Opowieść o wielkiej miłości
Bardzo rzadko dzieła barokowe pojawiają się na scenie polskich teatrów operowych. Tym bardziej cieszy fakt, że już w najbliższą niedzielę, w Operze Krakowskiej, odbędzie się długo oczekiwana premiera "Orfeusza i Eurydyki" Glucka. Mityczna opowieść o wielkiej miłości, która jest w stanie przezwyciężyć nawet śmierć jednego z kochanków, została wyreżyserowana przez Włodzimierza Nurkowskiego.
- Chciałbym, aby widzowie po obejrzeniu spektaklu pamiętali, że miłość jest wartością, która powinna nas prowadzić przez życie i która wszystko może, wszystko pokona, we wszystkim pokłada nadzieje. Nigdy nie ustaje - mówi reżyser.
Spektakl - jak każda inscenizacja operowa - otrzymał dwie obsady.
Wystawiona po raz pierwszy w 1762 roku opera Glucka jest muzyczną interpretacją znanego wszystkim mitu o Orfeuszu, który za wszelką cenę stara się odzyskać zmarłą żonę Eurydykę. Ta opowieść ma jednak w operze Glucka inne zakończenie. Jak pamiętamy z mitologii, wyprawa Orfeusza do podziemi nie zostaje zakończona sukcesem i Eurydyka nie powraca do krainy żywych. Jednak w operze Glucka, autor libretta Raniero da Calzabigi zmienił tragiczny finał na szczęśliwe zakończenie. I tak operowy Orfeusz, pragnący - z rozpaczy po nieodzyskaniu żony - popełnić samobójstwo, zostaje uratowany przez Amora, który przywraca do życia także Eurydykę.
Jednak nie temat tego dzieła zapewnił Gluckowi miejsce w historii, lecz muzyka. "Orfeusz i Eurydyka" była bowiem zwiastunką reformy, jaką Gluck zdecydował się przeprowadzić w operze. Kompozytor postanowił odejść od lekkiej opery włoskiej i jej zewnętrznego efekciarstwa na rzecz opery poważnej. Wprowadził zróżnicowane recytatywy, zwiększył rolę orkiestry, wzbogacił partie chóru i baletu, postawił na prostotę i naturalność. Muzyka miała być podporządkowana dramatowi, stąd zupełnie nie dziwi stwierdzenie Glucka: Pisząc operę staram się zapomnieć, że jestem muzykiem.
Obecna inscenizacja powstawała długo i w bólach. Początkowo przygotowana przez niemieckich twórców, została raz pokazana w maju zeszłego roku w ramach festiwalu "Dotknięcie żywiołów", lecz nie weszła na operowy afisz. Dopiero po kilku miesiącach pracy, wyreżyserowana na nowo przez Włodzimierza Nurkowskiego, pojawia się wreszcie w repertuarze Opery Krakowskiej.
- Historia Orfeusza i Eurydyki odbywa się w każdym z nas, bo każdy człowiek doświadcza śmierci bliskich. Starałem się w tej operze znaleźć pozytywne przesłanie, że wielkie nieszczęście każdego z nas może wzbogacić, wzmocnić. Dzięki traumatycznym przeżyciom mamy szansę stać się lepsi, mądrzejsi - podkreśla Włodzimierz Nurkowski.
Piotr Sułkowski, dyrygent i kierownik muzyczny "Orfeusza i Eurydyki", zapowiada, że pod względem muzycznym, na tyle, na ile jest to możliwe, muzycy pozostaną wierni kompozytorowi. - Nie jest to łatwe, wykonujemy przecież operę na instrumentach współczesnych. Dlatego wprowadzamy pewne techniczne rozwiązania, które pozwolą nam zbliżyć się do idei barokowego wykonania. Np. instrumenty dęte blaszane oddzielamy od reszty płytą z pleksi po to, by ciszej brzmiały - ujawnia dyrygent. Co jest najtrudniejsze w muzycznej interpretacji dzieła Glucka?
- Wyważenie odpowiednich proporcji pomiędzy śpiewakami a orkiestrą - dodaje.