Artykuły

Rodzinny czyściec

"Jedną ręką" w reż. Anny Smolar w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Joël Pommerat należy do najmodniejszych francuskich dramatopisarzy. Jako reżyser zajmuje się sceniczną realizacją, prowadzi własny teatr. Model działania, przypominający naszego Villqista, nawet skłonność do zamazywania tła akcji i koncentrowania uwagi na relacjach psychicznych między postaciami łączy obu autorów. W Teatrze Studio mamy okazję pierwszy raz zetknąć się z jego dramatem na polskiej scenie - rzecz została przygotowana solennie, aktorzy zbudowali solidne postacie, całość budzi zaciekawienie, choć pozostawia widza w pewnej dezorientacji. Oto do domostwa Ojca (Stanisław Brudny), podejrzanego o jakąś ciemną sprawkę z przeszłości (taki francuski przypadek z IPN), przybywają jego dzieci i znajomi, aby udzielać mu wsparcia albo, przeciwnie, napawać się jego klęską - dotyczy to w szczególności jego syna, reżysera (Krzysztof Skonieczny), który się samookalecza i poprzysięga ojcu zemstę, jeśli nie zostanie skazany. Tymczasem córka, wpływowa działaczka polityczna, staje po stronie ojca, ale bodaj i po swojej, bo ten ciemny czyn z przeszłości to jednak czyn założycielski, który stał się początkiem jej kariery. Jest jeszcze były mąż córki, obecnie minister obrony (Michał Żurawski), który sposobi kraj do wojny, jego kochanka i parę osób pobocznych. Rosną nieporozumienia, a pomiędzy wszystkimi snuje się zrozpaczona druga, autystyczna córka.

Wszystko to zapowiada thriller polityczny z psychodramą w tle, ale nic z tych rzeczy. Niech widz nie liczy, że cokolwiek się wyjaśni, co więcej, nawet nie wiadomo, czy wydarzenia z części pierwszej miały miejsce, czy tylko zostały wyśnione przez którąś z postaci. Wszystko tonie w niejasności, nawet płeć nowej kandydatki na kochankę ministra jest wątpliwa. Widz lubi sytuacje zagmatwane, ale Pommerat najwyraźniej nie radzi sobie z tematem i wbrew entuzjazmowi tych, którzy upatrują w wieloznaczności jego utworu siłę, tym razem ta wieloznaczność wychodzi dramatowi bokiem. Zamiast zapowiadanej konfrontacji z prawdą i dramatu pokoleń mamy do czynienia z bezradnym mieszaniem cukru w szklance wody, do której zapomniano cukru wsypać. Młoda reżyserka dołożyła starań, aby utrzymać napięcie, ale pozostając wierna dramatowi, musiała widzów wystawić na ciężką próbę niewiadomego. Niepotrzebnie jednak dodała do dramatu obrazki filmowe rzucane na boczną ścianę, co było daremną próbą zmiany sali teatralnej w studio telewizyjne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji