Artykuły

Bezdomni to nie Marsjanie

- Mówimy o tym, jaki to jest stan umysłu - bycie bezdomnym - po to, by zwrócić uwagę na to, że państwo nie zapobiega bezdomności i nie pomaga z niej wyjść, że ma w nosie ludzi, którzy sobie nie poradzili - mówi ROMUALD WICZA-POKOJSKI, reżyser gdańskiego spektaklu "Pamiętnik z dekady bezdomności".

Dziś premiera "Pamiętnika z dekady bezdomności", najnowszej produkcji teatru Wybrzeże. Spektakl opowiadający o bezdomności wyreżyserował Romuald Wicza-Pokojski. Będzie grany w noclegowni w Gdańsku Nowym Porcie przy ul. Starowiślnej 3.

Rozmowa z Romualdem Wiczą-Pokojskim, reżyserem:

Czego dowiedziałeś się o bezdomności polskiej, realizując "Pamiętnik z dekady bezdomności"?

- Że nasze państwo nie radzi sobie z problemem bezdomności, że łatwo w nią popaść, a trudno wyjść. System pomocy nastawiony jest tylko na osoby tkwiące w niej. Uświadomiłem sobie również, że to ja jestem bliżej bycia bezdomnym niż te osoby stania się "domnymi".

Czy tego właśnie dowie się widz, oglądając przedstawienie?

- Spektakl jest oddaniem sytuacji i przemyśleń osób tkwiących w bezdomności na jej temat. Próbą oddania emocji towarzyszącym takim osobom. Mówimy o tym, jaki to jest stan umysłu - bycie bezdomnym. Właśnie po to, by zwrócić uwagę na to, że państwo nie zapobiega bezdomności i nie pomaga z niej wyjść, że ma w nosie ludzi, którzy sobie nie poradzili: stracili pracę, a kredyt hipoteczny zabrał im mieszkanie. Zadaniem sztuki jest poruszyć tych, którzy mają wpływ na system. Jeśli się nie rozmawia o problemie, to go nie ma. Dlatego trzeba gadać.

I w tym celu właśnie zaangażowałeś bezdomnych i wystawiasz przedstawienie w schronisku...

- Tak. Ponieważ ta trójka aktorów to zupełnie normalne osoby. Nie przeżyli wielkich katastrof życiowych. Raczej na pewnym etapie ich życia nie pojawił się ktoś, kto mógłby im pomóc. Ich obecność na scenie unaocznia, że są ludźmi, a nie Marsjanami.

Powiedziałeś "aktorzy"?

- Owszem, to też są aktorzy. Nie grają w przedstawieniu siebie, mają zadania aktorskie do zrobienia, dostają wynagrodzenie za swoją pracę. Bardzo mi pomagają, wnoszą do sztuki swoje historie. W przedstawieniu pojawiają się wybrane sytuacje z ich życia i odzywki z języka bezdomnych, które zaproponowali. Poprzez pracę artystyczną mogą powiedzieć coś o sobie.

Dlaczego główną rolę gra zatem zawodowa aktorka - Tomira Kowalik?

- Bo jest bardzo dobrą aktorką, a to jest teatr, a nie zajęcia terapeutyczne. Jest to prawie monodram, trzy czwarte spektaklu jest w rękach Tomiry. To nie jest tylko wykonawczyni, jesteśmy partnerami. Razem poznajemy, odkrywamy, współtworzymy ten spektakl. To są Tomiry emocje, to jest jej ból, to jest jej radość. Bez Tomiry nie zrobiłbym tego spektaklu.

Czy nie obawiasz się, że ludzie nie będą chcieli przyjeżdżać do schroniska i oglądać tego, co ich ewentualnie w przyszłości może spotkać?

- Myślę, że na przedstawienie przywiedzie ich zwykła ludzka ciekawość. Współczesny teatr powinien umożliwiać pobycie w sytuacji, a nie tylko obserwowanie historii. Jest chwilą bycia w bezpośrednim kontakcie z przedstawiającym i światem przedstawianym. Więc czemu nie pobyć w miejscu z aktorem i historią?

Mądrzysz się tak, że trzeba zmienić system, że spektakl powinni obejrzeć ludzie odpowiedzialni za tworzenie systemu pomocy bezdomnym. A jaki Ty masz pomysł, jak Ty byś im pomógł wyjść na prostą?

- Przede wszystkim odpowiadam jako obywatel od dwunastu lat płacący podatki i ZUS. Chcę się nie bać ryzyka, chcę mieć prawo do porażki, chcę mieć prawo do tego, że mi się może nie udać, a nie chcę, żeby wszystko od razu oznaczało dla mnie klęskę życiową. I tego oczekuję od systemu.

Wierzysz w sukces "Pamiętnika..."?

- Chciałbym, żeby był wydarzeniem artystyczno-społecznym. Oczekuję od "Pamiętnika" mocy, a nie przebojowości. Myślę, że to, co robimy, jest po prostu ważne. Taki reflektor prosto w oczy.

Czy to jest dobry spektakl?

- Nie mnie to oceniać. Ale wiem, że jest to jedno z najbardziej punkowych przestawień, jakie w życiu zrobiłem.

Romuald Wicza-Pokojski. Lat 31. Urodzony w Brodnicy. Tam też w 1991 roku założył offowy Teatr Wiczy, z którym po siedmiu latach przeniósł się do Torunia. Do dziś zrealizował w swoim teatrze dziewiętnaście spektakli scenicznych i plenerowych (m.in. "Emigrantów" Sławomira Mrożka, wystawianych w mercedesie kempingowym, czy "Po prostu" - spektakl o wojnie, którego premiera odbyła się na tydzień przed wybuchem wojny w Iraku, grany w ruinach zamku krzyżackiego, a później także na festiwalu teatralnym Malta w Poznaniu). Jest absolwentem Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Pracował m.in. w Teatrze Narodowym jako specjalista do spraw impresariatu, a także w biurze Warszawskich Spotkań Teatralnych. O sobie mówi, że nie jest reżyserem w rozumieniu dyplomu, lecz człowiekiem, który reżyseruje. Reżyserował już poza Teatrem Wiczy, m.in. "Małego Księcia" w toruńskim teatrze Baj Pomorski, gdzie parę lat wcześniej został adeptem sztuki lalkarskiej. W lecie ubiegłego roku zorganizował w Toruniu Festiwal Teatralny Bulwar, a w październiku otworzył Centrum Wolnego Czasu - własny lokal artystyczny. Jest zaręczonym kawalerem i wielbicielem punk rocka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji