Artykuły

Piwnica Pani Profesor

Jeżeli się dobrze przyjrzeć, Piwnica przy Sławkowskiej jest dość ponurą kazamatą. Niskie, ciężkie sklepienie, gruby surowy mur - choć wnętrze jest czys­te i artystycznie przysposobione - dość to, by makabryczny hu­mor był tam jak najbardziej na miejscu.

Na środku terenu gry stoi sta­ry stół na giętych nogach. Przy nim krzesło i lekarski obrotowy stołek, przy tylnej ścianie znisz­czona toaletka z zamkniętymi skrzydłami lustrzanego tryptyku. Jeszcze korpus z plastiku do nauki anatomii, popiersie mło­dzieńca - zapewne do rysunku. Na stole metalowa, biurowa lampa. Po schodkach zbiega do piwnicy, chcąc otworzyć drzwi, służąca Marysia (Beata Mal­czewska) - bynajmniej nie rozmemłana, starawa baba w wiej­skim czepcu. Marysia jest mło­da, piękna, czarnowłosa, posta­wna, o bardzo spokojnej, chłod­nej urodzie. Nosi skromną po­pielata suknię, ma w sobie coś nieuchwytnie ponurego, a na ustach cień jakby dwuznacznego uśmiechu. Jest w każdym razie osobą tajemniczą.

Uczennica (Aldona Grochal) - to panna z dobrego domu w pensjonarskim wdzianku. Wcho­dzi tak, jak i publiczność (piw­nica ma tylko dwoje drzwi). Po chwili zjawia się Pani Profesor. Jak widać, jest to (wliczywszy jeszcze kobietę-reżysera) w peł­ni damskie przedstawienie.

Pani Profesor - gra ją Anna Polony - to na pierwsze spoj­rzenie okaz nieznośnej, "szało­wej" starszej pani. W peruce, w jakimś przeraźliwym żakiecie z wąską spódnicą, porusza się dziwacznym krokiem reumatycznego wampa, pociera bolące kostki dłoni. Jest w niej coś nie­spokojnego, a "lubieżne błyski" w oczach są na tyle wyraźne, że Pani Profesor - dość bez­barwna w swym oficjalnym image'u i przejawiająca dziwne wewnętrzne napięcia - jest de­zorientująca i dyskretnie agre­sywna w zasadzie od pierwszej chwili. Już w czasie wstępnej rozmowy także i Marysia spraw­dza działanie lampy na stole, ustawiając ją jak do przesłucha­nia. Od pierwszej chwili wyglą­da ta lekcja podejrzanie.

Lampa zostaje zapalona na­tychmiast, gdy tylko uczennica siada na lekarskim stołeczku, świecąc jej prosto w oczy. Pani Profesor zajmuje miejsce po przeciwnej stronie stołu, na krześle. Marysia natomiast w ogóle nie wychodzi, przez całe przedstawienie. Stoi w pewnej odległości za plecami uczennicy, obserwuje i asystuje przy lekcji-przesłuchaniu. Pani Profesor staje się nieco wampirowata - na razie na odległość. Lekcja arytmetyki biegnie mozolnie, Marysia ostrzega Panią, ale nie w pełni przekonanym, trochę na dnie omdlewającym głosem. Przy wyjaśnianiu subtelności odejmowania Pani Profesor wsta­je od stołu, zaczyna chodzić w ferworze tłumaczenia coraz raź­niej, porzucając swój dziwny kroczek. Zaczyna się powoli rozgrzewać - już przy kanibalistycznie brzmiącym liczeniu na częściach ciała uczennicy. Zamiast pisać na "urojonej tabli­cy", otwiera skrzydła toaletki, ukazując niemożliwie zapaprane i wytłuszczone lustra - dziwnie żenujące wobec dotychczasowej schludności. Na tych lustrach palcami rysuje "kije" - nie żadne kreski, jak w tekście drama­tu. Jest już podniecona i coraz mniej przytomna. Gorączkowo oblizuje wargi, coraz mniej słu­cha tego, co się do niej mówi, pochłonięta raczej tym, co w niej samej wzbiera. Marysia po nieudanym, ostatecznym ostrze­żeniu jej przykucnęła w kącie, na pozór smutna i skarcona, roz­puszcza swoje gęste, dotąd porządnie spięte w koczek włosy. Widać, że uważnie słucha tego, co się dzieje - biorąc po cichu, sama dla siebie, udział w zaba­wie - jak odesłane do kąta dziecko. Kiedy Pani Profesor, zapamiętana w językach neohiszpańskich, zaczyna podskaki­wać w idiotycznym flamenco - Marysia ośmiela się i cichutko przyklaskuje do taktu. Jej dwu­znaczny, przylepiony do warg półuśmieszek pogłębia się, wi­dać, że na swój powściągliwy, zamknięty w sobie sposób jest równie podniecona, jak jej mist­rzyni. Tą owładnęło już czyste zboczenie. Język chodzi jej jak u jaszczurki, twarz skurczyła się jak piąstka - kołują w niej tylko gorączkowo wielkie, lekko przymglone oczy, ma krótki, szybki oddech. Z niezdarności nie zostało śladu - kręci się po scenie jak fryga. W dodatku zrzuciła nagle przed lustrem pe­rukę, ukazując żałośnie przylizane i przypięte tysiącem spinek włosy. Zdaje się, że głowa zma­lała jej o połowę, zostaje głów­nie ta twarzyczka z oczyma. Chwilę później pozbywa się ża­kietu, zostając w negliżu. Kiedy w takiej postaci ukazuje się Uczennicy, dziewczyna jest już zupełnie zdezorientowana. Za plecami ma w dodatku tę dziw­ną Marysię...

Uczennicę zaczynają boleć zę­by - ze spuchniętą buzią, po dziecinnemu nadąsana, zajęta całkiem swoim bólem - Aldona Grochal godnie partneruje Annie Polony. Ta rozpoczyna po­kaz absolutnie doskonałej aktor­skiej wirtuozerii. Tak jest suge­stywna, groteskowa, jej obłęd mieni się takim bogactwem barw i odcieni, tak jest przede wszystkim niepowstrzymanie, ja­dowicie komiczna. Robi się jed­nak nieprzyjemnie, gdy zmal­tretowana Uczennica skręca się na stołku płacząc rozpaczliwie. Wreszcie gdy półrozebrana Pani Profesor pełznie ku niej przez stół, dziewczyna, którą wszystko już boli, szarpie na sobie ubra­nie, nieświadomie negliżując się także. W końcu wyjąca, przera­żona, zgnojona i paskudna, wy­wleczona zostaje poprzez wido­wnię za drzwi. Światło przygasło już wcześniej, pozostawiając większą część sceny, poza środ­kowym kręgiem, w półmroku.

Teraz wraca pełne oświetlenie, wraca też sapiąca jeszcze Pani Profesor, uspokajając się powoli, ubierana przez dwa razy więk­szą od niej, spokojną, pewną Marysię. W zapale chce przez chwilę rzucić się także i na nią, zostaje jednak szybko przywołana do porządku. Mary­sia panuje nad nią całkowicie, umiejętnie pobudzając w Pani Profesor wyrzuty sumienia, stra­sząc ją bądź uspokajając - wi­dać, że w stałym porządku zdarzeń przyszła teraz chwila jej dominacji. Odsyła Panią Profesor na górę, następuje wyciemnie­nie. Zakończenie jest banalne, rozwiązane filmowym chwytem: Marysia oświetlona punktówką wita nową uczennicę.

Tak odbywa się powrót Io­nesco na scenę Starego Teatru po 31-letniej - co odnotowano w programie - przerwie. Włos­ka reżyserka Elina Lo Voi chciała zrobić "Lekcję" jako dra­mat trzech kobiet właśnie, uka­zać, jak starsza pani czyni "des­peracką, a zarazem ironiczną próbę kreowania, reprodukcji własnego ciała, która pozbawio­na konsystencji - nie potrafi obyć się bez ochronnego pance­rza kultury. (...) pani profesor jakby rozmnaża się przez partenogenezę wypuszczając (...) wy­pustki (służąca)" - czytamy w nocie.

Reżyseria nie jest doskonała. W pierwszej części przedstawie­nia są pewne niezgrabności - nie dość wyraźne sytuacje, nie­potrzebnie podkreślane pointy. Zbyt może trywialnym chwytem jest zapalenie od razu policyjnej lampy, a zwłaszcza sprawdzanie przez Panią Profesor wyniku mnożenia na ukrytej ściągawce - jak w odwiecznym szkolnym dowcipie. Niepotrzebnie też przy­biera ona kilka razy ton Mussoliniego - "totalitarne" odniesie­nie strasznie jest zużyte i do niczego przy zamierzonej tu in­terpretacji niepotrzebne. Słusznie zresztą usunięto pasus o "poli­tycznej" opasce (na przykład ze swastyką), którą Profesor zakła­da.

Elina Lo Voi wydobywając dramat - rewelację sprzed dwudziestu lat - dziś nie wy­korzystywany zupełnie i kon­frontując go z dzisiejszą sceną i widownią uchyliła się trochę od odpowiedzi na podstawowe pytanie: w jakiej mierze dra­mat ten może być żywy. Uchyli­ła się przez przyjęcie oryginal­nej "feministycznej" (choć ra­czej "antyfeministycznej") kon­cepcji - zatem przez podejście do niego od nieoczekiwanej, nie przewidywanej przez autora strony, modyfikację wielu autor­skich wskazówek. Zapewne po­żyteczne jest takie pobawienie się zakurzonym tekstem, próba wydobycia nieoczekiwanych jego aspektów. Pomijając pytanie, w jakim stopniu reżyserskie plany i pomyłki zostały tu zrealizowa­ne - przedstawienie stanowi pole dla świetnej, powtórzmy, w końcówce gry Aldony Grochal, a przede wszystkim dla kapital­nej, brawurowej kreacji Anny Polony. Siedzący obok mnie studenci krakowskiej PWST, którzy przyszli obejrzeć w akcji swoją Panią Profesor, mieli w jej wykonaniu pokaz kunsztu scenicznego najwyższej miary.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji