Artykuły

Balladyna - spektakl plastyka

"Balladyna" w Teatrze No­wym zaczyna się jak bajka dla dzieci. W pokoiku ubogiej wdowy, między gigantycznymi starymi szafami ustawiono jakąś otomankę czy kozetkę. Na niej wdowa ze swymi małymi córeczkami. Opowiada im bajkę o pięknym królewiczu oraz pragną­cych go poślubić dziewczynach, które w lesie miały szukać rozwiązania sporu, zbierać maliny. W chwilę potem raptowna zmiana nastroju. Kończy się bajka, zaczyna coś innego. Miejsce dziewczynek zajłmują znudzone i sfrustrowane pannice - tę samą scenę oglądamy ponownie w innej teatralnej konwencji. Nie tyle nawet baśni, co teatru absurdu, groteski, nadkabaretu. Gdy wdowa kończy swą opowieść, pojawia się w drzwiach piękny i pyszny, w glorii swej tea­tralnej zbroi, królewicz? A wraz z nim galeria zjaw i postaci. Oglądamy teraz kabaret przywodzący na myśl ludowe jasełka, efektowny wizualnie.

Dla reżysera tego spektaklu, Janusza Wiśniewskiego, "Balladyna" jest przede wszystkim teatralną zabawą. Nie tragedią, a nawet nie moralitetową baśnią, lecz grą w różne style i konwencje. Pierwszą część spektaklu rozgrywa w konwencji mającej coś z ludowej szopki, kabaretu. W drugiej, potraktowanej bardziej serio, oglą­damy tragedię Słowackiego przez pryzmat konwencji współczesne­go teatru. Ale nadal nie jest to "Balladyna" Juliusza Słowackie­go, lecz "Balladyna" z teatru. Dlaczego ten właśnie dramat stał się przedmiotem tak daleko idących zabiegów inscenizacyjnych?

Szczerze mówiąc chyba trudno byłoby dzisiaj wystawić "Balladynę" z dobrodziejstwem jej inwentarza. Piękno języka i bogactwo poetyckiej wyobraźni to najwięk­sze jej walory. Ale sama baśń, dziwnie skonstruowana, bardzo romantyczna a przy tym krwawa, dla większości dorosłych widzów by­łoby chyba nie do przyjęcia. Na­wet dla tych, którzy uznają wer­sję sceniczną zaproponowaną przez Teatr Nowy za pewnego rodzaju profanację dzieła wielkiego poety.

Przedstawienie w Teatrze Nowym jest spektaklem o swoistej urodzie teatralnej. Zaskakuje widza rozmaitością scen i obrazów, znaków teatralnych i symboli, kostiumów. Może jest tutaj tego wszystkiego za dużo. Może nie wszystkie pomysły i zabiegi insceniza­cyjne są potrzebne i pod koniec przedstawienia trochę nużą nas swym natłokiem. Każda z postaci, każdy pomysł inscenizacyjny istnieje w tym przedstawieniu jak gdyby osobno. Przedstawienie rozpada się wyraźnie na dwie odrębne nieja­ko części, które niewiele zdaje się łączyć ze sobą. Klamrą, która je spina, winna być przede wszy­stkim postać Balladyny. Ale do końca chyba nie jest. Nie sądzę zresztą, aby była to wina Marii Robaszkiewicz odtwarzającej postać tytułową. Wynika to raczej z koncepcji reżyserskiej spektaklu, w której jedynie Balladyna jest po­stacią tragiczną i w losie swym zdeterminowaną, niezdolną pod­jąć z nikim dialogu. Znakomitą rolę ma w tym przedstawieniu goś­cinnie grająca Goplanę Bronisława Frejtażanka. Aktorko par excellence tragiczna i charakterystyczna występuje w roli Iirycznej - zjawy wywodzącej się ze snu poetyckiego. Siłą komiczną, pre­cyzją gestu i słowa bawią nas oba leśne duszki w wykonaniu Lecha Łotockiego i Wojciecha Standełły. "Balladyna" w Teatrze Nowym z całą pewnością nie jest spektaklem szkolnym, lekturowym. Nie jest również spektaklem z rzędu tych, które usatysfakcjonować mogą każdego. Wręcz przeciw­nie, niejeden ze stałych widzów tego teatru nie znajdując w nim tych co zawsze pasji politycznych i emocji, odejść może zawiedziony i rozczarowany. Niejeden mo­że nawet i zgorszony tak bezceremonialnym potraktowaniem kla­syka. Ale - jest to spektakl wyreżyserowany przez plastyka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji