Artykuły

Kobiety, które uwodzą

"Infantka" w choreogr. Jacka Krawczyka w Teatrze Okazjonalnym w Sopocie. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Infantka" Teatru Okazjonalnego to przedstawienie niezwykle ciekawe plastycznie. Jednak po jego obejrzeniu nie zostaje w pamięci nic, prócz paru efektownych stop-klatek.

W swojej "Infantce" Jacek Krawczyk - autor konceptu, choreografii i jeden z aktorów - nawiązuje do "Xięgi bałwochwalczej", cyklu grafik Bruno Schulza. Prace, które powstawały w latach 1920-22, skupiają się przed wszystkim na pełnej erotyki relacji pomiędzy uległym mężczyzną i dominującą kobietą.

Krawczykowi na scenie towarzyszą trzy aktorki: Anna Rusiecka, Alicja Domańska i Larysa Grabińska. Jakie zatem są kobiety w "Infantce"? Dwie z nich - Rusiecka i Domańska - to zimne femme fatale. Demoniczne i wyrachowane, cały czas dominują i kontrolują sytuację: przyciągają i uwodzą bohatera, by zaraz go odepchnąć. Inna jest Grabińska - kobieta-anioł; delikatna, subtelna i czuła. To właśnie z nią bohater nawiązuje porozumienie, to z nią wykonuje ciekawy synchroniczny duet w finale spektaklu.

Aktorki występujące w "Infantce" bardzo różnią się doświadczeniem aktorskim i tanecznym. Rusiecka jest wychowanką Gardzienic, niezależną aktorką regularnie współpracującą m. in. z Nowym Teatrem w Słupsku. Grabińska to młoda tancerka, wychowanka Okazjonalnego.

Domańska jest za to... absolwentką gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Krawczyk stara się zniwelować te różnice w umiejętnościach (choć i tak pozostają one widoczne), komponując "Infantkę" z bardzo oszczędnych i prostych elementów choreograficznych. Pojawia się ruch "mechaniczny", kojarzący się z manekinami (odwołanie nie tylko do Schulza, ale też lubianego przez Krawczyka Kantora). Jednak właśnie prostota, powtarzalność i niewielka ilość scen tańca w choreografii jest największą słabością "Infantki". Na początku subtelna gra spojrzeń i gestów pomiędzy aktorami wciąga, jednak praktycznie do końca oglądamy bardzo podobne - w pewnym momencie już nieciekawe, wręcz nudne - układy i schematy.

Co zatem pozostaje po spektaklu? Na pewno parę efektownych stop-klatek, pełnych erotyki obrazów, chwilami nawiązujących bezpośrednio do prac Schulza. Wyśmienite kostiumy z dominującą czernią - przygotowane przez Justynę Wiejak - jednocześnie i nawiązują do lat 20., i są nowoczesne, wręcz futurystyczne. Jest jeszcze świetna, wysublimowana, spokojna i pozornie zupełnie "nietaneczna" muzyka Marcina Dymitera i Pawła Nowickiego. Jednak to wszystko trochę mało. Bo w "Infantce" zabrakło tego, co najważniejsze w teatrze tańca - i teatru, i tańca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji