Artykuły

Pieśń ku słońcu i mądrości

Nowo otwarty warszawski TEATR MAŁY wziął we władanie Adam Hanuszkiewicz, który inscenizacją Antygony Sofoklesa od razu zaprzeczył nazwie. Stworzył teatr wielkiego przeżycia i ogromnej świeżości, szturmem biorąc i niechęć do młodzieżowej pozy, i do grania Hamleta w dżinsach, i do aktorskich prymicji na scenie zawodowej.

Choć program zdobią wypisy z Nicolla i Stanisława Zielińskiego - przedstawienie nie patos recytacji, nie tragizm koturnowy ról i nie walor kostiumu ma na względzie. Ani stara się o pretensjonalną rekonstrukcję starożytnego teatru i stylu gry.

Hanuszkiewicz wystawił Antygoną ze studentami warszawskiej PWST jak dramat dziś napisany, obecnie grany i bardzo współcześnie podnoszący pytania, bunty i przestrogi.

Na scenie toczy się rozżarzony wewnętrznie i najbardziej żywo poruszający dramat pokoleniowy. Racje władzy, racje rozumu, racje "starych" reprezentuje Kreon Hanuszkiewicza, poruszający się niby wychowawca pośród zmanierowanej młodzieży, pośród jej drwin i póz. Racje młodości podnoszą pozostali: bohaterowie i rówieśnicy, co czasem grają obywateli miasta, a czasem przejmują tyrady chóru jak własne.

W tej walce na postawy, poglądy, sposób myślenia, uczucia, tylko młodzież okazuje się wolna od konformizmu i prywaty. Mówi więc o sobie i mieście językiem młodości, rozumiejącej i dostrzegającej nad wiek. I zwycięża. "Po co żyć, skoro tyle zła dokoła?" (Antygona). "Nie chcesz się liczyć z ludźmi, idź rządzić na pustynię!" (Hajmon). Mówi i czuje tak sugestywnie, że wierzyć jej trzeba, iż świat który będzie po nas urządzać - jeśli tylko najlepszych spośród siebie powoła - będzie lepszy niż ten, który my sami stwarzamy. Oby się jej powiodło, by pieśń jej brzmiała ku słońcu i mądrości, a nie dla cierpienia.

Trudno orzec, czy jest to jeszcze teatr dramatyczny. Przynajmniej w dotychczasowym pojęciu. Choć pewne, że zawiązki tej właśnie formy teatralnej były już w najdawniejszych reżyseriach Hanuszkiewicza. Nie da się zaprzeczyć, że do wstrząsającej dysonansami i pulsującej grozą muzyki Macieja Małeckiego można sobie wyobrazić nowoczesny balet. Na scenie powstała jednak kantata dramatyczna (czego nie brać proszę, za kwalifikację oceniającą, tylko gatunkową) ujęta w zwartą kompozycję ruchu i rytmów. Niesie tyle treści, piękna scenicznego i przeżyć, że nie sposób jej się oprzeć.

Pieśni i dialogi wpisane w tę kantatę głoszą podstawowe, na co dzień zapominane, prawdy. Nie o naturze rządzenia, jakby chciał niejeden i jak próbowało wielu. I nie tylko o naturze człowieka, czy o naturze młodzieńczych manifestacji. O sumieniu. I o tym, co obywatelskie i co ludzkie. I że w tym nie ma antynomii. I ze nie ma władzy bez uszanowania obywateli i nie ma szczęścia bez wybaczania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji