Artykuły

Dziesięć powodów, dla których władza nie powinna recenzować spektakli

Coś się zmieniło w naszym krajobrazie. Niby ciągle te same wojny, a kule na nich jakby innego kalibru. Wydaje się (nawet zostało udowodnione), że polityk, kiedy chce zmienić dyrektora, ma potężną liczbę własnych narzędzi. Może wysyłać kolejne kontrole (czy zachowane są zasady finansowania, wydawania i BHP) i ujawnić później raporty (zawsze będzie co ujawnić). Może ogłosić konkurs (i wcześniej ustalić jego zasady). Może w trosce o podatki podliczyć miejsca na widowni i następnie podliczyć widzów na widowni (na końcu wyciągając wniosek). Pewnie narzędzi jest jeszcze oho, ho, o wiele więcej. A wszystko to w ramach jego kompetencji, ba!, obowiązku - pisze Marzena Sadocha w Notatniku Teatralnym

Część I. Scenariusz wydarzeń

Wsiadać, drzwi zamykać. Od morza po Sudety (Gdańsk-Wrocław-Wałbrzych-Jelenia Góra) mknie przez kraj teatralny ekspres pełen reformatorów. Przekonani o swojej potędze (w kupie siła) zatrzymują się na kolejnych stacjach i uzbrojeni po zęby (w obowiązujące lub właśnie zmienione dokumenty) walczą o panowanie nad kolejnymi terenami, które do nich nie należą. Ale powinny należeć.

- Jestem politykiem, wybrał mnie lud i moja partia, żeby rządzić - mówi Pan Polityk i trudno nie przyznać mu racji.

- Jestem dyrektorem, wybrał mnie Pan Polityk, żeby rządzić teatrem - mówi Pan Dyrektor i trudno nie przyznać mu racji.

- W takim razie zwolnię Pana - mówi Pan Polityk i trudno nie przyznać mu racji.

- W takim razie będę protestować - mówi Pan Dyrektor i jest mu smutno. Wychodząc z wypowiedzeniem, grozi, że nie będzie już wielkiej sztuki.

- To nie będzie - wzrusza ramionami Pan Polityk i nie jest mu smutno. Mam przecież wielką władzę, a ta z rzeczy wielkich jest największa - myśli Pan Polityk i trudno nie przyznać mu racji.

Mam jeszcze poparcie aktorów, związków, Konstytucji RP, mojej żony, jednego kolegi i dwóch dziennikarzy - myśli Pan Dyrektor, ale blednie coraz bardziej.

Mam jeszcze raport kasowy, bilans finansowy, dwie recenzje i wycieczkę zdegustowanych widzów - myśli Pan Polityk i uśmiecha się coraz bardziej.

Ale co mnie to obchodzi? - myśli Widz.

Ale jak ja mam pracować? - myśli Aktor.

Ale co ja z tego będę miał? - myśli Związkowiec.

Ale czy to mu nie zaszkodzi? - myśli Żona Dyrektora.

Ale czy ja mu już nie wystarczam? - myśli Żona Polityka.

Ale jest już za późno. Maszyna ruszyła po szynach. Para buch, prasa w ruch.

[Scenariusz nie jest objęty prawami autorskim i bywa wykorzystywany nagminnie.]

Część II. Lista powodów

Coś się zmieniło w naszym krajobrazie. Niby ciągle te same wojny, a kule na nich jakby innego kalibru. Wydaje się (nawet zostało udowodnione), że polityk, kiedy chce zmienić dyrektora, ma potężną liczbę własnych narzędzi. Może wysyłać kolejne kontrole (czy zachowane są zasady finansowania, wydawania i BHP) i ujawnić później raporty (zawsze będzie co ujawnić). Może ogłosić konkurs (i wcześniej ustalić jego zasady). Może w trosce o podatki podliczyć miejsca na widowni i następnie podliczyć widzów na widowni (na końcu wyciągając wniosek). Pewnie narzędzi jest jeszcze oho, ho, o wiele więcej. A wszystko to w ramach jego kompetencji, ba!, obowiązku.

Nie musi zatem sięgać po cudze zabawki w nie swojej piaskownicy i szarżować argumentami artystycznymi. Mądry nawet będzie się od takich, fuj, insynuacji odżegnywał. I jakby tam nie było naprawdę z jego wzmożonym zainteresowaniem sztuką, nie da się wpuścić w maliny: "Cofnę decyzję o odwołaniu dyrektora Nowaka, jeśli ustaną jej przyczyny. Zapewniam, że nie decydowały o niej jakiekolwiek względy pozafinansowe: programowe, merytoryczne, polityczne czy wręcz obyczajowe. Nie chcę być grabarzem tego teatru. [...] Konkurs na nowego dyrektora jest już w toku, ale to nie jest żaden problem - można go odwołać albo dyrektor Nowak będzie mógł zgłosić swoją kandydaturę" - przekonywał Jan Kozłowski, marszałek województwa pomorskiego, 11 lipca 2005 roku. Później, kiedy burza ucichła i wyszło słońce, dyskutanci wyjechali na wakacje albo poszli na plażę, marszałek podpisał wypowiedzenie.

Co się zmieniło w kolejnych latach? Tam, gdzie kiedyś o względach artystycznych mówiło się z pewną nieśmiałością, teraz stawia się oceny jawnie, doniosłym głosem, z pełnym przekonaniem, na piśmie i wprost do zainteresowanych.

Przed rokiem w Wałbrzychu: "W kolejnych spektaklach teatru w Wałbrzychu dochodzi do eskalacji brutalizmu i obrazoburstwa. W kilku ostatnich spektaklach pojawiły się motywy, które służą przede wszystkim ośmieszaniu wartości religijnych. [...] W "Balkonie" były sceny ośmieszające Eucharystię. Premiera "Ja jestem Zmartwychwstaniem", sztuki o związku byłego księdza i prostytutki, odbyła się w chwilę po poświęceniu nowej sceny teatru. To było niestosowne połączenie. Wątki religijne wykorzystywane są na różne sposoby" - zauważył Tomasz Pluta, radny PiS.

Rok później, Jelenia Góra 2009: "Teatr nie jest Wasz. Jeżeli chcecie tworzyć swoje wizje z wymiocinami, ekskrementami i wulgaryzmami, to róbcie je, proszę, gdzie indziej i za własne pieniądze. My mieszkańcy, finansując teatr niemal w całości, mamy chyba prawo do sztuki niekoniecznie takiej, jaką prezentujecie" - napisał w liście do aktorów Jerzy Lenard, przewodniczący Klubu Radnych PO . I nie postawił na końcu znaku zapytania.

Na pytanie: "A co z obywatelem, który czuje się wzburzony, że jego pieniądze idą na cel, z którym się nie zgadza, na sztukę, która go drażni, denerwuje i odrzuca?", Roman Pawłowski odpowiada: "Taka jest idea demokracji. Ogromne pieniądze z naszego budżetu idą przecież na cele, z którymi nie wszyscy się utożsamiamy, na przykład na partie polityczne czy zagraniczne misje wojskowe. Przedstawiciele władz mają za zadanie dzielić pieniądze zgodnie z porządkiem prawnym, część jest przeznaczona na działalność kulturalną. A żaden akt prawny nie zabrania dotować z publicznych środków sztuki, która na przykład zawiera krytykę Kościoła, porusza temat homoseksualizmu albo podważa jednolitą wizję narodowej historii" .

W tej diagnozie ukryty jest ważny podział na masy i wybrane jednostki, który już w latach pięćdziesiątych definiował, że "człowiek wybrany" to "nie ktoś butny i bezczelny, uważający się za lepszego od innych, lecz ten, kto wymaga od siebie więcej niż od innych, nawet jeśli nie udaje mu się tych wymagań zaspokoić. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie jest najbardziej podstawowym kryterium podziału ludzkości na dwa typy osobników: tych, którzy stawiają sobie duże wymagania, przyjmując na siebie obowiązki, narażając się na niebezpieczeństwo, i tych, którzy nie stawiają sobie żadnych specjalnych wymagań" . A co, jeśli "wybrani w wyborach" nie są "ludźmi wybranymi"?

Nic. Dosłownie nic: "Człowiek masowy nie jest zdolny do napięć umysłowych. Najogólniejszą zasadą, jaka nim kieruje, jest zasada komfortu zarówno materialnego, jak i psychicznego" . Niedobrze tylko, jeśli ta zasada poparta jest wielkimi słowami o poszukiwaniu dobra, piękna i harmonii w imieniu innych. Z wierzchu takie deklaracje łudzą szlachetnym pragnieniem idei, w środku mają pustkę zamiast pestki. Oczywiście, że "Marzy mi się świat prostszy, bardziej jednoznaczny, dający się ogarnąć jednym spojrzeniem i wymierzyć jedną miarą" - można powiedzieć za Zygmuntem Baumanem, ale: "Tęsknota za wielkim uproszczeniem jest typowo ponowoczesną wersją znanej od wieków melancholii [...], nagminną dolegliwością ponowoczesnego życia" . I już krytyk realnego socjalizmu wiedział, że: "Doświadczenie harmonii pomiędzy interesem ogólnym a jednostkowym, pomiędzy potrzebą poszczególnego człowieka a społeczeństwa pozostaje jedynie obietnicą" .

A skoro już o obietnicach - ujawnienie opinii uruchamia proces płynącej podziemnym nurtem autocenzury albo zupełnie jawnie płynącego całą rzeką, schlebiania władzy. Twórczość ogranicza się do zwierzęcego przeczuwania upodobań rządzących. Mniejsza zresztą z przeczuwaniem, jeśli artykułowane są publicznie, artystom zostaje tylko wykonanie według podanej instrukcji obsługi. Tu powinien pojawić się cytat potwierdzający konieczność istnienia artystów i wolnego pola, na którym mogliby działać (najlepiej coś o funkcji regulacyjnej kultury), ale równie dobrze, zamiast straszyć, można obiecać korzyści (wtedy funkcja obiektywizująca i identyfikacyjna). Ale nie są to funkcje budzące zainteresowanie.

Zresztą na ten cały teatralny ludek, trochę dziwny, trochę straszny, a na pewno śmieszny, patrzy się raczej z pobłażaniem. Od czasu do czasu. Nie wiedząc, do czego służy.

* * *

Tymczasem widok za oknem niby się nie zmienił, tylko tak jakby czegoś przybyło. Jedno pole jest większe - rozszerzyło się pole władzy. Samo się nie rozszerzyło oczywiście, ktoś je musiał sobie wziąć, a ktoś je oddał. Może odbyło się to tak:

- Mam najmocniejszą łopatkę i cała ta piaskownica jest moja - powiedział jeden.

- Aha - powiedział drugi.

Krótka historia podboju nowych ziem przebiegła cicho i nie wiadomo, kiedy. Nikt nawet nie jęknął.

Tylko teraz, kiedy chce się wybudować zamek albo zrobić swoją babkę z piasku, trzeba pytać właściciela:

- A jaki to będzie zamek, czy nie będzie wrogi naszemu zamkowi? A jaka to będzie babka, czy będzie przychylna naszym chłopom?

- To może dasz mi swoją foremkę? Wyklepię sobie z foremki.

- Aha.

Krótka historia relacji wspólnych stosunków może też przebiegać inaczej:

- "Domagamy się natychmiastowego spotkania i złożenia przez Państwa wyjaśnień w sprawie zgłoszonych wyżej uwag i postulatów" - tupią aktorzy .

- "Aktorzy w swym świętym oburzeniu zapominają o jednym: Teatr Dramatyczny im. Norwida to nie jest ich teatr. To nie oni stanowią prawo w tym teatrze. Są tylko wykonawcami usług, za co pobierają zresztą pieniądze. To jest nasz teatr: teatr miejski, teatr wszystkich jeleniogórzan, którzy opłacają go ze swoich podatków. To także teatr radnych, którzy zostali wybrani w demokratycznych wyborach" - wyjaśnia trybuna władzy.

- Aha - mówią aktorzy.

Część III. Podsumowanie tekstu (w punktach, z wyjaśnieniem w nawiasach)

Dziesięć powodów, dla których władza nie powinna recenzować spektakli:

1. Kompetencje (bo nie umiem tak).

2. Fałszywe przesłanki (bo nie mówię w imieniu podatników, publiczności, mieszkańców miast, wsi i ludu pracującego stolicy).

3. Prawdziwe przesłanki (bo mi się nie podoba to coś, ten ktoś, to wszystko, a w ogóle mogę i już).

4. Autocenzura (bo inni mogą być pod wpływem tego, że ja mogę).

5. Schlebianie (bo inni mogą chcieć coś ode mnie mieć).

6. Wolność do (bo mają takie prawo).

7. Wolność od (bo nie mam takiego prawa).

8. Uprawnienia widza masowego (bo chcę coś dla wszystkich).

9. Uprawnienia widza wybranego (bo chcę coś dla siebie).

10. Przyzwoitość (bo nie wypada).

A po jedenaste, jak mówiła moja babcia, kiedy huśtałam się za wysoko: To już za bardzo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji