Interesują mnie wartości moralne - mówi autor "Kopciucha"
Nazwisko Janusza Głowackiego sygnuje we współczesnej literaturze ironiczne spojrzenie na istotę tego, co zwykło się nazywać stosunkom międzyludzkimi. Choć powiedziane to jest nie wprost - w prozie Głowackiego naczelnym tematem jest sprawa zasad, a raczej ich zaniku w wielu sytuacjach, gdy do osiągnięcia jest doraźny intratny cel.
O tym też traktuje sztuka pióra Janusza Głowackiego "Kopciuch". Przed kilkoma dnami na scenie szczecińskiego Teatru Współczesnego odbyła się jej prapremiera.
- Czy jest pan zadowolony z tej pierwszej realizacji swojej sztuki?
- Bardzo. Ciekaw byłem, jak wyjdzie robienie kina w teatrze. Punktem wyjściowym sztuk stało się zakończenie filmu "Psychodrama", który robiliśmy z Markiem Piwowskim. Wydaje mi się, że "Kopciuch" się sprawdza na scenę. Z reżyserem, Andrzejem Chrzanowskim, dopisaliśmy jedną scenę: sądzę, że to już będzie ostateczna wersja.
- Jest pan nadal członkiem zespołu "Kultury"?
- Tak. Dziennikarstwo, felietonistykę uważam nadal za ważną dziedzinę w moim pisarstwie. Strasznie dużo pracuję nad każdym takim tekstem. Chciałbym w tej konwencji napisać "Historię Rzymu". Nie wiem jeszcze czy mi się to uda.
- Na razie zaś zaprząta pana literatura...
- Jakoś mi się to sprawa sprawdza. "Kopciuch" został uznany za najlepszą sztukę drukowaną w br w "Dialogu" do jej wystawienia przygotowuje się kilka teatrów w kraju. Jest także tłumaczona w Jugosławii. Jednocześnie opublikowałem krótką powieść pt. "Skrzek". Spotkała się ona z dobrą krytyką. Cieszy mnie to, gdyż dotychczas nazywano moje pisarstwo "środowiskowym". Teraz wydaje mi się, że nie będzie to aktualne.
- Będąc w Szczecinie obserwuje pan odbiór "Kopciucha" przez widownię...
- Miałem w teatrze spotkania z młodzieżą i muszę powiedzieć, że czuję się aż zażenowany, tyle dobrego mi powiedziano o sztuce. Okazuje się, że ich obserwacja świata i przeżycia pokrywają się z tym, co chciałem powiedzieć w tym tekście. Jest to dla mnie źródłem wielkiej satysfakcji.