Artykuły

Rocznicowe koincydencje

Trzy impresje wokół obchodów rocznicowych opisuje w felietonie dla e-teatru Rafał Węgrzyniak

1.

5 czerwca, nazajutrz po odtwarzaniu telewizyjnej wypowiedzi Joanny Szczepkowskiej sprzed dwudziestu lat o końcu komunizmu, Anna Cugier-Kotka została zelżona i poturbowana na warszawskiej ulicy za to, że zagrała w 2007 w spocie Platformy Obywatelskiej pielęgniarkę na skraju załamania nerwowego, przed wyborami do europarlamentu wzięła zaś udział w kampanii Prawa i Sprawiedliwości dając wyraz swemu osobistemu rozczarowaniu rządami Donalda Tuska. Nie jestem w stanie rozstrzygnąć, czy Cugier-Kotka została dotkliwie pobita, czy tylko musiała wysłuchać obraźliwych uwag. Dość, że przez komentatorów, choćby w TVN 24, była na ogół traktowana ironicznie jako zwolenniczka PiS-u, co nie wystawia najlepszego świadectwa politykom i dziennikarzom oraz jest kolejnym dowodem zachwiania równowagi w debatach publicznych, a zwłaszcza eskalacji bezzasadnej agresji w relacjach między dwiema postsolidarnościowymi partiami. Konstatacja Cugier-Kotki, że PO nie wywiązała się z przedwyborczych zapowiedzi, wydaje się bowiem mniej dyskusyjna niż slogan Szczepkowskiej, iż 4 czerwca 1989 skończył się w Polsce komunizm.

Oczywiście, Cugier-Kotka jako aktorka nie ma pozycji zawodowej ani popularności Szczepkowskiej, bo zanim podjęła się rozmaitych zajęć w stołecznym show-biznesie, grała zaledwie przez kilka sezonów w teatrach w Wałbrzychu i Gorzowie Wielkopolskim. Trudno jej jednak odmawiać prawa do wyrażania swej opinii o rzeczywistości ekonomicznej i zmieniania preferencji wyborczych, nawet jeśli otrzymała za nie honorarium z komitetu wyborczego PiS-u. Jej zachowanie musiało jednak zaniepokoić specjalistów od komunikacji społecznej i marketingu politycznego. Okazało się bowiem, że aktorzy także słabo rozpoznawalni występując w spotach, pragną zachowywać podwójną tożsamość jak w przedstawieniach lub w filmach, czyli odtwarzać postać i zarazem pozostawać sobą. Wprawdzie realizują scenariusz przygotowany przez sztaby wyborcze i agencje reklamowe, wygłaszają napisane kwestie, ale usiłują zagwarantować sobie przywilej demonstrowania stosunku do kampanii i oceny jej wiarygodności. Dlatego firma, która nakręciła spot PO, natychmiast oskarżyła Cugier-Kotkę o naruszenie umowy.

2.

Ojciec Maciej Zięba z Centrum "Solidarności" ujawnił, że stworzenie widowiska mającego w 2010 uczcić trzydziestą rocznicę sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej prawdopodobnie zostanie powierzone Robertowi Wilsonowi. Obawiam się, że dominikanin będący zwolennikiem liberalizmu w dziedzinie ekonomii, nie widział żadnego spektaklu amerykańskiego reżysera. W każdym razie nie przywołał jego warszawskich realizacji "Kobiety z morza" Henrika Ibsena w Dramatycznym albo "Fausta" Charlesa Gounoda w Operze. Traktuje raczej Wilsona jako renomowaną i cenioną w Nowym Jorku, Paryżu lub Berlinie markę. Nieprzypadkowo w komunikacie prasowym podkreślono, że kostiumy do przedstawień Wilsona projektują słynni kreatorzy mody. Chociaż pamiętam jak z "Ciekawskiego George'a", pierwszego spektaklu Wilsona prezentowanego w Polsce akurat w 1980, warszawska publiczność gremialnie wychodziła, a ja również podążyłem jej śladem zmęczony panującym na scenie chaosem i kakofonią.

Wydaje się znamienne, że przygotowania spektaklu o strajku stoczniowców nie zaproponowano żadnemu z polskich reżyserów. Przecież twórcą takiego widowiska powinien zostać raczej Jan Klata, który wystawił "H." w scenerii Stoczni Gdańskiej czy nawet Michał Zadara jako realizator "Wałęsy" w Teatrze Wybrzeże. Lecz obaj reżyserzy niewątpliwie daliby w spektaklu wyraz swemu stosunkowi do sierpniowej rewolty i losów jej idei po 1989 w warunkach kapitalizmu. Zamawiając u Wilsona spektakl kosztujący kilkadziesiąt milionów złotych, organizatorzy unikają natomiast jakichkolwiek kontrowersji politycznych, ewentualne estetyczne uważają zaś zapewne za nieistotne.

3.

Kilka dni temu Andrzej Wajda zapowiedział, że jego film o Lechu Wałęsie nie będzie biografią lidera "Solidarności", lecz skupi się na dzisiejszym niszczeniu jego legendy przez Instytut Pamięci Narodowej i sterujących nim prawicowych polityków. A co dziwniejsze, scenariusz do owego filmu pisze Władysław Pasikowski, który w "Psach" pokazał, jak pijani esbecy w 1989 przedrzeźniają sekwencję z "Człowieka z żelaza" odtwarzającą protesty robotnicze w Gdańsku w grudniu 1970 wynosząc na ramionach swego nieprzytomnego kompana i śpiewając przy tym piosenkę o Janku Wiśniewskim. Jednocześnie przedstawił funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych po kontraktowych wyborach, metodycznie palących akta Służby Bezpieczeństwa i zachowujących dotychczasowe wpływy. A tak się złożyło, że w esbeka Franza Maurera wcielił się Bogusław Linda, który jedenaście lat wcześniej zagrał opozycjonistę Dzidka w "Człowieku ż żelaza".

Wajda ma świadomość, że szczególnie po doświadczeniach z czasów prezydentury Wałęsy nie jest w stanie powtórzyć jego prostodusznej sylwetki przywódcy strajku z "Człowieka z żelaza", będącego niejako odpowiednikiem "Kościuszki pod Racławicami" Władysława Ludwika Anczyca. W filmie Wajdy wspólną walkę szlachty i chłopów zastąpiło tylko współdziałanie robotników i inteligencji symbolicznie zobrazowane w epizodzie ślubu Agnieszki i Macieja Tomczyka z udziałem Wałęsy i Anny Walentynowicz. Zresztą sam Wajda dawał później wyraz swemu rozczarowaniu postawą Wałęsy obdarzając jego cechami Czepca, a zwłaszcza granego przez Andrzeja Grabowskiego Jaśka w krakowskim "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego z 1991 oraz odtwarzaną przez Janusza Gajosa tytułową postać w telewizyjnym widowisku "Bigda idzie!" na kanwie powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego. Lecz obecnie postanowił zrealizować zamówienie polityczne skupionego wokół "Gazety Wyborczej" środowiska, z którym jest od dwudziestu lat związany, a konsekwentnie przeciwstawiającego się lustracji i domagającego się likwidacji IPN.

Przypuszczam, że z kolei Pasikowski podjął się przygotowania stronniczego scenariusza po uniemożliwieniu mu realizacji filmu "Kadisz", w którym zamierzał pokazać, jak Polacy mordowali i grabili Żydów w czasie wojny, a teraz unicestwiają osoby, które odczuwają wstyd i żal z tego powodu. Projekt okazał się niezgodny z polityką historyczną prawicy, a jego obrony podjęła się wyłącznie redakcja "Wyborczej" drukując wywiad z Pasikowskim. Scenariusz Pasikowskiego pisany dla Wajdy zapewne zobrazuje wymierzone w Wałęsę działania postaci przypominających Walentynowicz, Krzysztofa Wyszkowskiego, Antoniego Macierewicza, Jarosława i Lecha Kaczyńskich a wreszcie historyków z IPN. Przypominam sobie jednak, że pierwsze artykuły dyskredytujące Wałęsę publikowała "Wyborcza" po odebraniu jej loga "Solidarności" i przed wyborami prezydenckimi z 1990, w których popierała Tadeusza Mazowieckiego. A potem na łamach "Gazety" pojawiły się reportaże z Belwederu dezawuujące Wałęsę jako prezydenta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji