Artykuły

Odcienie szarości

Nie tak prosto wystawić dziś "Dziady". Arcydramat Mickiewicza doczekał się w lutym 1973 r. genialnej inscenizacji Konrada Swinarskiego, z główną rolą Gustawa-Konrada w wykonaniu Jerzego Treli. Żadna z następnych dwudziestu prób odczytania romantycznego dzieła na polskich scenach nie dorównała temu sprzed ćwierćwiecza w krakowskim Starym Teatrze. Żadna nie zyskała podobnego zainteresowania widzów, nie zdobyła tak pochlebnych opinii krytyki, nie doczekała się równie gruntownych analiz. Najnowsza historia naszej części Europy odarła dramat Mickiewicza ze spektakularnej (do 1989 r.) aluzyjności i tyleż patriotycznej - co łatwo usprawiedliwianej ówczesną geopolityczną sytuacją - rzewnej martyrologiczno-niepodleglościowej nutki. Stworzone na kanwie dzieła Mickiewicza przedstawienie Adama Sroki "Dziady albo młodzi czarodzieje" jest już od tych zależności wolne. Stąd też nieobecność w spektaklu "Salonu warszawskiego" czy "Balu u senatora". Autorski spektakl Sroki (adaptacja, inscenizacja, reżyseria) jest próbą wpisania porywczego młodzieńczego buntu Gustawa-Konrada we współczesną polską rzeczywistość. W której młodość i spontaniczność reakcji staje się nierzadko atutem. "Dziady to jakby romantyczne lustro, w którym możemy zobaczyć swoją twarz z bliska, albo spotkać własny cień... - deklaruje reżyser w programie do spektaklu. - A gdyby mówić o esencji, o treści, to opowieść o człowieku na rozdrożu, który dokonuje ważnych wyborów poprzez miłość, samobójstwo wiarę i niewiarę w Boga. Gustaw-Konrad zadaje pytanie: Kto jestem? A Dziady usiłują odkryć tajemnicę, kim jest człowiek".

Sławomir Federowicz gra bohatera, z jakim nietrudno dziś się spotkać w polskim miasteczku studenckim. To zahartowany niepowodzeniami i z natury rzeczy zbuntowany, myślący młody człowiek. Ubrany - bez troski o efekt - w kolorową odzież dżinsową z posezonowej wyprzedaży. Jego wadzenie się z samym sobą i z Bogiem ma charakter dyskursu filozoficznego, co sprawia, że Wielką Improwizację mówi zwyczajnie, prawie beznamiętnie, a w każdym razie bez "rewolucyjnej" zapiekłości. I ze stopniową utratą złudzeń co do uzyskania przedegzaminacyjnego zaliczenia. Niełatwo zawalczyć dziś o swoje, gdy dawny czarno-biały podział świata rozmył się w różne odcienie szarości. Gdzie tu miejsce na romantyczny bunt czy na bardziej emocjonalne tony w głosie Konrada? Udana rola Sławomira Federowicza bardziej poraża swą cichą, przemyślaną rezygnacją, niż porywa witalną siłą nie spełnionego buntu.

Spektakl Sroki wpisany został w dwie rzeczywistości. Części I, II i IV odbywają się na scenie, zabudowanej z dwóch stron amfiteatralnie wznoszącymi się ławami dla widzów. Część III - na proscenium. Część I, eksponująca głównie konflikt pokoleń, z niespójnym buntem młodych wobec tradycyjnych wartości świata starych, jest hałaśliwa i rozchwiana. Żywioł młodości, zobrazowany przez czterech Młodzieńców, wirujących po scenie w rozszalałym tańcu czterokołowego, metalowego wózka, traci jednak w konfrontacji z jasno i spokojnie wykładanymi racjami Kobiety (Ewa Wyszomirska), Guślarza (Grzegorz Minkiewicz) i Starca (Zdzisław Łęcki). Ich rzeczowo uargumentowane kwestie znacznie łatwiej trafiają do uszu widza. Gorycz doświadczenia starych zda się górować nad ignorancją młodych.

Część II "Dziadów..." Sroki wydała mi się najciekawsza. Na dwóch ławach, naprzeciw siebie, usiedli uczestnicy obrzędu i widma. Każde z nich, wywoływane przez Guślarza, wypowiadało własne troski nie wstając z ławy. Tylko ręce pozbywały się rekwizytów. Rózia np. odrzuciła laleczkę, Józio - wrotki. Symetryczny podział, ujmująca prostota, pozwalały smakować piękno wybrzmiewającej poezji. Tym większą niespodzianką jest finał obrzędu, z zapierającym dech zjazdem podestu z wszystkimi postaciami do podscenia. Nie psuje go nawet podkręcona "na fuli" pompatyczna muzyka Krzysztofa Szwajgiera, nasuwająca nieodparte asocjacje z o wiele głębszymi filmowymi kompozycjami Vangelisa.

Światopoglądowe starcie Gustawa z Księdzem (Waldemar Kotas), przygotowuje grunt pod Część III, rozgrywającą się w głównej mierze na ustawionym na proscenium wielkim rusztowaniu. Tu odbędą się sceny więzienne, egzorcyzmy Księdza Piotra (Michał Świtała), jak i opowieść Ewy (Judyta Paradzińska).

Scenografia Izy Toroniewicz to świat mniej lub bardziej wymyślnych metalowych wehikułów, prętów, podestów, klatek dla więzionych spiskowców. Konrad, ze szczytu rusztowania domagający się od Boga rządu dusz, przypominał muchę skrępowaną pajęczą siecią jakiejś współczesnej techno-pułapki.

"Dziadom..." Adama Sroki (w przeciwieństwie do krakowskich Grzegorzewskiego) nie sposób odmówić sensu, jak również ulotnego wdzięku ciekawie zakomponowanych scen, dobrego prowadzenia aktorów. Opolski eksperyment formalny z "Dziadami" można więc uznać za klarowny i udany. Jakkolwiek powiedzenie, że "arcydzieła nie rodzą się na kamieniu", za sprawą tej inscenizacji nie utraciło jeszcze mocy.

"Dziady albo młodzi czarodzieje" wg Adama Mickiewicza. Adaptacja, inscenizacja. reżyseria Adam Sroka, Scenografia Iza Toroniewicz, muzyka Krzysztof Szwajgier. Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, premiera 20 grudnia br.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji