Artykuły

Spektakl ale nie przesłanie

Kiedy wchodzimy na widownię żelazna kurtyna jest jeszcze spuszczona, a zewsząd rozlega się zapowiadająca straszną tragedię muzyka. Gdy kurtyna unosi się w górę, widz ma przed sobą nagą scenę z jej surowym zapleczem oraz dwie potężne formy z blachy. O tę blachę bić będzie pięściami już za chwilę pogrążona w gniewie i rozpaczy Antygona, o nią też tłuc będzie, gdy bieg zdarzeń się spełni, ten który straci wszystko - Kreon.

Latem w Amfiteatrze na Cytadeli "Antygona" była świetnym, pełnym rozmachu widowiskiem. Ale przecież tylko widowiskiem, aktorzy w niej nie zaistnieli. Na premierę do Teatru Polskiego szedłem więc pełen jak najgorszych obaw, mile się spektaklem rozczarowując: "Antygona" w wykonaniu tego zespołu broni się. Przede wszystkim świetną inscenizacyjnie plastyką Darii Sobczak i muzyką Zbigniewa Kozuba. Surową prostotą zastosowanych w niej przez Jerzego Moszkowicza środków. Ale przecież także i aktorstwem tytułowej Antygony - Katarzyny Pawlak, Ismeny - Ireny Lipczyńskiej, Terezjasza - Roberta Więckiewicza, Hajmona-Jacka Pawlaka.

Najwięcej wątpliwości budzi rola Kreona. W pierwszej części spektaklu zbyt rezonerska i bezosobowa, w drugiej - też taka jakaś bardziej zewnętrzna i upolityczniona. W tym pięknym widowisku, to co jest tragedią losów ludzkich ma rzeczywiście swój uniwersalny wymiar, gorzej natomiast jest z samą sprawą i przesłaniem tragedii. Całe zło tkwi w mechanizmach władzy, zdaje się mówić reżyser. Ostatnia scena puentująca spektakl jako dramat polityczny i grę o władzę wydała mi się jednak zbyt nachalnie publicystyczna. Gorzki śmiech Chóru brzmi na zakończenie tak obco...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji