Nowy, wspaniały świat
To "Burza"
współczesna, o nas,
o naszym
rozgoryczeniu
wolnością i o zarażeniu się
poczuciem życiowej klęski
"O brave new world!", "Nowy, wspaniały świecie!" - te słowa córki Prospera Mirandy wypowiedziane na widok prześladowców jej ojca są dziś najczęściej powtarzanym cytatem z ostatniej sztuki Szekspira. Stało się tak za sprawą Aldousa-Huxleya, który użył ich w tytule swej okrutnej antyutopii z 1932 roku przedstawiającej przyszłościowy raj, w którym ceną za dostatek jest totalna kontrola życia ludzkiego.
Po Huxleyu niezliczone zastępy publicystów powtarzały słowa z "Burzy" o nowym, wspaniałym świecie, mając na myśli epokę komór gazowych i totalitaryzmu. Wydawało się, że wraz z końcem XX wieku to szyderstwo straci swą siłę. Jednak słowa Mirandy znów znalazły się pierwszych stronach gazet, tym razem w tytułach doniesień o eksperymentach genetycznych. "Nowy wspaniały człowiek" - tak zatytułowany był niedawny wywiad z ideologiem globalizmu Francisem Fukuyamą na temat biotechnologii, która jego zdaniem pozwoli zmienić naturę ludzką skuteczniej niż inżynieria społeczna doby propagandy i obozów pracy.
Bezradny potwór
"Burza" w Rozmaitościach to pierwsza polska inscenizacja tej sztuki, wsłuchana w rzeczywistość, w której nowi Prosperowie eksperymentują z nowymi Kalibanami. Prześladowcy Prospera wracają z Tunisu nie na pokładzie okrętu, lecz samolotu, i to w klasie biznes. Rozparci na lotnych fotelach wyglądają bardziej na szefów międzynarodowych korporacji niż władców włoskiego królestwa. Prospero, który czeka na nich na swej wyspie, nie nosi płaszcza czarnoksiężnika, ale zwykły sweter, nie ma magicznej pałeczki ani ksiąg pod ręką. Ariel jest w dresie, a Kaliban nosi ogrodniczki i wełnianą czapkę. Współczesna jest tytułowa burza: nie ma teatralnych błyskawic, nikt nie bije w kulisach w blachę. Zamiast tego z głośników dobywa się ogłuszający grzmot silników odrzutowych, który autor muzyki Paweł Mykietyn zmieszał ze zgiełkiem wielkiego miasta.
Ale współczesność tej "Burzy" polega przede wszystkim na ukazaniu istoty zmian wokół nas. Centralnym tematem jest wolność i niebezpieczeństwa, jakie ona niesie. Ich symbolem jest Kaliban, który próbuje wyzwolić się spod władzy Prospera. Nie jest to jak nakazywał spis postaci dramatu, "dziki i okrutny niewolnik", lecz raczej bezradny człowiek, ofiara nieudanego eksperymentu Prospera, który chciał poprawić naturę, ale zamiast nowego człowieka wyhodował potwora. Świetnym pomysłem było obsadzenie w tej roli niemieckiej aktorki Renate Jett, która mówi po polsku z silnym akcentem. Sprawia to wrażenie, jakby Kaliban niedawno nauczył się mówić, zresztą w zgodzie z tym, co napisał Szekspir.
Dzika wolność
Ten sam bezradny, dukający, trochę śmieszny, trochę straszny Kaliban chwilę później staje się niezwykle groźny, kiedy z Trinkulem (Stanisława Celińska) i Stefano (Jacek Poniedziałek) wyrusza na podbój wyspy, wrzeszcząc: "Wolność! Wolność!" i wykonując dziki, pijany taniec w takt ogłuszającej muzyki. Aktorzy dodają od siebie jeszcze słowa "super" i "OK", których próżno szukać u Szekspira, można je za to znaleźć w języku dzisiejszych Polaków, którzy tak jak Kaliban prą do wolności. W wypadku "Burzy" jest to jednak wolność od moralnych zasad, wolność zabijania niszczenia i grabieży.
Dwuznaczna jest także wolność, którą z rąk Prospera otrzymuje Ariel. Magdalena Cielecka z Ariela uczyniła postać tragiczną, która pragnie ze wszystkich sił wolności, błaga o nią Prospera, a kiedy ją w końcu otrzymuje, zamiast odlecieć, umiera na skraju sceny. A wolność, która czeka na Prospera w Mediolanie? Co to za życie wśród niedawnych oszustów?
Zarażeni klęską
Ta "Burza" jest gorzkim komentarzem do rzeczywistości, w jakiej znajdujemy się od czternastu lat, czyli o dwa lata dłużej niż Prospero na swej wyspie. Wolność okazała się dla wielu zbyt trudnym wyzwaniem, zbyt wiele demonów uwolniono przy okazji, by można było dziś cieszyć się nią bez domieszki goryczy. Stare grzechy ukazują się w nowej szacie, łajdacy tylko zmienili kostiumy. Sebastian i Antonio planują bratobójstwo i królobójstwo w przedziale klasy biznes. Zamiast mieczy używają długopisów, które okazują się równie śmiercionośnym narzędziem.
Gorycz i rozczarowanie wolnością widać najbardziej w postaci Prospera: Adam Ferency gra władcę, który został pozbawiony nie tylko władzy, lecz także przeszłości. Przebaczenie dla dawnych wrogów i powrót do Mediolanu nie dają mu radości, do końca pozostaje zrezygnowany. Jest on w jakiejś mierze symbolem całej generacji zarażonej poczuciem życiowej klęski, której przedstawicieli spotyka się dzisiaj w Polsce na każdym kroku.
Klęską zarażona jest także Miranda, którą gra Małgorzata Hajewska-Krzysztofik. Córka Prospera nie jest piętnastoletnim podlotkiem, jak chciał Szekspir, ale dojrzałą kobietą, której najlepsze lata przeminęły. Jej miłość do Ferdynanda (Redbad Klynstra) jest tym bardziej tragiczna, że przychodzi za późno.
Jak uciec z wyspy Prospera? Czy wyzwoleniem jest tradycja, do której nawiązuje Warlikowski w scenie zaślubin? Zamiast alegorycznej sceny z udziałem antycznych bóstw płodności reżyser wykorzystał ceremoniał błogosławieństwa państwu młodym, z całowaniem chleba, który odprawiają trzy kobiety w ludowych strojach. Nagle w zderzeniu ze światem opartym na oszustwie i zbrodni ten pusty rytuał z prowincjonalnych wesel nabiera wielkiej, wzruszającej siły.
To przedstawienie jest jeszcze nierówne, obok wybitnych ról, takich jak Kaliban Renate Jett, Miranda Hajewskiej-Krzysztofik czy Trinkulo Celińskiej (śpiewającej w finale genialnie standard Armstronga "Wonderful world") są postacie niezrobione, jak Antonio Andrzeja Chyry, czy grane manierą, jak Sebastian Marka Kality. Ferency udźwignął ciężar roli, w którą wszedł w ostatniej chwili po rezygnacji Janusza Gajosa, zabrakło jednak czasu by ją wyostrzyć, i Prospero, który powinien być sprawcą zdarzeń, zbyt często im ulega. Scenografia, świetna w szczegółach, nie zawiera metafory, która spinałaby wszystkie warstwy przedstawienia: akcja rozgrywa się na pustej platformie zamkniętej nie wiadomo dlaczego kościelną absydą.
Te słabości nie przekreślają najważniejszego - to nowe spojrzenie na "Burzę". Warlikowski odnawia interpretacje Jana Kotta, poszerzając je o doświadczenia nieznane autorowi "Szekspira współczesnego" . Jedno tylko pozostało stare - ludzkie zło - i na to trafnie wskazuje warszawska "Burza".