Artykuły

Zmowa pięknoduchów dźwiga gospodarkę

- Kultura to lokomotywa dziedziny ekonomii zwanej przemysłem kreatywnym. On już generuje 7 proc. PKB w strefie euro, więcej niż przemysł chemiczny. Polska dzięki erupcji artystycznych talentów na bezprecedensową skalę ma szansę, by stać się kreatywnym zagłębiem Europy - mówi Paweł Potoroczyn, dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza.

Rozmowa z Pawłem Potoroczynem [na zdjęciu], dyrektorem Instytutu Adama Mickiewicza:

Roman Pawłowski: Jak przedstawia się sytuacja finansowa polskiej kultury w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej?

Paweł Potoroczyn: Słabo. W krajach Unii na kulturę wydaje się 2-3 proc. budżetu. W Polsce - 0,4 proc. Kategoria "błąd statystyczny" zaczyna się od 1 proc. Państwo, które wydaje kwotę w okolicach połowy błędu statystycznego na kulturę, nie może poważnie mówić o modelu finansowania kultury, bo to nie jest ani model, ani finansowanie.

Może nie stać nas na więcej?

- Odwróćmy pytanie. Czy stać nas na to, aby nie inwestować w kulturę? Francuzi dyskutują o tym, aby dołożyć jeden procent z budżetu państwa do kultury. Zdaniem tamtejszych ekonomistów taki wzrost nakładów na kulturę może wygenerować wzrost PKB nawet o 2 proc. Rząd belgijskiej Flandrii, który wydaje około 60 mln euro na kulturę, postanowił podnieść te nakłady o 35 mln, by ożywić gospodarkę. Poważni ekonomiści na całym świecie zastanawiają się, czy zwiększenie publicznych nakładów na kulturę nie jest jedną z dobrych i stosunkowo niedrogich recept na osłabienie recesji. Tymczasem w Polsce nie myśli się o kulturze jako dziedzinie gospodarki. Dla polskiej polityki to kwiatek do kożucha, zmowa pięknoduchów, spisek darmozjadów, których bez przerwy trzeba finansować.

W jaki sposób kultura generuje większe dochody?

- Chociażby zwiększając popyt na usługi i cały katalog dóbr na rynku wewnętrznym, wpływając na rynek pracy i zwiększając ruch turystyczny. Kulturalna atrakcyjność kraju jest ważnym kryterium branym pod uwagę przez inwestorów zagranicznych, obok wielkości rynku wewnętrznego, dostępu do rynków trzecich, zasobów i kwalifikacji siły roboczej oraz stabilności politycznej i podatkowej.

Kultura jest świetną inwestycją, ponieważ obieg pieniądza w sektorze kultury jest bardzo krótki. W innych dziedzinach gospodarki trzeba długo czekać, aż zainwestowane pieniądze zaczną przynosić efekt, tutaj jedno euro wydane w piątek wieczór wraca jako półtora euro w poniedziałek rano. Kultura to nie tylko sprawny multiplikator obiegu pieniądza i instrument do wzmacniania kapitału społecznego oraz podnoszenia narodowego IQ, to także lokomotywa bardzo obiecującej dziedziny ekonomii zwanej przemysłem kreatywnym. Szacuje się, że przemysł ten generuje 7 proc. PKB w strefie euro. To więcej niż przemysł chemiczny i dwa razy więcej niż ciężko subsydiowane rolnictwo. Polska dzięki erupcji talentów na bezprecedensową skalę ma wielką szansę, by stać się kreatywnym zagłębiem Europy.

Który z krajów europejskich ma najbardziej efektywny system finansowania kultury?

- Dobrym przykładem jest Wielka Brytania. W Edynburgu - siedzibie dziesięciu wielkich międzynarodowych festiwali - przemysł kreatywny odpowiada za 50 proc. ekonomii całego regionu. W Hiszpanii w ciągu ostatnich 20 lat nakłady z budżetu państwa na kulturę wzrosły do 3 proc. i dzisiaj kultura jest znakiem rozpoznawczym i marką tego kraju, od flamenco, przez design, po kuchnię. Tam najlepiej widać, jak nakłady na kulturę zwracają się w postaci ruchu turystycznego, eksportu, inwestycji zagranicznych.

Czy jednak traktowanie kultury jako gałęzi gospodarki nie zniszczy zjawisk niekomercyjnych, niszowych, eksperymentalnych, które stanowią o jakości kultury, ale trudno się sprzedają?

- To, co wczoraj było niszą, alternatywą i garażem, jutro może być mainstreamem. Amerykański teatr Mabou Mines jeszcze pięć lat temu występował wyłącznie na edynburskim Fringe'u z etykietką "awangarda". W zeszłym roku grali już na głównym, dość konserwatywnym festiwalu. To naturalna ewolucja dla wybitnych dzieł, artystów i całych formacji. Jeśli eksperyment jest naprawdę oryginalny i twórczy, to na ogół odnosi później sukces w głównym obiegu kultury.

Mówimy o Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, ale te kraje mają silną pozycję na światowym rynku kultury. Jak Polska ma z nimi konkurować?

- Spychamy się do niszy na własne życzenie. Jesteśmy szóstym krajem w Unii, nasz potencjał w międzynarodowej wymianie kulturalnej i nasza aktywność lokują nas w pierwszej piątce. Tylko że nie mamy wizji ani przekonania, ile kultura może znaczyć dla polskiej marki. Wśród opiniotwórczych elit Europy jedynym rozpoznawalnym polskim brandem jest kultura. Tymczasem Rumunia wydaje na promocję swojej kultury po wejściu do Unii pięć razy więcej niż my.

W odbywającej się od kilku tygodni na łamach "Gazety" dyskusji nad propozycjami prof. Jerzego Hausnera zarysowały się dwa stanowiska - część środowisk twórczych broni etatyzmu i wielkich publicznych instytucji zatrudniających setki pracowników, część stawia na liberalizację finansowania i systemy grantów. Jakie rozwiązanie zwycięża w Europie?

- Najlepiej działa połączenie tych dwóch modeli, w tę stronę zmierzają Francuzi i Brytyjczycy. Ale Polska może dopracować się własnego modelu. Nie musimy powielać cudzych pomysłów i popadać w którąś skrajność, liberalną czy etatystyczną.

Jakie rozwiązania europejskie przeniósłby pan do Polski?

- Na pewno wieloletnie cykle finansowania, bez których nie można zaistnieć na żadnym rynku. Mówiąc w skrócie, w naszych instytucjach publicznych obowiązuje rok budżetowy. Pieniądze niewykorzystane do 31 grudnia wracają do budżetu. Nie można ich zaoszczędzić, nie można przenieść na rok następny. Tymczasem na świecie najkrótszą i niepodzielną jednostką miary czasu w kulturze są trzy lata. Kilka tygodni temu oglądałem w londyńskiej Covent Garden projekty kostiumów i dekoracji do spektakli zaplanowanych na sezon 2012/13. W Anglii, jeśli instytucja otrzyma grant od Arts Council, sama decyduje, kiedy i na co przeznaczy pieniądze w ramach projektu. W Polsce, jeśli nie wydasz wszystkich pieniędzy do końca roku, możesz spokojnie założyć, że twoja dotacja w następnym roku zostanie pomniejszona o tyle, ile ci zostało w kasie. Bo to oznacza, że nie potrafisz wykonać budżetu.

Czy zmiany złych przepisów wystarczą do zreformowania kultury?

- Po pierwsze, trzeba wskazać źródła finansowania tej reformy. W życie wchodzą tylko te, które mają określone w budżecie źródła finansowania. Nic nie słyszałem na ten temat. Po drugie, potrzebna jest zmiana mentalna. Warunkiem powodzenia reformy jest to, aby polskie elity polityczne uznały, że kultura jest zasługującą na miejsce w roczniku statystycznym częścią gospodarki. Bez tego nie wyjdziemy z piaskownicy i nie zagramy w ekstraklasie, na którą polska kultura zasługuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji