Teatr Podziemny
Przybył Warszawie nowy teatr. Teatr bardzo osobliwy. Wejście dla publiczności mieści się w zupełnie innym budynku niż wejście za kulisy. To pierwsze mieści się po prostu w domu towarowym „Centrum”, w środkowym budynku, w „Juniorze”, najlepszym zresztą sklepie całej Polski. Różne rzeczy bywają na śmiecie. W domu towarowym w Sofii można oglądać w podziemiach niewielkie muzeum archeologiczne. Tu jednak, w Warszawie rozciąga się coś pośredniego między katakumbami a lożą masońską. Należy bowiem przejść pod inny zupełnie budynek, a mianowicie pod jedyne w Warszawie szerokoekranowe kino „Relaks” z wiecznie ogromną kolejką. Bywa, że „koniki” żądały i po sto pięćdziesiąt złotych za bilet (to na Tylko dla orłów). Pod kinem, w podziemiach, osobliwa sala o ławach sięgających prawie pod sufit wyłożony, jak zresztą wszystko, cegłą. Scena, niby aren cyrku, w dole pośrodku.
Wszystko tu super. Wszystko nowoczesne. I wszystko bardzo drogie. Bilety też, choć naturalnie w takim półtora milionowym mieście jak Warszawa trudno znaleźć trzysta osób, które by zapłaciły po czterdzieści złotych za jakąś tam Antygonę. Co innego — Tylko dla orłów. Kandydatów na orłów mamy wszak bardzo wielu. Kandydatów na Antygonę — mniej odrobinę.
Otóż było to jedno z nielicznych przedstawień, które na widzu zostawia ślad. A przynajmniej liczyło się dla mnie. Teraz podobno jest jeszcze lepsze, ponieważ ja widziałem tylko jedną z prób i to wcale nie ostateczną. Jest to teatr szczególny tym, że grają w nim studenci Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Sam teatr, noszący zgodnie zresztą z metrażem miano „Małego”, jest sceną Teatru Narodowego, którą nieopatrznie dano Hanuszkiewiczowi zamiast zgodnie ze zdrowym rozsądkiem otworzyć tu superknajpę. Szkoła Teatralna ma salkę maleńką — i „szkolne” czy „warsztatowe” przedstawienia mogło z reguły oglądać bardzo nieliczne grono wtajemniczonych. Antygona jest wyjątkiem absolutnym.
Przyznam, że Antygona w przekładzie Hebanowskiego zrobiła na mnie duże wrażenie. Właściwie nie ma tu ról dla studentów, wszystko dzieje się tu zbiorowo. I jest w tej Antygonie coś niezwykłego. Zresztą studenci nie są puszczeni samopas. Gra z nimi Opaliński, no i sam Hanuszkiewicz. Jak wspomniałem, widziałem rzecz jeszcze niewykończoną. Hanuszkiewicz zaznaczał niejako swojego Kreona. Ale już w tym momencie zanosiło się, że będzie to może najlepsza z jego ról. Ci, którzy oglądali premierę potwierdzają to zresztą. Jeśli tak będzie dalej, to Teatr Mały może zająć wcale niemałe miejsce w życiu kulturalnym Warszawy. Zobaczymy, w każdym razie ta obecna trochę konspiracja, trochę symbioza z kosmetykami, rondlami i papierem toaletowym przydaje mu osobnego i całkiem własnego uroku.