Balladyna z MPK
Frąckowiak, zmierzający jak co dzień do Ceglorza, rozsiadał się wygodnie w autobusie, gdy dobiegł go fragment rozmowy sąsiadki z czwartego piętra z korpulentną blondynką:
- Piękną suknię miała Balladyna!
- A ten kapelusz Goplany!
- Przepraszam, że się wtrącam - odezwał się na to starszy pan. - Ale chyba mówicie panie o "Balladynie" w Teatrze Polskim? Czy zwróciłyście uwagę na muzykę? A ta scena uczty u Kirkora! Stół zjechał z sufitu...
Frąckowiak, nie nastrojony ranną porą do dysput o sztuce, wstał i przeniósł się na sam przód autobusu. Chcąc nie chcąc znów podsłuchiwał, bo pasażerowie okazali się wygadani.
-... a ta, co grała Goplanę, piękna kobieta... - westchnął bardzo dorosły pan, czyli emeryt. Jego towarzysz w rozmarzeniu pokiwał głową. Stojące opodal panienki w tym samym czasie z wypiekami na twarzach omawiały zalety ciała i ducha Kirkora.
- Bilety do kontroli - odezwał się nagle kanar, ale na tym nie poprzestał. - Tak tu chwalicie sztukę, a przecież trudno było nie zauważyć jak brzydko mówiła ta aktorka, Małgorzata Walas...
- Masz pan rację! - odezwał się okazując miesięczny, technik Misiewicz. - Takiego długiego, nudnego gniotą nie widziałem już dawno...
Licealistka z trójki była jednak innego zdania.
- Byłaś na "Balladynie"? - zagaiła koleżankę i zbulwersowana przeczącą odpowiedzią wykrzyknęła; - Nie? To idź koniecznie!
Autobusem rzuciło na zakręcie, ale kierowca nie zważając na to obejrzał się i wykrzyknął: - Ta Halina Chmielarz dźwiga swoją rolę zamiast ją grać!
I na tym się skończyło, bo z kierowcą w czasie prowadzenia pojazdu rozmawiać nie wolno. Tylko czerwony ze wstydu Frąckowiak, w strachu przed dekonspiracją, że na spektaklu nie był, nie dojechał do "Ceglorza". Wysiadł w centrum i natychmiast skierował swoje kroki do kasy Teatru Polskiego...
Wszystkie przytoczone tu opinie (a ja tylko włożyłam je w usta wymyślonych pasażerów) pochodzą z sobotniego dodatku wielkopolskiego "Gazety Wyborczej" - z recenzji "Piorun nie miał w co uderzyć" pióra Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej. Recenzentka słuchała ich ponoć przez tydzień, jeżdżąc autobusem miejskim do redakcji. Gwoli ścisłości dodam, że w tym czasie Teatr Polski tylko raz pokazał "Balladynę", ale widać na premierze było pół Poznania, skoro w środkach masowej komunikacji o niczym innym przy pani Piaseckiej nie rozmawiano. I tym sposobem recenzentka koronny argument ma jak znalazł: "ludzie mówią!" A ludzi można sobie przecież wymyślić.