Artykuły

Kwiat, który późno rozkwita

- Ciągle trwają prace nad tym, aby powstała opera o Chopinie. To głównie prace nad zamykaniem budżetu, co w czasach kryzysu jest trudne. Projekt o Chopinie miał być najpierw musicalem, ale w trakcie tworzenia ogarnął mnie nastrój powagi i postanowiłem napisać operę. Granica pomiędzy musicalem a operą jest bardzo płynna. Można więc napisać popularną operę albo ambitny musical - mówi kompozytor Jan A.P. Kaczmarek w rozmowie z Markiem Zaradniakiem z Polski Głosu Wielkopolskiego.

We współczuciu i podziwie dla Michaela Jacksona, o cenie sławy i kulisach hollywoodzkiej fabryki gwiazd z Janem A. P. Kaczmarkiem, kompozytorem i laureatem Oscara, rozmawia Marek Zaradniak

Świat wciąż przeżywa śmierć Michaela Jacksona. Za co go ceniłeś?

Za jego talent, ale jednocześnie współczułem mu bardzo, tragicznego życia. Winiłem za to jego dzieciństwo, a w szczególności jego ojca, który był człowiekiem okrutnym i to chyba on go okaleczył na resztę życia. Ta przedwczesna śmierć była skutkiem fatalnego dzieciństwa i tej przepastnej rozpiętości między ogromną karierą a kryzysem ducha, który Michaelowi zawsze towarzyszył.

Nie jest łatwo żyć w blasku takiej sławy, jaką miał Michael Jackson?

Z pewnością nie. Sława zawsze niesie z sobą spore obciążenie psychiczne. Ma ona niekwestionowane pozytywy, ale jednocześnie towarzyszy jej niebywały stres i presja. Niewielu ludzi jest w stanie to unieść. On nie dał rady.

Jak spoglądasz na histerię, jaka wybuchła po śmierci tego artysty? Na reakcje fanów i ludzi z branży?

Fani są mu wierni i oddani. Zawsze kochali jego muzykę i żywili do niego ogromną sympatię jako do człowieka, bo Michael Jackson był człowiekiem niezwykle ciepłym, chociaż z wielką skazą psychiczną, jakimś wewnętrznym pęknięciem.

Kiedy może się pojawić fabularyzowany dokument o Jacksonie, a może film fabularny? Jak szybko może zareagować Hollywood?

Myślę, że najszybciej zareaguje telewizja. Jest oczywiście kwestia praw autorskich po jego śmierci, nie wiadomo, jak zareaguje rodzina, kto zgodzi się, aby tę historię opowiedzieć. Zawsze w takich przypadkach jest mnóstwo problemów, ale znając Amerykę, myślę, że w miarę szybko ukaże się film telewizyjny o Jacksonie.

Mówiliśmy o sławie Jacksona. Jak Ty, laureat Oscara za muzykę do filmu "Marzyciel", na co dzień odczuwasz sławę?

To dwa nieporównywalne zjawiska. Mój sukces dotyczy dużo mniejszej grupy ludzi. Michael Jackson był supergwiazdą, którą wielbiły miliony na całej planecie. To zupełnie inny wymiar popularności. Dużo bardziej niebezpieczny niż mój.

W Ameryce mieszkasz już 20 lat. Pamiętam naszą rozmowę w Twoim poznańskim mieszkaniu - był rok 1989, w Polsce wybuchła wolność, wydawało się, że wszyscy będą tu wracać. Ty powiedziałeś, że trzeba wyjechać, aby zacząć funkcjonować w świecie.

To odwieczna tradycja, że artyści wyjeżdżają. Oczywiście można wrócić, ale trzeba podróżować i zmieniać środowisko, aby się rozwijać, rosnąć jako człowiek i się kształcić. To także stara polska tradycja. Podróżowaliśmy w XV i XVI wieku. Mniej w czasach komunizmu, ale teraz już podróżujemy, aby się kształcić.

Jak przyjęła Cię wtedy Ameryka?

Na początku obojętnie, ponieważ Ameryka w ogóle zawsze na powitanie jest trochę obojętna i trzeba poświęcić jej trochę uwagi, skupienia, aby się otworzyła.

I udało się. Przecież wcześniej byłeś znany tam jako lider Orkiestry Ósmego Dnia.

Wcale nie byłem znany. Siedem lat wcześniej wystąpiłem z powodzeniem i nagrałem płytę Music For the End. Otrzymałem znakomite recenzje, ale między uznaniem i recenzją w New York Times a byciem znanym jest przepaść.

Twój amerykański bilans jest pozytywny. Jakie masz przesłanie dla wszystkich tych, którzy chcą wyjechać z nadzieją, że zrobią karierę i będą sławni?

Zawsze trzeba iść za głosem serca i instynktu, mając świadomość, że wszędzie w świecie liczą się samodyscyplina, praca i upór, no i zdrowie. Każdy kompozytor, którego kuszą odległe lądy, powinien zapakować walizki i pojechać.

Twój długoletni menedżer Michał Merczyński zawsze mówił, że pojechałeś do USA, aby zdobyć Oscara. Czy tę ścieżkę do Oscara trzeba było najpierw wydeptać?

Tę ścieżkę wydeptuje się przede wszystkim pracując. Budujemy siebie, budujemy swój warsztat. Ja jestem late bloomer, czyli kwiatem, który rozkwita późno, kimś, kto późno zaczął, późno rozwinął skrzydła. Kiedy teraz na siebie patrzę, to widzę, że tak naprawdę teraz dopiero zaczynam.

Czy Oscar był dla Ciebie przełomem?

Był przełomem i potwierdzeniem jednocześnie. Pamiętaj, że funkcjonowałem już w USA 10 lat i zrobiłem wcześniej duże i ważne filmy. To nie był prezent na dzień dobry. To była nagroda, która przyszła do mnie po jakimś czasie, gdy zdobyłem już reputację fachowca i byłem szanowany w środowisku.

Czy potem wzrosła liczba zamówień?

Momentalnie po zdobyciu Oscara zmalała. To jest znany i dobrze zbadany syndrom Oscara, że zaraz po nagrodzie ludzie nie podchodzą do laureata. Jedni uważają, że laureat jest za drogi, inni, że jest zbyt zajęty, a jeszcze inni, że on może robić tylko filmy tego rodzaju, czyli filmy szlachetne o umierającej matce i rozmarzonym pisarzu. Jest wiele powodów, dla których w tym momencie ludzie obchodzą laureata z daleka, a potem wszystko wraca do normy. Zrobiłem potem tyle filmów, co nigdy. Potrafiłem chyba w ciągu roku zrobić osiem.

Jak wygląda dzień Jana A. P. Kaczmarka? Jak pracujesz?

Jako młody człowiek pracowałem głównie w nocy. Teraz pracuję w dzień, wstaję rano, jem śniadanie, przeglądam prasę światową, orientuję się, czy świat jeszcze istnieje i zaczynam komponować. Pracuję do lunchu. Gdy mam dobry dzień, to od lunchu nie piszę w ogóle, chyba że termin jest naglący. Wtedy pracuję do utraty tchu.

Jak wyposażone jest Twoje studio?

Mam w nim zaawansowany sprzęt komputerowy z wszelkimi symulacjami i próbkami orkiestry symfonicznej, co pozwala mi zbudować model czy makietę muzyki, nad którą pracuję. Kiedy się zmęczę w studio, siadam przy normalnym fortepianie, który znajduje się w innym pokoju. A kiedy i to zawodzi, idę na spacer. Wtedy głowa się otwiera.

Często przyjeżdżasz do Europy i tutaj nagrywasz. Czy tutaj nagrywa się inaczej niż w USA?

Zawsze mam możliwość znalezienia studia i orkiestry w Stanach. Ale jeżeli jest możliwość pracy poza Los Angeles, to wolę jechać do Europy, bo po pierwsze tutaj moje serce bije szybciej, a po drugie praca kompozytora w studio jest bardzo samotna, mimo że mieszkam z rodziną. Gdy tworzę, jestem oderwany od społeczeństwa. Wszystko się dzieje w kilku pomieszczeniach. Rzadko wychodzę z domu. Po takim okresie izolacji uwielbiam wyjechać, i to daleko. Bo lubię oglądać tłumy. Gdy jestem w Londynie czy gdzie indziej, lubię wyjść na ulicę i po prostu oglądać ludzi.

Kiedyś wspomniałeś, że na rok 2010 przygotowujesz operę o Chopinie.

Ciągle trwają prace nad tym, aby powstała opera o Chopinie. To głównie prace nad zamykaniem budżetu, co w czasach kryzysu jest trudne.

A nie myślałeś o napisaniu musicalu?

Myślałem. Projekt o Chopinie miał być najpierw musicalem, ale w trakcie tworzenia ogarnął mnie nastrój powagi i postanowiłem napisać operę. Granica pomiędzy musicalem a operą jest bardzo płynna. Można więc napisać popularną operę albo ambitny musical.

Kilka lat temu założyłeś w Polsce Instytut Rozbitek. Odbyły się warsztaty dla młodych twórców, ale rozpocząłeś też remont pałacu w miejscowości o tej nazwie.

Mam nadzieję ukończyć remont pałacu w maju przyszłego roku. Ewoluuje też sama koncepcja. Myślę o zainteresowaniu projektem ludzi spoza kraju, którzy chcą współpracować ze mną. Chciałbym też, aby Rozbitek był otwarty na polskie instytucje zajmujące się filmem i kulturą. Zwłaszcza miejskie. Bo wiejskie centrum stwarza fantastyczne ramy dla roboczych kontaktów między szkołami filmowymi a innymi instytucjami.

A więc kolejne warsztaty dopiero w przyszłym roku?

Być może w tym, a jeśli to w sierpniu lub wrześniu, ale ze znakiem zapytania.

Z czyim udziałem?

Też nie ujawnię. Mamy dwóch, trzech kandydatów. Zależy mi na tym, aby byli to ludzie z sukcesem. Na razie sięgam co najmniej po nominowanych do Oscara, jeśli nie po laureatów, a to ludzie zajęci. Staram się nie ogłaszać niczego wcześniej, aby nie mieć takiej sytuacji, że mój kolega obiecał, a nie może, bo pracuje.

Jakie masz plany filmowe?

Tego nie ujawnię. Pracuję nad kilkoma projektami. Powiem tylko, że przygotowuję muzykę do mojego pierwszego rosyjskiego filmu. Jego akcja toczy się w Zachodniej Syberii i dotyczy rzadkiego plemienia Ajnów. W 1917 r. podczas rewolucji komuniści usiłowali ich skolonizować.

A może z perspektywy tych 20 lat byś coś zmienił?

Może byłoby inaczej, gdybym pojechał 10 lat wcześniej, może szybciej bym zbudował swoją karierę, ale wtedy straciłbym fantastyczne lata, jakie przeżyłem w Polsce i w Europie. Gdybym przez nie nie przeszedł, nie miałbym tego europejskiego bagażu pozytywnych doświadczeń i byłbym typowym przedstawicielem kultury amerykańskiej.

CV

Jan A.P. Kaczmarek - mieszka i pracuje w Los Angeles, ale jego kariery nie można porównywać z typowymi hollywodzkimi karierami innych współczesnych kompozytorów. Z wykształcenia prawnik, Kaczmarek porzucił dobrze zapowiadającą się karierę dyplomatyczną. W 1982 r. nagrał swój pierwszy, debiutancki album "Music For The End". W 1989 roku Kaczmarek pozostał na stałe w USA.

Jako artysta, Kaczmarek odkrył dla siebie kino i przekształcał się stopniowo w kompozytora muzyki filmowej. Napisał ją do ponad 30 obrazów, w tym oscarowego ,,Marzyciela". Do ostatnich dzieł Kaczmarka należy piękna muzyka do ,,Niewiernej ", uznawana już za jedno z największych osiągnięć w dziedzinie muzyki filmowej ostatnich lat.

Na zdjęciu: Jan A. P. Kaczmarek z żoną podczas koncertu monograficznego w Filharmonii Krakowskiej, w ramach 2 Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie, maj 2009 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji