Artykuły

Kocham i nienawidzę

Demony Szweda Larsa Norena to sztuka przejmująca. Opowiada o trzydziestokilkuletnich ludziach, którzy kochają się i nienawidzą. Pokazuje miłość jako uczucie niszczące i ludzi, którzy nie umieją sobie pomóc.

Kocham cię, ale cię nie lubię - mówi Frank (Jacek Mikołajczak) do żony Katarzyny (Ewa Kasprzyk). Frank lubi alkohol i lubi dręczyć Katarzynę. Ich emocjonalna wojna trwa osiemdziesiąt minut. Jej świadkami i uczestnikami są sąsiedzi z dołu - Jenna i Tomasz (Marzena Trybała i Marek Richter) - rodzice dwojga pociech, nudni, zwyczajni, banalni. Oni też się nie lubią, co nie przeszkadza im zmajstrować kolejnego dzidziusia.

Sztuka, napisana czternaście lat temu przez Norena, wywołuje gęsią skórkę. Przerażające w swej bezpośredniości i wulgarnej szczerości są dialogi. Obraz świata pozbawionego czułości, bliskości, chęci porozumienia się budzi dreszcz na grzbiecie. Tragiczni są bohaterowie "Demonów", którzy ranią się z prawdziwą pasją, nie chcąc i nie umiejąc zdobyć się na jakiś ludzki gest. "Demony" nie dają żadnej nadziei. Bliskość i szczerość Franka i Katarzyny, Tomasza i Jenny jest niemożliwa, ponieważ oni sami nie potrafią się na nie zdobyć. Nie są w stanie przegonić demonów, które w nich siedzą. Bez wątpienia cała czwórka potrzebuje pomocy. Ale przecież nikt jej nie udzieli. Zrobić mogą to sami.

Ten świat wypreparowany z dobrych chęci i miłości pokazany został na scenie Atelier w żywym planie i na ogromnym ekranie. Przestrzeń salonu w mieszkaniu Franka i Katarzyny umeblowano białą sofą, srebrzystymi krzesłami i suto zastawionym barkiem. W tle powieszono ekran, obok pysznią się wysokie, podłużne niby-akwaria wypełnione ślicznie podświetloną wodą. Bulgocące bąbelki dobrze współgrają z tą sterylną, pozbawioną piętna indywidualności scenografią domowego wnętrza. Ta dekoracja jak z wnętrzarskiego folderu jest świetnym tłem dla działań bohaterów, których życie jest piekłem.

Wyzwanie postawione przez szwedzkiego dramatopisarza z sukcesem podejmuje Marzena Trybała w roli Jenny. Aktorka, bez pretensji, gra kurę domową, której świat ogranicza się do pieluch i garnków. Jenna Trybały we wzruszający sposób strzeże ogniska domowego. Na granicy histerii aktorka rozgrywa jedną ze scen z Markiem Richterem obsadzonym w roli męża Tomasza. Monolog o destrukcyjnym wpływie odtwarzacza wideo na życie rodzinne, wykrzyczany ze łzami w oczach, robi wrażenie. Zwłaszcza że zaraz potem rozjaśnia się ekran, na którym znów oglądamy naszych uczuciowych sadomasochistów. Filmowe sekwencje przysłużyły się przedstawieniu. Ożywiają senną atmosferę sopockich "Demonów" i w sposób banalnie prosty uświadamiają, że celuloidowe życie bohaterów jest tak samo gorzkie, jak to rozgrywane w żywym planie. Że nie ma nic wspólnego z amerykańskim serialem, w którym kwestie w rodzaju "Kocham cię" albo "Czy chciałbyś o tym porozmawiać?" padają z częstotliwością jesiennego deszczu. W "Demonach" ludzie ze sobą nie rozmawiają. Pojedynkują się raczej na słowa i emocje, ranią i nienawidzą.

Teatr Atelier przyzwyczaił nas do nietuzinkowego repertuaru. I chwała mu za to. Faktem jest, że tylko na tej sopockiej scenie bez ogródek serwuje się nam historie, po których trudno zasnąć. Ale faktem jest też, że często te historie, znakomite w warstwie literackiej, są po prostu źle opowiedziane. Podobnie jest z "Demonami", którym brakuje tempa i dramaturgii. Przedstawienie toczy się leniwie, aktorzy najczęściej zastygają w rozmaitych pozach, a jeśli krążą po scenie, to uważać muszą na butelki i szklanki.

Bohaterowie Norena żyją dostatnio i głupio. Nie opuszcza ich nuda i podlewany alkoholem marazm. Nudnego życia tego kwartetu nie ożywili aktorzy. Nudzie nie zaradził reżyser. Więc i mnie w salce Atelier w sobotni wieczór towarzyszyła nuda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji