Artykuły

Dla mnie - Łazuka

"MADAME SANS-GENE". Starsi przyjaciele "Syreny" pamiętają tę komedię z Kazimierzem Rudzkim w roli Fouche'go i z Hanką Bielicką w roli tytułowej. Było to ćwierć wieku temu. Dziś Rudzkiego zastąpił Bohdan Łazuka, a Bielicką, która gra Dulską w "Rozmaitościach", Lidia Korsakówna. Jedynie na posadzie cesarza Napoleona obyło się bez zmian: w tej roli jak dawniej Kazimierz Brusikiewicz.

Dobrze to czy źle? Jeśli przyjąć, że najzabawniejszym czynnikiem dystrakcji w "Syrenie" jest Waldemar Łysiak, ostatni napoleonida polski, autor zdecydowanie pronapoleońskich notatek w programie do przedstawienia, to rzeczywiście stabilizacja obsady w roli cesarza napawać nas powinna zachwytem: Brusikiewicz jest jedynym Napoleonem, który tak długo utrzymuje się na tronie. Przy tym to widać, utrzymuje się z godnością: gra rolę bez szarży, niejako altruistycznie i w tym sensie w dorobku Brusikiewicza powstaje rzecz niezwykła.

Ale, żarty na bok. Rozrywka to dziś sprawa niezmiernie poważna, wprost nie wypada mówić o niej z przymrużeniem oka. Piszę serio. "Syrena" jest zresztą jednym z tych (czy aby licznych?) teatrów, które wiedzą, co do nich należy i starają się tę swoją powinność możliwie najlepiej wypełnić. Jest to szczególnie ważne dziś, kiedy trudne warunki życia z jednej i niezdecydowanie programowe wielu teatrów z drugiej powodują kurczenie się widowni: w takich chwilach potrzebne jest wszystko, co dobre, czyli - wbrew pozorom - również dobra rozrywka.

"Syrena" daje nam te dwie godziny relaksu i oderwania. To pewne. Reszta wrażeń, czyli tzw. doznania szczegółowe, to już kwestia indywidualnych predyspozycji odbiorcy. Dla niżej podpisanego "Madame Sans - Gene" w "Syrenie" - to przede wszystkim Bohdan Łazuka. Jego Fouche, ex-minister policji walczący o odzyskanie względów władzy, jest figurą z kabaretu - i w tym sensie aktor tworzy postać bodaj najściślej przystającą do ducha adaptacji, jakiej na dawnym tekście Wiktoryna Sardou dokonali Antoni Marianowicz i Janusz Minkiewicz. Jest to bowiem adaptacja aktualizująca, lokalizująca, "szpilkowa", taka, której nie chcielibyśmy może akceptować w Wyspiańskim, a na ulicy Litewskiej uznajemy za znak jakości. Przy tym Łazuka potrafi te teksty podawać z wyczuciem i wdziękiem łobuzerskim, a to nie jest bez znaczenia,

W rozwarciu pomiędzy kabaretowym Fouche a liryzującym nieco, smutnawym cesarzem mieści się cały problem przedstawienia, a zwłaszcza jego reżysera, Jerzego Gruzy. Zrzędziłem, kiedy Kazimierz Brusikiewicz grał siebie; teraz, kiedy sięga po komizm dyskretny i liryczny, żałuję, że ten cesarz Napoleon na scenie nie jest tylko Brusikiewiczem.

W tytułowej roli praczki Katarzyny, która zawsze była sans-gene i taką pozostała nawet jako marszałkowa Francji - Lidia Korsakówna. Ma ona swoją publiczność, jest tedy trzecim magnesem przedstawienia, choć muszę zaraz dodać, że jest w spektaklu kilka jeszcze udanych ról (że wymienię Lefebvre'a Eugeniusza Robaczewskiego, Neipperga Tadeusza Plucińskiego, Jasmina Rudolfa Gołębiowskiego czy zabawnie opracowany popis Jerzego Bieleni w roli mistrza dobrych manier, że wymienię również w epizodach brawurową bufonadę Zdzisława Leśniaka, które razem składają na wdzięczną, zabawną całość, nie zawsze przecież jednorodną. Mniej zwłaszcza uwagi poświęcił teatr stronie muzycznej przedstawienia; jak cała muzyka Stefana Kisielewskiego jest utkana z rozmaitych cytatów, tak jej sceniczne podanie wydaje się walorowo rozchwiane. Natomiast bardzo dobrze poradził sobie z oprawa plastyczną spektaklu Marek Lewandowski, co w warunkach "Syreny" nie jest błahostką.

W sumie: spektakl, który będzie szedł i szedł - dla tych, których niemało i którzy wiedzą, że rozrywka też jest do życia potrzebna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji