Artykuły

Elbląg. Gimnazjaliści na spektaklu "Aż do bólu"

W każdej grupie rówieśniczej jest tzw. kozioł ofiarny, z którego wyśmiewają się koledzy. Powody najczęściej są błahe, a to, że za niski, a to że za gruby, brzydki czy nosi aparat na zębach. Zaszczuty sam nie prosi o pomoc, za to może podjąć dramatyczne kroki. Czy można temu zapobiec? Czy zgłoszenie faktu przemocy wychowawcy jest donosicielstwem? Takie pytania policjanci stawiali w poniedziałek (25 maja) gimnazjalistom, którzy obejrzeli spektakl "Aż do bólu" [na zdjęciu].

Żeby wzmocnić powagę tematu asp. sztab. Jarosław Graman, specjalista zespołu prewencji kryminalnej nieletnich i patologii KMP w Elblągu, przytoczył przypadek sprzed lat.

- W jednej z elbląskich szkół czepiali się dziewczyny - mówił podczas dzisiejszego spotkania z gimnazjalistami, które odbyło się w teatrze. - Nie wiadomo dlaczego, czy brzydsza, czy źle ubrana. W dręczeniu prym wiódł jeden chłopak. Kiedyś, gdy jej dokuczał, odepchnęła go. No, ale przecież taki macho nie może sobie pozwolić, by dziewczyna go popychała więc ją uderzył. Ta upadła i tyłem głowy uderzyła w beton. Jeździ teraz na wózku inwalidzkim i nie wiadomo czy kiedyś z niego wstanie. I pytanie - kto był winny?

Gimnazjaliści nie mieli wątpliwości: wszyscy, którzy wiedzieli, co się dzieje.

- Cała klasa ponosi winę, bo tej tragedii można było zapobiec - podkreślał asp. sztab Graman. - Trzeba było powiadomić wychowawcę, pedagoga, dyrektora szkoły. Czy to jest donosicielstwo? Nie. Ci ludzie mają obowiązek pomóc, a w sytuacji popełnienia przestępstwa powiadomić policję.

Podkomisarz Marek Cieślak, kierownik Policyjnej Izby Dziecka wskazywał na odpowiedzialność młodych ludzi.

- Wy już ponosicie odpowiedzialność prawną, odpowiedzialność za słowa i czyny, także odpowiedzialność za kolegów - mówił. - W ciągu roku do Izby Dziecka trafia ok. 250-300 osób w wieku od 13 do 17 lat. To jak połowa szkoły, czyli chyba dużo - pytał gimnazjalistów. - Często można było pewnych sytuacji uniknąć i nie musielibyśmy zatrzymywać młodych ludzi.

Debata dotyczyła jednak nie tylko przemocy w szkole. Policjanci wskazywali na dramaty, które dzieją się w domu, w czterech ścianach. Tam nie ma świadków bezpośrednich, ale są sąsiedzi, znajomi, którzy mogliby powiadomić policję.

- Kobiety, ofiary przemocy, często nie są w stanie same się ujawnić - mówił psycholog policyjny Waldemar Czerski. - Dopiero po interwencji sąsiadki, przyjaciółki decydują się na pewne kroki. To samo dotyczy szkoły - trzeba zgłaszać akty przemocy.

- Przemocy czy agresji uczymy się w życiu, nikt przecież się z nią nie rodzi - dodał. - Możemy więc także uczyć się pozytywnych wzorców. Warto się zastanowić, czy ja bym chciał być wyśmiewany, bity.

Zdarza się też, że ofiary przemocy wątpią - tak jak bohaterka spektaklu "Aż do bólu" - w sens zgłaszania przestępstwa na policję. Przecież nie mam śladów, nie mam dowodów - myślą.

- To już nasze zadanie, by je znaleźć - przekonywała asp. sztab. Alina Zając. - Liczymy wtedy na pomoc sąsiadów. My nie mamy przecież wglądu w to, co dzieje się w każdym mieszkaniu. Potrzebujemy pomocy innych. A sąsiedzi wystarczy, że opowiedzą o krzykach, które słyszą przez ścianę. Wszystkim gwarantujemy dyskrecję.

- Zresztą, jeżeli ktoś nie ma zaufania do policji, może szukać pomocy w innych instytucjach np. w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej - wskazywała.

Głównym celem debaty z gimnazjalistami było przekonanie ich o konieczności reagowania na przemoc. Ważne, by nie bali się, czy nie wstydzili powiadomić o przestępstwie wychowawcę, pedagoga, psychologa czy dyrektora szkoły. Mogą przecież zrobić to "po cichu", a ich reakcja może uchronić kogoś od tragedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji