Artykuły

Uciekając od ideologii

O "Brygadzie szlifierza Karhana" w reż. Remigiusza Brzyka z Teatru Nowego w Łodzi, prezentowanej podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.

"Brygada szlifierza Karhana" czeskiego autora Vaska Kani, którą kolektyw aktorski (z udziałem m.in. obecnego patrona Teatru Nowego - Kazimierza Dejmka) pod kierunkiem Jerzego Merunowicza wystawił w 1949 roku w Łodzi była tekstem silnie ideologicznym. Miała pokazać, jak należy budować nowy socjalistyczny ustrój i w jakich warunkach może on być użyteczny, podnosić komfort życia i dawać ludziom autentyczną radość. Stwarzał model istnienia przez pracę, która wypełnia jego treść i staje się jedyną autentyczną wartością. Miał nas do tego przekonać, narzucić nam taką wizję rzeczywistości. Nie było tam miejsca na subtelności, wahania, zastanawianie się czy zadawanie pytań.

Zupełnie inaczej jest w spektaklu Remigiusza Brzyka, który od ideologii zdecydowanie ucieka, nie wystawia "Brygady...", aby wyśmiać i sparodiować martwy już dla nas tekst. Nie chodzi mu także o to, żeby socjalizm pokazać w jego historycznej formie, zdecydowanie powiedzieć, jak bardzo zły był to system. Tego nie trzeba mówić. Wiemy to z opowiadań, książek i opracowań. To daje możliwość pokazania go w innym kontekście, pochylenia się nad zwykłym człowiekiem, który w tym systemie żył. Ukazuje nam, przy pomocy jakich mechanizmów oddziaływał on na jednostkę, jak bardzo też wikłał teatr w tak potrzebną mu propagandę.

Jest to spektakl o prapremierze sztuki Kani, która przeszła juz dziś do legendy. Widz jeszcze przed rozpoczęciem ma okazję przyjrzeć się zdjęciom aktorów, którzy w nim przed laty grali. Będą one towarzyszyły nieustannie wykonawcom Brzyka, z offu, co jakiś czas usłyszymy kwestie z nagrania legendarnego spektaklu, finał spektaklu Brzyka ze spektaklem Dejmka nałożą się na siebie. Narratorem opowieści jest bezimienny Aktor (Wojciech Błach), który twierdzi, że we wspomnianym spektaklu mówił parę zdań, co stało się dla niego powodem do dumy, a spektakl przez całe życie przechowuje w pamięci. Jednak jego scena została wykreślona, został ze spektaklu wykluczony, o czym dowiaduje się od jednego z ochroniarzy. Będzie więc poza nim. To on przeprowadzi widzów przez legendarny spektakl, a jednocześnie zainicjuje jego współczesną wersję. Jednak nie weźmie w nim udziału - będzie obok postaci, prowadząc dialog z publicznością nie uczestniczy w spektaklu z przeszłości. Coś, co było istotą jego życia, zostało mu odebrane, socjalizm skazał go na margines, o czym dowiedział się w naszych czasach. Jego osoba jednocześnie sprawi, że przeszłość nieustannie będzie się przeplatać z teraźniejszością, to co było kiedyś, z tym co jest teraz. Zabieg ten w zasadzie bardzo prosty, okazał się znakomity. Pozwala reżyserowi uniknąć jednoznaczności, a opowiadając historię o spektaklu sprzed lat wpisać równolegle we współczesne wystawienie "Brygady..." wiele sensów i odniesień.

Brzyk pokazuje przede wszystkim ludzi, którzy w czasach komunizmu żyli. Pracowników jednej z setek fabryk wypełniającej Plan pięcioletni. Są to ludzie, którzy uwierzyli w idee socjalizmu. Poddali się mu i szczerze sądzili, że swoją pracą mogą zbudować lepszą Polskę. Dlatego też uczynili z niej sens swojego życia. Ich największymi marzeniami jest otrzymanie mitycznej maszyny "bezkłówki", która pozwoli na zwiększenie produkcji. Groźba niewypełnienia planu nie daje im spać po nocach. Gdy maszyna się zepsuje, będą pracować na granicy wytrzymałości, ustanawiając nieludzkie rekordy, byle tylko zdążyć na czas.

Jednak nie możemy ich za to winić. Ich intencje i marzenia są prawdziwe. Reżyser pokazał, jak bardzo system może nimi zawładnąć i je zmanipulować. Dworzakowa - kierownik partii to niezwykle atrakcyjna kobieta, pojawiająca się na scenie w seksownych sukniach, mówiąca piękne hasła i ideologiczne frazesy (aktorka mówi autentyczne fragmenty przemówień Władysława Gomułki), brzmiące pięknym, łagodnym głosem. Tak działa system. Pragnie owładnąć ludzi powierzchownością. Prostymi, chwytliwymi hasłami, projektami, które cudownie wyglądają w sferze nieokreślonych planów, ale tak naprawdę nie mają szans na zrealizowanie. Zupełnie jak przedstawiona w spektaklu Dworzakowa - ma sprawiać wrażenie ładnej i miłej osoby, której zależy na innych, a ich dobro jest dla niej najważniejsze. Fasada ma być na tyle przekonująca, że tylko nieliczni są w stanie ją odrzucić i dojrzeć nieludzkość, okrucieństwo i brak całkowitej empatii systemu.

Brzyk ten problem rozpatruje dwupoziomowo. Z jednej strony wspomina przedstawienie, które dzisiaj określamy jako socrealistyczne. Moglibyśmy je jednoznacznie potępić, określić jako mające się przypodobać władzy, koniunkturalne - właśnie ideologiczne. Tylko należy pamiętać, że sam Dejmek ze swymi aktorami w socjalizm wówczas wierzyli. Aktorzy jeździli do fabryk i zakładów pracy, aby jak najlepiej odwzorować robotnika na scenie. Historię Karhana opowiadali na serio i z autentycznym poczuciem misji, wierzyli, że pomogą robotnikom, że jak Karhan przyczynią się do zbudowanie nowej lepszej Polski. Sami przez system dali się zawładnąć. Teatralna opowieść wykracza, więc poza teatralne ramy i powoduje multiplikację przekazu. Sprawia, że niezwykle silnie on działa i pozwala zrozumieć zwykłych ludzi, a winić system. Jest to tym bardziej poruszające, że teatr, który, jak pada ze sceny "jest miejscem marzeń", został (w przypadku spektaklu z 1949 roku) opanowany przez aparaturę władzy. Aktorzy, którzy chcieli powiedzieć jakąś prawdę, wyrazić siebie, stworzyć coś dla innych ludzi - było to ich marzeniem, zostali brutalnie i bezwiednie wykorzystani. System przede wszystkim przedostaje się do wyobraźni, jego skuteczność polega na przenikaniu do zbiorowej fantazji - wygrywa wtedy, gdy zaczynamy myśleć wedle jego reguł, żyć w wykreowanej przez niego rzeczywistości. W tych kategoriach marzyć i śnić.

Jednocześnie jest to spektakl niezwykle aktualny. Pokazujący mechanizmy każdego systemu, zadający pytanie, czym różni się socjalizm od chociażby współczesnych systemów liberalno-kapitalistycznych. Przecież w naszych czasach praca dla wielu ludzi jest sensem życia. Pracujemy po dziesięć, dwanaście godzin dziennie, a pozostałą część czasu spędzamy na konsumpcji, którą ten system napędza. Nie zastanawiamy się nad jałowością tego typu egzystencji, gdyż nie mamy na to czasu. Znów pewien rodzaj układu organizuje nasze życie, zniewala nas i nawet nie pozwala nam tego dostrzec. Wyklucza na margines wszystkich, którzy nie chcą się mu poddać. Jednak w spektaklu jest to powiedziane bardzo subtelnie. Udaje mu się to właśnie dzięki przenikaniu się dwóch porządków - przeszłości z teraźniejszością, teatralności z wychodzeniem poza jej ramy. Zupełnie inaczej niż spektakle ideologiczne, propagandowe - spektakl Brzyka nie mówi niczego wprost, niczego też nie narzuca. Raczej otwiera pole dla widzów, stawia im pytania, jednocześnie zmuszając do nieustannego stawiania nowych.

Reżyserowi udało się znaleźć klucz na wystawienie tekstu bardzo jednokierunkowego, silnie dyktującego pewne idee, jednoznacznie aprobującego system, w który jego autor wierzył. Tekstu, który z tych powodów może nas albo śmieszyć, albo budzić sprzeciw swoją nachalnością i tautologią. Brzyk bardzo sprawnie uniknął ideologii, która jest zawarta w tekście Kani. Pokazał, że umiejętnie wystawiony tekst może mówić bardzo dużo o naszych czasach. Jednocześnie przez dystans i ironię (czytanie przez Aktora fragmentu teatralnej recenzji, śpiewanie karaoke do najbardziej absurdalnych i zabawnych tekstów PRL-owskich kronik filmowych, zakaz palenia w teatrze stający się w humorystyczny sposób punktem wyjścia do rozmowy na temat wolności w naszych czasach) sam nie popada w dosadność, nie pozwala na zaszufladkowanie, unika sentymentalizmu. Niczego widzom nie narzuca, a bardzo delikatnie kreśli pewne newralgiczne problemy, nad którymi warto się zastanowić, dyskutować. Prowadzi dialog, w którym wiele porządków nieustannie się przeplata. Ze sceny pada zdanie, że to właśnie teatr jest miejscem wolności, ścierania się różnych porządków. Tę wolność dla "Brygady szlifierza Karhana", która była bardzo silnie uwikłana w różne polityczne układy i w której miejsca na dialog nie było, Remigiuszowi Brzykowi (a także Tomaszowi Śpiewakowi, który był dramaturgiem i opracowywał tekst) udało się odzyskać. Zrobił spektakl niezwykle mądry, ważny, a do tego bardzo dobrze teatralnie skonstruowany i przemyślany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji