Sama opera. Premiera "Parii" w Operze na Zamku
"Parią" upomniał się Moniuszko o godność człowieka spoza kasty. W Operze na Zamku stała się ona desperacką walką o godność teatru
Opery powinny być wystawiane z przepychem monumentalnych dekoracji i barwnych kostiumów. Na tym polega cudowny, choć kiczowaty urok ich rodzaju. Ale jak ma "kapać" od bogactwa na scenie, kiedy szczecińska Opera na Zamku, jedna z najniżej dotowanych oper w Polsce, musi nieustannie oszczędzać? W takich warunkach, kiedy twórcy widowiska zmuszeni są do inscenizacyjnej ascezy, środkiem scenograficznego wyrazu staje się w "Parii" maszyneria teatru, podwieszenia, reflektory, zwykle ukrywane przed widzami. Na tak otwartej scenie panuje klimat przygnębiającej beznadziei, pustki i szarości, którą uzupełniają kostiumy. Kastę hinduskich bogaczy grają śpiewacy od głowy do stóp ubrani i umalowani w kolorze przygasłego złota i srebra, niektórzy jakby w tym malunku "niewykończeni". Pogardzany przez nich parias nosi czarny, plebejski kaftan.
Podstawą funkcjonowania opery jest solidny budżet ze środków publicznych, który w przypadku szczecińskiej placówki deklaruje Urząd Marszałkowski. To na nim buduje się solidny repertuar, zaprasza solistów, którzy z łatwością wykonają tak forsowne arie, jakie są właśnie w "Parii" (na pochwałę zasługują wszyscy soliści, który wystąpili w Szczecinie: Żarnowiecka, Kulczyk, Lewandowski, Skrla).
"Paria" nie wydaje się ani muzycznie, ani fabularnie porywającym materiałem (arie z monotonnymi dłużyznami, fabuła niezbyt wartka). Jej pierwsza inscenizacja po sześciu spektaklach zeszła ze sceny, by w XIX w. na nią już nie wrócić. Na pustej przestrzeni szczecińskiego spektaklu bardziej wyraźny staje się dramat bohaterów.
Na pustej scenie pozostaje też samotny dramat opery z jej desperacką walką o godność. Opera na Zamku szczyci się wspaniałą inicjatywą VIP-premiery (pomysł Warcisława Kunca) dedykowanej znanej w Zachodniopomorskiem osobistości. "Paria" zadedykowana została prof. Janinie Jasnowskiej, botanikowi, przez wiele lat związanej z Akademią Rolniczą. Niezwykle wzruszona takim uhonorowaniem, uroczo skromna, uznała że ten honor dedykowany jest nie tylko jej, ale całemu Szczecińskiemu Towarzystwu Naukowemu, w którym działa. Za kolejny przykład lekceważącej postawy Urzędu Marszałkowskiego wobec Opery i jej inicjatywy należy chyba odnotować fakt, że żaden z marszałkowskich urzędników nie pofatygował się na scenę, by jej pogratulować (chyba po prostu nikt nie przyszedł). Z oficjeli znalazł się tylko wicewojewoda Jan Sylwestrzak.
Za to sami członkowie kapituły VIP-premiery nadali Warcisławowi Kuncowi tytuł ich honorowego przewodniczącego, żeby chociaż w ten sposób "po wsze czasy był z Operą". Publiczność podziękowała Kuncowi brawami na stojąco.
W ostatniej scenie "Parii" rozsuwają się ostatnie drzwi za sceną i ukazuje się dziedziniec Zamku, na który odchodzą artyści. Z dworu na scenę wpadł wiatr i hulał. Oby to nie było prorocze.