Artykuły

Warszawa. Wytwórnia czy kombinat?

Wytwórnia to jeden z niewielu teatrów offowych dysponujących dotacjami i infrastrukturą potrzebnymi do realizacji odważnych projektów. Zapowiadał się świetnie. Od kilku sezonów pogrąża się jednak w konfliktach, a artyści ostrzegają się przed powierzaniem swojej pracy dyrektor Małgorzacie Owsiany - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej Stołecznej.

Warszawski teatralny off jest niedoinwestowany i pozbawiony podstawowej infrastruktury. Brakuje miejsc, gdzie świeże inicjatywy mogłyby powstawać w przyjaznych warunkach. Ryzykanci próbujący robić rzeczy niekomercyjne często muszą opuszczać z trudem zdobyte przyczółki (jak Stowarzyszenie Twórców Sztuk Wszelkich niemogące dłużej opłacać z własnej kieszeni Przestrzeni na Lubelskiej). Przez kilka lat wydawało się, że idealną przystanią dla niekonwencjonalnych przedsięwzięć artystycznych może być powstały w 2005 r. Teatr Wytwórnia na Pradze-Północ. Grupie dramaturgów (m.in. Małgorzata Owsiany, Monika Powalisz, Radosław Dobrowolski, Jacek Papis) walczących, by ruinę na terenie Wytwórni Wódek "Koneser" przekształcić w atrakcyjne centrum sztuki, trudno było odmówić pasji i bezkompromisowości. Gdy do tego Wytwórnia zaczęła prezentować kolejne udane premiery (klimatyczna "Kalimorfa" Marka Kality, thriller biograficzny Remigiusza Grzeli i Michała Siegoczyńskiego "Uwaga! Złe psy!" z Małgorzatą Rożniatowską, lekka "Opera praska" Jacka Papisa według "Pawia królowej" Doroty Masłowskiej, delikatny i przeszywający "O lepszy świat" Thomasa Harzema), wydawało się, że w polskim krajobrazie teatralnym pojawiła się nowa jakość. Ambitna, gościnna scena nieinstytucjonalna, zdolna odnosić sukcesy dzięki zbiorowemu zaangażowaniu.

Stopniowo jednak coś zaczęło się psuć. "Wytwórnia happy endów" (jak pisaliśmy o niej w "Gazecie" na początku 2006 r.) stała się "Wytwórnią konfliktów" (jak informowaliśmy już rok później). Z ośmioosobowej grupy założycieli na Pradze pozostała tylko Małgorzata Owsiany. Inni członkowie pierwszego składu odeszli w atmosferze skandalu, kłótni lub rozczarowania. Wiele tytułów zeszło z afisza. Reżyserzy zabierali swoje spektakle z teatru, który przestał być dla nich przyjazny i wspierający ("Kalimorfa" trafiła np. do Teatru Staromiejskiego sióstr Fijewskich, "Uwaga! Złe psy!" do Teatru na Woli). Twórcy "O lepszy świat" planowali przenieść przedstawienie do Berlina, napotkali jednak sprzeciw dyrektor. Także widzowie coraz rzadziej decydują się zaglądać na prawy brzeg Wisły. Konkursy (np. grudniowy KonTEST) dotowane przez ministerstwo kultury organizowane są z pogwałceniem przyjętego regulaminu. Co się stało?

Małgorzata Owsiany twierdzi, że problemu nie ma, a wszelkie doniesienia o kłopotach Wytwórni to efekt czarnego PR-u niewdzięcznego reżysera. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku. Dyrektor jest otwarta na świeżą krew, daje szansę artystom, którzy mogliby nie przebić się w większych teatrach. - Reżyserzy mogą się u nas bezpiecznie uczyć, jesteśmy ich punktem startowym - mówi Małgorzata Owsiany.

- Przyjęła mnie, choć przyszedłem znikąd - przyznaje Marcin Zawada, który zorganizował w Wytwórni trzy edycje festiwalu Hajdpark, a dziś pracuje przy spektaklu Krystiana Lupy i jest dyrektorem programowym olsztyńskiego festiwalu Demoludy.

Problemy pojawiają się później. Na spektakle, które nie mają wystarczająco silnej promocji, nie przychodzą widzowie. Warunki pracy zmieniają się nagle i bez konsultacji z artystami. - Kiedy wymienia się te wszystkie drobne niedogodności osobno, brzmi to niepoważnie - mówi Marcin Tyrol, aktor Teatru Dramatycznego, który z powodu napięć w Wytwórni zrezygnował z gry w "O lepszy świat". - Nagle okazuje się, że nie przygotowano sceny do spektaklu, nie zadbano o otwarcie niezbędnych drzwi. Z drugiej strony dyrekcja podnosi cenę biletu do 50 zł, choć i tak brakuje widzów. Przecież aktor w pewnym momencie przyjmuje jako oczywistość, że z pracy w offie nie ma pieniędzy, że jest tylko tzw. przyjemność. Porzuca się bolesny temat kasy, ale pozostaje walka o poziom, dobre relacje, atmosferę. Nie ma dialogu, są tylko odgórne komunikaty. Tworzy to sytuację, która uniemożliwia normalną pracę, wywołuje konflikty. Także między aktorami. Niektórzy nie chcą godzić się na kolejne kompromisy wpływające na jakość spektaklu. Inni wolą grać niezależnie od warunków. Stajemy się zakładnikami swoich dobrych chęci.

Teatr działa w trudnych warunkach, nie dysponuje stałą dotacją, ale niewielkimi kwotami z urzędu miasta na kolejne premiery (ok. 40 tys.), edycje Hajdparku (40 tys.) czy promocję (np. informacje w comiesięcznym teatralnym dodatku do "Gazety" czy ulotki w sieci kawiarni). Co więcej, znajduje się w stanie zawieszenia. Teren Konesera został wykupiony przez prywatnego inwestora. - Deweloper obiecał nie wyburzać nas aż do momentu, gdy wygospodaruje nam nową scenę w jednym z zabytkowych budynków obiektu - mówi Małgorzata Owsiany.

Ale finanse nie wydają się największym problemem. Zwłaszcza że aktorzy wielokrotnie proponowali inne formy pozyskiwania funduszy, na które dyrektor się nie godziła. - Wiele lat pracowałem w innych offach, np. w AdSpectatores we Wrocławiu, i nigdy się nie przelewało. Grało się za darmo, żeby spłacić czynsz, ale praca szła sprawnie dzięki atmosferze wsparcia i porozumienia - dodaje Marcin Tyrol. - W Wytwórni tego nie było. Traciliśmy wiele energii, zastanawiając się, co się dziś wydarzy, jakie niedopatrzenie ze strony Wytwórni znowu nas spotka, co nam zostanie odebrane.

Małgorzata Owsiany przyznaje, że swoje zadanie traktuje jako rolę jednoosobowego decydenta, a nie partnera artystów. - Muszę myśleć o sprawach urzędniczych, nie artystycznych. Nie może być tak, że reżyser ma jakiś wpływ na to, czy spektakl jest grany albo czy wprowadzić do niego jakieś zmiany. To wszystko jest niezwykle trudne. Nie wiem, jak mam powstrzymać odchodzących aktorów. Nie mogę ich do niczego zmusić, bo nie są na etatach.

- By prowadzić teatr, trzeba go kochać, a nie traktować jak kombinat - mówi Marcin Zawada.

Teatr ma w planach kolejną edycję Hajdparku, a po wakacjach adaptację "Niewinnych czarodziei" wrocławskiej artystki Leny Frankiewicz. Twórcy będą nadal zgłaszać się do Wytwórni, bo jako przestrzeń prawie nie ma w Warszawie konkurencji. Tylko co dalej?

Na zdjęciu: "Kalimorfa" w reż. Marka Kality.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji