Artykuły

Karate w baletkach

"Marco Polo" Pietragalla Compagnie z Francji na XX Łódzkich Spotkaniach Baletowych. Pisze Monika Wasilewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Łódzkie Spotkania Baletowe nie mają szczęścia do gwiazd. Najpierw nutę rozczarowania pozostawił występ legendy, Michaiła Barysznikowa. Potem spektakl Pietragalla Compagnie z Francji zamiast nowoczesnym widowiskiem uraczył widzów tanecznym jarmarkiem.

Spektakl "Marco Polo" był reklamowany jako hit. Pierwszy raz grany w Polsce, owacyjnie przyjęty w Paryżu, pokazywany widzom opery pekińskiej na festiwalu kultury podczas ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich. Emocje zapowiadało pomysłowe rozszerzenie granic klasycznego baletu, wzbogaconego nowoczesnymi gatunkami tanecznymi - łącznie z breakdance czy elektro - i innymi formami ruchu, jak sztuki walki czy akrobatyka. Choreografia objęła tu zresztą nie tylko ludzkie ciała. W taneczny dialog z nimi zostały włączone animacje i projekcje wideo ilustrujące kolejne etapy alegorycznej wędrówki głównego bohatera (Marco Polo zagrał Julien Derouault, współzałożyciel zespołu). Już sam plakat promujący spektakl mógł się raczej kojarzyć z animowanymi superprodukcjami z gatunku mangi, a nie sztuką baletową. Grupa, wykorzystując technikę multimedialną i inne efekty, usiłowała wyjść naprzeciw percepcyj-nym nawykom współczesnego widza. Czyli założyła, że przede wszystkim potrzeba mu sprawnościowych popisów z kolorowymi obrazkami, które się ruszają.

Wszystko posłużyło ilustracji banalnej historii Everymena, który przemierza kontynenty, żywioły i różne epoki historyczne - łącznie 20 tancerzy z Pietragalla Compagnie wystąpiło w spektaklu "Marco Polo" z bezduszną, zdehumanizowaną współczesnością - by w finale dowiedzieć się, że najważniejsza jest miłość (skojarzenia z "Piątym elementem" są całkiem uzasadnione). Do tego uruchomiono cały zestaw efekciarskich gadżetów: dymów, śniegu, błyszczących kostiumów. W rzeczywistości jednak treścią spektaklu stał się zakres umiejętności francuskich tancerzy.

Każda kolejna scena - a było ich co najmniej o połowę za dużo - służyła wyłącznie narcystycznej autoprezentacji i przeglądowi cyrkowych sztuczek z ciałem. Efektów było rzeczywiście sporo. W choreografię wprowadzono stylizowaną walkę capoeiry, elementy kata tradycyjnych wschodnich sztuk walki, charakterystyczny ruch kung-fu w stylu modliszki, a ponadto cały repertuar ulicznego tańca, przełamanego klasyką na pointach i stylistyką modern. Słowem - "You can dance", tylko w pigułce i na żywo. I na rym samym poziomie artystycznej głębi...

Nie da się zaprzeczyć, że tancerze Pietragalla Compagnie są wyjątkowo sprawni fizycznie. Gdyby nie byli, musieliby poszukać innej pracy. Chwalenie zawodowego tancerza za to, że potrafi tańczyć, to jak podziwianie informatyka za to, że potrafi włączyć komputer. Bo sztuka zaczyna się w momencie, kiedy plastyczne, wysportowane ciało zaczyna służyć czemuś poza eksponowaniem swojej fantastyczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji