Artykuły

Konrad z nożem sprężynowym

Jeśli sztuka nie ma być muzealnym zabytkiem, oglądanym jedynie z szacunku dla tradycji i autora, który "wielkim poetą był", musi mówić głosem współczesnych. Czy w Mickiewiczowskich "Dziadach" można jeszcze poruszyć takie struny, aby ich dźwięk dotarł do serc i umysłów widzów dnia dzisiejszego? Przedstawienie Adama Sroki dowodzi, Że tak, choć bardziej porusza jednak umysły niż serca.

Pokolenie wychowane i wyuczone, że "Dziady" to nasz wielki dramat narodowy, że martyrologia, cierpienie i kibitki, pędzące na Sybir, że Konrad i Polska walcząca o niepodległość, że "Bal u Senatora" i "Salon warszawski" - poczuje się trochę oszołomione, jakby reżyser wsadził je na jeden z metalowych wózków i mocno zakręcił przy wtórze śmiechu tych dziwnych młodych, którzy - z włosami na sztorc i kolczykami w uchu - wcale nie przypominają szlachetnych studentów wileńskich, o których przed laty mówiła pani od polskiego. Pokolenie niewychowane i nie wyuczone - bo gwałtem "Dziadów" ani im podobnych "archaicznych" lektur nauczyć się nie da - pozbawione jednak dzięki temu stereotypowych obciążeń, jeszcze zanim pojmie myśl reżysera, już wyczuje, że te "Dziady" to rzecz jak najbardziej współczesna. Obraz młodego pokolenia w świecie, gdzie ze starych wartości nie ma już żadnego pożytku, a skuteczność i siłę nowych trzeba dopiero wypróbować.

Szokujący wygląd "młodych czarodziejów" - szokujący w zderzeniu z lekturowo-teatralnymi przyzwyczajeniami - to nie tylko ukłon w stronę młodej publiczności, będącej głównym adresatem przedstawienia. Bure ciuchy ze "szmateksu" za rogiem, glany na nogach Gustawa-Konrada i nóż sprężynowy w jego ręku, to odniesienie do współczesności (tak wygląda wielu młodych na naszych ulicach), ale też zabieg dający się artystycznie zinterpretować. Ta burość, bezkształtność i zamierzony antyestetyzm to znak poszukiwania. Młodzi czarodzieje poszukują własnego "imidżu" (okropne, ale tak się teraz mówi), ale przecież nie o ciuchy naprawdę chodzi. Ci młodzi szukają formy dla siebie. Opolskie "Dziady" to rzecz o poszukiwaniu własnej tożsamości. Dramat Gustawa-Konrada to dramat bohatera, który nie potrafi już niczego zaczerpnąć z tradycji i doświadczeń minionych pokoleń, to dramat człowieka żyjącego w poczuciu upadku wartości, człowieka samotnego, odartego ze złudzeń, lecz próbującego znaleźć nowe odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne i moralne. Jest to też osobisty dramat młodego bohatera, tragedia jego zawiedzionej miłości, samobójczej śmierci, a poprzez tę śmierć odrodzenia ku nowym sensom życia.

Sławomir Federowicz jako Gustaw-Konrad robi duże wrażenie, ale jest to wrażenie, które zostawia ślad w umyśle, nie w sercu. Takie było założenie. To nie jest romantyczny buntownik z rozpaloną głową i gorącym sercem. To nieco zgorzkniały intelektualista, filozof i nonkonformista, który wadząc się z Bogiem ani przez chwilę nie sądzi, że usłyszy jakąś odpowiedź. Emocje nie są jego żywiołem. Federowicz trzyma się tego konsekwentnie, ale choć jego kreacji trudno cokolwiek zarzucić, to jednak czegoś brak...

Oryginalną oprawę sceniczną opolskie "Dziady" zyskały dzięki Izie Toroniewicz, choć zdarza się w przedstawieniu, że forma nie pozwala przebić się do widzów treści. Tak jest zwłaszcza w I części. Ze zgiełku, jaki powodują ciągane w tę i we w tę metalowe wózki, dociera do widzów jedynie główna intencja: konflikt młodych ze starymi. Wydaje się jednak, że gdyby rzecz rozegrać spokojniej, z tego co wykrzykują aktorzy dałoby się więcej odczytać. A tak pozostaje dominujące wrażenie chaosu.

Najpiękniejsza, moim zdaniem, jest część obrzędowa. Posadzeni naprzeciw siebie na ławach uczestnicy pogańskich dziadów i widma, dzięki maksymalnej prostocie teatralnych środków, pozwalają pięknie wybrzmieć wierszom, które znamy od dziecka.

W III części na scenie staje wielkie rusztowanie z podestami. Młodzi w scenach więziennych, przesiadając się raz po raz z belki na belkę, wyglądają jak uwięzione w klatce ptaki. Z kolei Konrad, zmagający się sam ze sobą, historią i Stwórcą, w pewnym momencie wywoła skojarzenie z jakimś owadem złapanym w pułapkę.

Całości dopełnia muzyka Krzysztofa Szwajgiera. Jak scenografia, jak myśl i interpretacja - świeża i inna od tego, czego byśmy się spodziewali i mimo tej inności przekonująca, że można tak grać dzisiaj "Dziady" i że wciąż wiele one dla nas znaczą.

"Dziady albo młodzi czarodzieje" wg Adama Mickiewicza. Adaptacja, inscenizacja i reżyseria Adam Sroka, scenografia Iza Toroniewicz, muzyka Krzysztof Szwajgier. Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, premiera 20 grudnia 1997.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji