Artykuły

Przedstawienie z tezą

W teatrze Anny Augustynowicz zło traci demoniczną moc, jest na porządku dziennym. Bohaterowie Młodej śmierci swe okrutne zbrodnie popełniali bez zastanowienia - ot jeszcze jedna czynność między obiadem i kolacją. W naszej rzeczywistości, chwytanej na gorąco przede wszystkim w tym teatrze, zło staje się przerażająco powszednie. Stąd przysłowiowa aktualność propozycji Augustynowicz, czerpiącej tematy z życia ulicy, ustawiającej swój reżyserski pulpit na jeszcze jednym czarnym marszu. Pracując w macierzystym Teatrze Współczesnym w Szczecinie, Augustynowicz nie boi się oskarżeń o uprawianie publicystyki. W czasach, gdy artyści zajęci są najczęściej zgłębianiem meandrów własnej duszy, ona patrzy na zewnątrz.

Od kilku lat Annę Augustynowicz łączy się głównie ze Szczecinem. Teraz artystka opuściła własną scenę, by w toruńskim teatrze przygotować polską prapremierę głośnej sztuki Catherine Annę Agnes. I choć reżyserka zmieniła otoczenie, inscenizacja gładko wpisuje się w krąg jej zainteresowań. Jest to bowiem dramat współczesny i palący, okryty do tej pory wstydliwą ciszą. Powstało przedstawienie, które - jak zwykle u Augustynowicz - wymyka się jednoznacznej ocenie.

Wydaje się, że zamiarem Catherine Annę było opowiedzieć historię przerażającą swą normalnością. Oto zwyczajna, z pozoru wręcz przykładna francuska rodzina. Ojciec, matka i dwie córki. Żyją w miarę dostatnio z własnej pracy. Ojciec prowadzi warsztat. Czasami, a potem coraz częściej zaprasza tam nastoletnią Agnes. Zastraszona dziewczyna mówi, że chodzi pomagać w pracy. Z czasem poznajemy prawdę.

Przedstawienie Augustynowicz toczy się wolno, w lekko onirycznym rytmie. Scenę od widowni oddziela cienka, przezroczysta zasłona. Nie ma nawet najbardziej podstawowych sprzętów - dramat rozgrywa się na prawie pustej scenie. Stale współpracujący z Augustynowicz Krzysztof Sendke zadbał, by aktorzy poruszali się w półmroku. Światło tworzy nastrój całości, jest zimne, odpychające. To miejsce poraża odpersonifikowaniem.

U Catherine Annę narrację prowadzi dorosła Agnes. Minęły lata, bohaterka cały czas próbuje oswoić się ze swym nieszczęściem. Niegdyś pamięć krępowała jej wszystkie działania, teraz zdobyła się na odwagę, by o tym mówić. Jej przeżycia poznajemy w serii retrospekcji, tworzących akcję sztuki.

W toruńskim spektaklu dorosła Agnes (Jolanta Teska), mówi wprost do widowni, jasno i beznamiętnie. Wprowadza na scenę poszczególne postaci. Jednak Annę ukazuje protagonistkę w trzech postaciach. Poznajemy Agnes - dziecko i Agnes - podlotka, ale Augustynowicz, najzupełniej dosłownie, odbiera im głos. Ich repliki dobiegają z offu.

To rozwiązanie dyktuje sposób odbioru całego przedstawienia. Agnes przestaje być rzeczywistą ofiarą kazirodztwa. Na jej dramatyczne przeżycia patrzymy bez emocji. Bohaterka spektaklu dzięki prostemu zabiegowi reżyserskiemu w jednej chwili traci swą tożsamość. Agnes ze sztuki Annę staje się dla nas osobą anonimową, jedną z tych, które dotknęło niewyobrażalne nieszczęście.

Jak powiedziałem, Augustynowicz ukazuje powszedniość zła. Historia Agnes staje się rzeczą o jego bezosobowości. Traktuje nie tylko o bohaterce sztuki, ale o wielu kobietach kiedyś czy teraz dotkniętych nieszczęściem kazirodztwa. Reżyserka ukazuje zjawisko samo w sobie, ale przedstawianej przez siebie opowieści odbiera konkretny wymiar. Za tę konsekwencję płaci jednak wysoką cenę. Nie potrafimy współczuć bohaterce. Całą rzecz traktujemy jak jeszcze jeden przypadek z dziedziny medycyny, rzeczywisty dramat ucieka na dalszy plan. W tak ustawionym świecie scenicznym trudno się odnaleźć aktorom. Role Agnes-dziecka i Agnes podlotka praktycznie nie istnieją, bo reżyserka każe ich wykonawczyniom być na scenie niemym tłem dla innych. Nie wykorzystano też szansy na zbudowanie wyrazistych epizodów. Jedynym człowiekiem z krwi i kości jest tu Ojciec Pawła Tchórzelskiego. Aktor potrafi być czuły dla córki, po chwili jednak owa czułość staje się niebezpieczna, bowiem Ojciec traktuje dziewczynę jak swoją własność. Później oddanie zastępuje ukazywany oszczędnymi środkami obłęd. Obsesyjne uczucie zamienia się w pęd do niszczenia siebie i otoczenia.

"Agnes" w reżyserii Anny Augustynowicz jawi się jako spektakl nie wykorzystanych szans. Chcąc być do końca wierną swej interpretacji, autorka spektaklu poświęciła całą wieloznaczność sztuki. Zaproponowała kolejne przedstawienie z jasno sformułowaną od początku tezą. Można było osiągnąć znacznie więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji