Artykuły

Kurier Warszawski [fragment]

[…] Cóż za wspomnienia! W Starej Prochowni przy ulicy Boleść (przepraszam za tak smutny adres w karnawale, ale wierzcie jest to najzabawniejsza Boleść świata!), otóż w Starej Prochowni, Wojciech Siemion opowiada Jak to było naprawdę. Tekst Antoniego Słonimskiego, adresowany do Antoniego Słonimskiego: „Panie Słonimski, ja panu powiem, jak to było naprawdę… Stałem przed komisem na Mokotowskiej, więc byłem od samego początku i potem prawie przez cały czas. Panie Słonimski, niech pan nie wierzy w to, co oni pisali w gazetach…”

Zdarzenie, jakie Siemion opowiada Słonimskiemu jego własnymi słowami (a jest tych słów sporo, półtorej godziny czystego gadania, zresztą znakomitego), aczkolwiek osadzone, jak się to mówi, w warszawskich realiach, operujące nawet takimi konkretami jak hotel „Bristol”, Jabłonna-Wawer, Irenka Dziedzic, profesor Hryniewiecki i Pałac Kultury, dotyczy — mówiąc najogólniej — tego, nad czym zastanawiają się ludzie w świecie nie od dziś i na ogół zastanawiają sceptycznie. Co by to mianowicie było, gdyby teraz, w naszą codzienność i w nasz sposób myślenia „zjechał na małym osiołku mężczyzna, można powiedzieć, nawet przystojny, ale trochę mizerny, jak po chorobie, ubrany w coś w rodzaju szlafroka albo tureckie sakpalto”.

Jak wynika z tego, co Siemion ma Słonimskiemu do zreferowania, byłoby ciekawie, niemniej nie najlepiej, bo to i brak zrozumienia i niemałe zarzuty pod adresem „Wiadomej Osoby”, a i z Jej strony pewne rozczarowanie. (— „Powiedz pan mi tylko jedno, pod hajrem, ja nikomu nie powtórzę: Czy warto było się dać tak męczyć z powodu ludzkości, gdy pan pierwszy raz zawitał na tak zwany padół? — To on się spojrzał na mnie dużemi, smutnemi oczami i powiedział po hebrajsku: — Kto mówi warto? Wypluj pan to słowo…”)

Spektakl Siemiona odbywa się pod patronatem „Szpilek” co naturalnie gwarantuje jego dowcip i wdzięk. Warto jednak dodać, że daje nam również coś więcej: poezję i wzruszenie. Szczególnie zresztą wzruszający był wtedy, gdy przy jednym ze stolików Starej Prochowni zasiadł sam Antoni Słonimski (77 lat, forma, że daj nam Boże!) i Siemion już nie do wielkiego portretu ustawionego na scenie, lecz do samego oryginału skierował swoją opowieść, swoje żale o to, że naśmiewają się z niego, iż „jestem z tego pokolenia, co czeka cudu i żyje mrzonką. — No, dobrze, ale ja się pytam, panie Słonimski, ja się pytam, czy można żyć zupełnie bez mrzonki?”

Znakomity monodram, bo tak to zdaje się określa, znakomity zarówno w samym tekście jak i w jego podaniu. Już sam fakt, że Siemion, bestia, potrafi powiedzieć na pamięć całą książeczkę (w wydaniu PIW-u, Jawa i mrzonka zajmuje 30 stron) jest dość szokujący, a to, że potrafi ją powiedzieć tak, jak mówi w Prochowni, zakrawa na wydarzenie!

[…] A jeśli już o kabaretach mowa, to odnotujmy otwarcie nowej sali teatralnej w Warszawie: Teatru Małego. Mieści się pod kinem „Relax”, z dojściem — niestety, nieprzyjemnym, poprzez Dom Towarowy („Junior”). Salka jest — wypisz wymaluj — idealna dla kabaretu. Trochę piwnica, z czerwoną cegłą, trochę nocny lokal, z podświetlanymi na czerwono płytkami, z bardzo wygodnymi fotelami i dobrą akustyką. Foteli jest podobno 270, tyle — ile wystarcza dla dobrego kabaretu lub… ambitnej sztuki.

Teatr Mały oddano w służbę sztuki. Czy ambitnej — nie wiadomo dokładnie, bo trudno coś mówić po jednej premierze; tak czy inaczej przybyła Warszawie bodaj dwudziesta sala teatralna, a Teatrowi Narodowemu — druga scena. W ten sposób zerwano wreszcie z dyskryminacją dyrektora Hanuszkiewicza; drugie sceny mieli już przecież od dawna: dyr. Krenz (Teatr Wielki), dyr. Holoubek (Dramatyczny), dyr. Warmiński (Ateneum), dyr. Kowalczyk (Polski), dyr. Axer (Współczesny), nawet dyr. Jarecki (Rozmaitości i STS), no i dopiero teraz sprawiedliwości stało się zadość!

Na premierze w Teatrze Małym, spotkała się na widowni cała mała Warszawa (niestety mała, tylko 270 miejsc), natomiast na scenie — spotkały się trzy pokolenia aktorskie: Kazimierz Opaliński (82 lata!), Adam Hanuszkiewicz (48 lat) oraz Anna Chodakowska i jej koleżanki i koledzy (IV rok warszawskiej Wyższej Szkoły Teatralnej). Pokazano nam Antygonę Sofoklesa, graną w garniturach, dżinsach, minii-spódniczkach swetrach, nawet — przez chwilę — bez swetrów, co jednemu z recenzentów nasunęło myśl, iż jest w tym coś z polskiego Hair.

Nic bardziej fałszywego! Siłą i zwycięstwem Hair była spontaniczność, żywiołowość, absolutna naturalność na scenie (obojętne w tej chwili jak wielką pracą i ćwiczeniem osiągnięta); słabością i porażką studenckiej Antygony Jest sztuczność, nadęcie, kukiełkowatość młodych ludzi. W Hair wszyscy wydają się sobą, tutaj, wszyscy wydają się aktorami (choć przecież aktorów jest w spektaklu zaledwie dwóch). W Hair wszyscy jedynie mówią lub śpiewają, w Antygonie — Antygona krzyczy właściwie bez przerwy…

Zresztą — nie idzie przecież o bezsensowne porównania. Idzie po prostu o to, że pierwsza premiera Teatru Małego (przeniesiona ze spektaklu dyplomowego PWST, reżyserowanego przez Hanuszkiewicza), nie jest najszczęśliwsza, że broni się w niej właściwie tylko muzyka Macieja Małeckiego. Doskonała, a chwilami — znakomita!

No cóż, gdy będziecie (jeśli będziecie) to czytać, Teatr Mały wystawi już swoją drugą premierę: Zabawę w koty z Ireną Eichlerówna. I na nią czekamy z najżywszym zainteresowaniem!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji