Artykuły

List teatralny z Warszawy

OTO nareszcie coś bez problemu. Od początku do końca humor, zabawa i śmiech. Nie ma chyba w Polsce drugiego miasta, które miałoby tak wspaniale wyrobione poczucie humoru jak Warszawa, ale też nie byle czym i nie byle kto potrafi rozśmieszyć Warszawę.

W widowisku, przedstawionym ostatnio przez sympatyczny Teatr Nowy, znakomity poeta ożenił muzykę Offenbacha ze sztuką Labiche'a. Nie wiem czy można znaleźć weselsze małżeństwo. Offenbach - autor przeszło stu operetek, z których melodie śpiewane są przez cały świat, przepełnionych dowcipem muzycznym i swobodą, jakich nikt przed nim tak znakomicie nie stosował i Labiche - ojciec wodewilu - twórca ponad trzystu utworów, w których dowcip sytuacyjny walczy o lepsze z komizmem postaci. Oglądając przed wojną dziesiątki współczesnych fars, szczególnie francuskiego pochodzenia, i doskonale się przy tym bawiąc, nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że źródłem ich pochodzenia był właśnie Labiche, żyjący w latach 1815-1838, w swym zdrowym śmiechu w prostej linii spadkobierca Moliera. Różni się oczywiście od autora "Świętoszka" bo darmo szukalibyśmy w jego utworach złośliwej satyry lub dydaktyzmu - jest tylko czysty śmiech i zabawa, pozbawiona zupełnie żółci. Sztuki jego to dokument epoki i obyczajów Francji Napoleona III.

Julian Tuwim napisał pod muzykę Offenbacha nowe piosenki zręcznie je wplatając w tekst Labiche'a. Całość nabrała przez to jeszcze większej żywości i zbliżyła się do dzisiejszego widza, porywając go niepohamowanym chwilami humorem.

Wystarczyłby sam pomysł: - W I akcie koń młodego reutiera żeniącego się z córką ogrodnika, pożera kapelusz z włoskiej słomki pani Beaupertuis. Przez następne trzy akty pan miody ugania się po całym Paryżu w poszukiwaniu takiego samego kapelusza, bez którego pani Beaupertuis nie może wrócić do zazdrosnego męża. Wozi ze sobą w ośmiu dorożkach cały orszak weselny. Do magazynu kapeluszy, którego właścicielką jest modystka Klara, jego dawna - jak się okazuje - bardzo dobra znajoma, następnie do pałacu baronowej Champigny, która uważa go za sławnego tenora włoskiego, wreszcie do mieszkania pana Beaupertuis, aby - nie znalazłszy kapelusza - wylądować w piątym akcie przed własnym domem, do którego nie może wprowadzić swych gości weselnych, ponieważ zajęty jest przez panią Beaupertuis i jej amanta, czekających na kapelusz. Wtedy się okazuje, że jednym z prezentów ślubnych panny młodej jest słomkowy kapelusz. Wydobyty z triumfem z pudla znów zostaje pożarty przez konia... i sztukę można by zacząć na nowo, bawiąc się po raz drugi tak samo.

Jest to zasługą - poza Labichem, Offenbachem i Tuwimem - reżysera i aktorów, którzy grają bardzo dobrze.

A. Bogucki jako przystojny i przymilny Pan Młody, niezmordowanie śpiewający, tańczący, dowcipkujący przez wszystkie akty. I Mroziński wędrujący za nim trop w trop niezmiennie poważna, zatroskaną o przyszłość swej córki twarzą, piastujący bez przerwy doniczkę z mirtem. I Fijewski beznadziejnie zakochany w Pannie Młodej - Sznerrównej - uroczo i naiwnie tęskniącej do rozkoszy małżeńskich. I wszyscy inni: Fertner (pan Beaupertuis), Friedman (głuchy Vezinet), Mularczyk (buchalter Tardiveau), Godlewska (żona Beaupertuisa), Makowska (baronowa Champigny), Bortnowska (modystka Klara), witana rzęsistymi oklaskami Lucyna Messal (margrabina Bomboni Dubonnet) - (żeby wyliczyć ważniejsze postaci wielkiego zespołu) - w zawrotnym tempie poruszani w dekoracjach T. Gronowskiego reżyserią Stanisławy Perzanowskiej.

Po ciężkiej, pełnej skomplikowanych problemów pracy dnia dzisiejszego dobrze jest wziąć odświeżający prysznic znakomitej zabawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji