Artykuły

["Zapowiedziałem, że..."]

Zapowiedziałem, że zamiast bezskutecznie krytykować naszą TV, będę pisać o wydarzeniach w jej programie. Ostatni tydzień ich nie przyniósł. Byłby wydarzeniem spektakl "Irydiona" Krasińskiego w poniedziałkowym teatrze, gdyby to nie byłaby powtórka cyklu "Nasza klasyka". Po upływie ośmiu lat, jakie upłynęły od telewizyjnej premiery tego "rzymskiego dramatu o polskim powstaniu" ("Irydion" został wystawiony w TV w 1982 r., a więc w czasie stanu wojennego), przedstawienie Jana Englerta, oglądane w kontekście innej już rzeczywistości społeczno-politycznej, nadal, choć inaczej, z nią koresponduje. Większej, jak sądzę, nośności nabrało jego przesłanie, iż nienawiść i zemsta jest destrukcyjnym motorem działania i nie może otrzymywać sankcji moralnej. Uosabiający szatana Masyniassa, przegrywa, jak Pankracy w "Nieboskiej komedii", z Galilejczykiem i jego chrześcijańską ideą miłości. Telewizyjną inscenizację "Irydiona" warto było zobaczyć po raz wtóry także dla jej urody plastycznej, dla wspaniałej gry aktorów: Jana Frycza jako tytułowego bohatera, Jana Świderskiego w roli Masynissy, Michała Bajora, kreującego odrażającą, lecz budzącą również litość postać Heliogabla, Joanny Szczepkowskiej, która włożyła duży ładunek dramatyzmu w rolę Kornelii. Udanie zadebiutowała w tym pięknym przedstawieniu młodziutka Maria Gładkowska, wtedy jeszcze studentka PWST, której reżyser powierzył rolę Elsinoe. Może jednak w sytuacji, gdy w Teatrze Telewizji brakuje nowych, wybitnych spektakli, powrót na poniedziałkową scenę znakomicie zrealizowanego "Irydiona" zasłużył na miano wydarzenia.

(...)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji