Artykuły

Zawiedzeni: monodram i kabaret

Ściśle biorąc - niezupełnie monodram i nie całkiem kabaret.

"Notatki z podziemia" Fiodora Dostojewskiego (w przekładzie Gabriela Karskiego i adaptacji oraz reżyserii Bogdana Michalika) wystawił Teatr Powszechny w Warszawie i chociaż, oprócz roli Bronisława Pawlika (ON), przewijają się tam jeszcze cztery osoby, można by na upartego uznać spektakl za monodram. "Niebo zawiedzionych" - montaż songów Brechta/Weilla (przekład Robert Stiller) albo i wierszy zamienionych na songi, to kabaret na pewno, ale może także - widowisko ludowe? Reżyserka Lena Szurmiej z Wydziału Reżyserii warszawskiej PWST przygotowała (wespół z Janem Tylmanem, który opracował rzecz całą muzycznie) spektakl bardzo ekspresyjny, bardzo gorący i bardzo publicystyczny. Gra się go o godzinie 22 - wieczorem w Teatrze Ateneum, od ładnych już paru, miesięcy, chociaż raczej nieczęsto.

Dlaczego o tym - teraz?

Bo i kabaret w Ateneum i monologi Pawlika w Powszechnym (Mała Scena) mają jeden temat: uraz psychiczny ludzi zawiedzionych. A raczej - samoświadomość zawiedzionych, odrzuconych, wyproszonych z normalnego życia. Brecht gryzie ironią, budzi krzykiem, reżyserka pomaga nastrojem i stylistyką, aktorzy są tu po to, by coś wypunktować, podkreślić grubą krechą. Jedna Krystyna Janda właściwie wystarczyłaby za atmosferę i pazur tego wieczoru, ale jest, na szczęście, cała reszta, czyli bardzo udany kabaret.

U Dostojewskiego nie ma ekspresji buntu. Jest tam bunt ale nieatrakcyjny, szary, ot, mały protest człowieka "iż podpolja" (z podziemia? spod podłogi? spoza życia?), który nie chce przemijać w ogóle, a zwłaszcza - niezauważony jako indywidum. Stąd słynne: a dla mnie dwa razy dwa nie będzie cztery!

Dziewiętnastowieczne "Notatki z podziemia" (1864-1865) zawierają właściwie credo pisarza, same przez się będąc krzykiem o godność zawiedzionego na każdej linii ludzkiego "ja".

Nad Pawlikiem, który uprawia prawie samotny na scenie samobiczowanie upokorzonego intelektualisty, rozpięte jest także niebo zawiedzionych. Jak nad postaciami z Brechta, w teatrze Ateneum.

I to jest, naturalnie, wszystko, co łączy te dwa przedstawienia, tak poza tym do siebie niepodobne.

I owszem, połączenie to można uznać za nieco dowolne lub naciągnięte.

Ale nie - jednak chyba nie. Oba zrodziła frustracja, wyniesiona jako temat, podmiot.

U Brechta - społeczna, polityczna, konkretna.

U Dostojewskiego - egzystencjalna, chrześcijańska, indywidualna, choć także w tle majaczą i tu stosunki społeczne, struktury i geografia.

Młodzi z Ateneum czynią z tej frustracji argument w walce, uwypuklają sensy, którymi może nasiąknąć, gwałtownie pokazują palcem na to, i to i tamto. Jednocześnie terapia i memento, bo kabaret uczy patrzeć, ale przecież i leczy, sprowadzając wszystko do przesady. Bardzo pięknie radzą tu sobie: Agnieszka Fatyga (gościnnie), Elżbieta Kamińska, Hanna Śleszyńska, Michał Bajor, Tadeusz Chudecki, Jan Szurmiej i Gerardo Ojeda (także gościnnie). O Agnieszce Fatydze wiele już pisano przy okazji spektaklu "Śpiewnika domowego" w Narodowym. Ogłoszono - to odkrycie, dziewczyna sprawnie śpiewająca, o doskonałej mimice, wyrazista. Dodałabym - odkryciem jest dla kabaretu także od lat już będący na scenie Michał Bajor. O Krystynie Jandzie już było, ale jej piosenki zapierają dech. I nie napiszę już nic więcej. Młodej reżyserce należą się wielkie brawa za ten spektakl na którym tłoczno jak w tramwaju o 15-tej. A piszę o tym dopiero teraz, bo tak jakoś się porobiło w Warszawie, że przedstawienia, na które widzowie stawiają się w nadkomplecie idą ledwie kilka razy w miesiącu. Tak jest z "Księdzem Markiem" i "Dwiema głowami ptaka" w Dramatycznym, tak też i z "Niebem zawiedzionych".

W wyjałowionej z kabaretów rzeczywistości stołecznej to przedstawienie - pełne wigoru, dramatyzmu i urody - pełni rolę zastępczą, podobnie jak świetne "Magahonny" (znów Brecht!) we Współczesnym.

Monodram w Powszechnym urozmaicony błyskotliwym epizodem Joanny Żółkowskiej między innymi (Liza - dziewczyna upadła) jest trudny w percepcji dla widza niekoniecznie lubującego się w dostojewszczyźnie z drugiej ręki. Bo, niestety, Bogdanowi Michalikowi - nawet mającemu do dyspozycji aktora tak wielostronnego - nie udało się zrobić przedstawienia atrakcyjnego i ambitniejszego. Dostojewski z tych "Notatek" (zapisków) wychodzi mocno pomniejszony, spłaszczony, sprowadzony do obiegowych standardów.

Niby wszystko w porządku - gryząca alienacja bohatera-narratora, jego bunty tyleż żałobne co heroiczne i szmatławe jednocześnie - wszystko się nam zgadza: to człowiek iz podpolja, zawiedziony do ostateczności, nigdy nie syty analizy swojej kondycji.

A przecież jest nudno. Poza paroma momentami (z Żółkowską, ze sługą Apollonem - Krzysztofem Majchrzakiem), w których leciutko powiewa grozą. Spektakl jest szary i wlecze się wbrew dobrej woli słuchających i patrzących. Ma to nawet swoją przewrotność, pewien smak przykurzonej szarości, pyłu jaki kazano by zjadać nam przez kilkadziesiąt minut łyżkami. Miałka żałościwość egzystencji w gruncie rzeczy bardzo indywidualistycznej i bohaterskiej w swoim oporze znieważanego karzełka - jednak nie wystarcza za cykutę dla widza. Rozumiemy intencje, rozpoznajemy problematykę Dostojewskiego, ale nie dajemy się postawić w szeregu obok Pawlika, nie bierzemy do siebie z tego co on mówi - nic.

A mówi chwilami przejmująco. I żal, że to, co mogło by być benefisem aktorskim jest zaledwie ilustracją scenariusza wykrojonego uczciwie z Dostojewskiego, ale też i nic więcej.

Morał tego przedstawienia: zdrowy rozsądek uratuje cię od nikczemności, ale nie uratuje cię od rozpaczy.

No tak. Bo rozpacz jest zawsze. Takiego Dostojewskiego znają czytanki szkolne i taki dorobił się terminu: dostojewszczyzna. Spektakl Michalika nie przekroczył tych progów. Zważywszy więc, że jest szary i nużący (co byłoby walorem - co nawet odbieram i tutaj jako styl i konwencję - gdyby niósł poznawczo więcej) trudno mieć za złe widzom, że dosyć apatycznie go przyjmują.

Co nie zwalnia mnie od obowiązku zwrócenia uwagi na sam fakt próby scenicznego zmierzenia się z tym tekstem Dostojewskiego, świadczący o teatrze jak najlepiej. Rzecz o człowieku zawiedzionym (uniwersalnym CZŁOWIEKU ZAWIEDZIONYM) .oparta na Dostojewskim mogła się udać albo nie udać, ale gra warta była świeczki.

Nawet jeżeli zawiedli się na tym wszyscy.

Teatr Powszechny (Mała Scena) - Fiodor Dostojewski "Notatki z podziemia" (Zapiski iz podpolja). Przekład Gabriel Karski, adaptacja i reżyseria Bogdan Michalik, scenografia Grzegorz Małecki, muzyka Piotr Hertel. Prapremiera marzec 1983.

Teatr Ateneum (Scena 61) - "Niebo zawiedzionych", muzyka Bertolt Brecht, Kurt Weill, Janusz Tylman. Teksty polskie - Władysław Broniewski i Robert Stiller. Reżyseria i układ tekstów - Lena Szurmiej (PWST). Premiera styczeń 1983.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji