Na przykład Don Carlos mówi do kochającej się w nim księżnej Eboli, nie wiedząc, że nie jest ona jego ukochaną kobietą - macochą! (tak, tak, tak śmiało): "Doprawdy, szlachetne jest WASZE serce".

W przeciwieństwie do Rewolucji Październikowej, wszyscy byli zachwyceni obrazem drugim aktu trzeciego (plac katedralny w Valladolid, przygotowania do spalenia skazańców na stosie w obecności króla Filipa II i Wielkiego Inkwizytora). W tym obrazie bowiem, na widownię wchodzą tłumy, dosłownie tłumy, statystów - tym razem w większości w historycznych kostiumach - udających się na scenę. Czuliśmy się wszyscy uczestnikami nie tylko samego spektaklu, ale i owych wydarzeń tam, w Valladolid, ale autentyzm nie szedł tak daleko, żeby ktokolwiek mógł traktować samego siebie jako skazańca. Przeciwnie - wszyscy reprezentowaliśmy admirację dla tej sceny.

Co do jej aktualnego znaczenia, widownia podzieliła się na dwie części w zależności od preferencji politycznych. Lewica uznała Wielkiego Inkwizytora za (dościgły!) wzór Bogusława Nizieńskiego. W ten sposób komentowano zwłaszcza scenę, w której Wielki Inkwizytor domaga się wydania na śmierć największego przyjaciela Filipa II, Rodriga markiza Posy Król się łamie, śpiewając: "Więc zawsze tron musi ustąpić przed ołtarzem?". Prawica natomiast uznała, że wszystko jest w porządku.

Choć wszystkie śpiewaczki i wszyscy śpiewacy dali z siebie wszystko, szczególnie podobał się Marcin Bronikowski w roli Rodriga, markiza Posy. Bo młody, bo szczupły, bo dysponujący silnym i pięknym barytonem, bo wreszcie czujący się na scenie jak ryba w wodzie (żadna aluzja do "Plotek, Płotek i GRUBYCH RYB", bo gruby był raczej sam Don Carlos). Krótko mówiąc, Marcin idzie od sukcesu do sukcesu. Brawo!

Mamy więc nadzieję, że dyrektor Dąbrowski nie posłucha recenzenta "Gazety Wyborczej", Bartosza Kamińskiego, który w numerze z 25 października wzywa go do... zdjęcia "Don Carlosa"z afisza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji