Artykuły

Miłość na Krymie

Nową, tak zatytułowaną, sztukę Sławomira {#au#87}Mrożka{/#} wystawił Erwin Axer w warszawskim Teatrze Współczesnym.

Przypomnę, że ten sam reżyser z tą samą scenografką Ewą Starowieyską przed blisko 30 laty dali polską prapremierę "Tanga" - którym to utworem polski dramaturg zaznaczył swoją trwałą obecność na mapie współczesnego światowego dramatu.

Dziś para Axer-Starowieyska musiała powściągnąć inwencję twórczą, ściśle dostosowując się do wskazówek pisarza. Dokładność tych wskazówek, łącznie z determinacją, z jaką Mrożek zażądał ich przestrzegania, zniechęciły wcześniej Jerzego Jarockiego.

Założywszy, iż znakomity dramaturg dokładnie wiedział, co chce powiedzieć publiczności swoim obrazem Rosji w trzech odsłonach, Axer ze Starowieyską dali, jak się wydaje, optymalną wykładni-; niełatwego, w postmodernistycznej manierze skonstruowanego utworu. Reszty dokonali aktorzy, tak znakomici, jak: Danuta Szaflarska, Marta Lipińska, Krzysztof Kowalewski, Adam Ferency czy Krzysztof Wakuliński, aby wymienić tylko część wspaniale zgranego zespołu.

Realizm w "Miłości na Krymie" miesza się z fantastyką w iście piekielny koktail. Czasy wariują najzupełniej, obejmując wpierw Rosję przedrewolucyjną (wyjadający konfitury ze słoika Włodzimierz lljicz ma w 1910 r. lat równo czterdzieści). Następnie pokazując ją w 18 lat później, już po NEP-ie. Na koniec oglądamy epokę degrengolady imperium, kiedy po pierestrojce jest ono zdominowane przez mafię najróżniejszego typu. Zaś wolni obywatele co do jednego najchętniej "daliby nogę" za ocean, do tak jeszcze niedawno potępianych Stanów.

Czynią to zresztą rychło, zaokrętowując się wraz z wiekową Anastazją Pietrowną - ślicznie zagraną przez Szaflarską, na statek o dość apokaliptycznej nazwie "Lewiatan". Scenę, z nielicznymi niedobitkami pozostałych na lądzie, spowija wielka mgła - osiągająca w przedstawieniu Axera-Starowieyskiej wymiar metafory.

Przedtem mamy na niej przepięknie spastiszowanego Antoniego {#au#194}Czechowa{/#}, istotnie bardzo poręcznego autorowi do ukazania Rosji przedpaździernikowej. Kolejne akty pokażą z całą dobitnością, co pozostało z godnych dam i dżentelmenów...

W II akcie, dziejącym się około 1930 roku, akcja pobrzmiewa nam {#au#452}llfem{/#} i {#au#453}Pietrowem{/#}. W III natomiast ożywają na scenie różne wilkołaki i upiory przeszłości. Defiluje przed nami m.in. olbrzymia postać w mundurze generalskim pozbawiona głowy - która za kilka chwil poszybuje sobie luzem na tle mroczno-świetlistych bani kopuł cerkwi. Niżej defiluje w tym czasie ktoś z wózkiem dziecinnym, z którego wystaje długa, biała szyja gęsi. Na zmienionym w przenośny Peep show placu Czerwonym, wiecznie młoda caryca Katarzyna Wielka rozchyli w jakimś momencie paradny strój koronacyjny, żeby błysnąć przed nami olśniewającą nagością...

Grany cudownie przez Zapasiewicza Iwan Nikołajewicz Zachedryński, były poeta i dekadent, następnie szef Urzędu Kontroli Prasy, w kolejnym wcieleniu łagiernik, aktualnie zwolniony z tiurmy i przysypiający na ulicznej ławce, zostaje rozpoznany jako... wujaszek Wania, któż by inny. To wielka rola znakomitego aktora. Zachedryńskiego poznaje w tyrn strzępie człowieka siostrzeniec Pietia, trzymający dziś monopol na "bladziową industrię". Pietia (zmieniony do niepoznaki Marcin Troński) jest szefem mafii zajmującej się eksportem pań bynajmniej nie ciężkiego prowadzenia za Ocean. Inni kumple dawno już podzielili między siebie wpływy w nafcie i w kawiorze...

Zorkiestrowanie tych groteskowo-plakatowych obrazków rodem z gazety, z pastelowymi pejzażami obyczajowo-duchowymi 1910 roku i z groźnym sowieckim interwałem, w harmonijną, logiczną w swej alogiczności, bardzo "mrożkową" całość, pozostaje sekretem twórców przedstawienia. Rzecz jasna akt "czechowowski" - mamy po prostu w nim do czynienia z przednią literaturą. Publiczność z uwagą i w napięciu chłonie perypetie bohaterów. Odwzorowują one bowiem sporą część europejskiego, XX-wiecznego doświadczenia, które wywarło piętno na kształcie naszej współczesności.

Najnowsza sztuka Sławomira Mrożka to prawdziwe intelektualne wydarzenie. Teatr - bawiący, wzruszający, nareszcie nieobojętny widzowi, dotrzymał pisarzowi kroku. Opuszczamy więc duszną salkę w zamyśleniu. Co nam wszystkim tu, w środkowej Europie, i nie tylko, przyniesie przyszłość, w ogromnej mierze zdeterminowana przez popieriestrojkowe perypetie sąsiada ze Wschodu? Po "Tangu", "Emigrantach", "Kontrakcie", "Ambasadorze", "Portrecie" - "Miłość na Krymie" to kolejny światowej rangi dramat polskiego autora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji