Artykuły

Lekcja

"Lekcja" Eugene Ionesco należy już do klasyki teatru absurdu. Wystawiona w 1951 roku w małym paryskim teatrzyku początkowo nie zyskała powodzenia. Dopiero zainteresowanie krytyki teatral­nej zmieniło sytuację. Publiczność zaczę­ta walić drzwiami i oknami na sztuki ge­nialnego pół-Rumuna, pół-Francuza. "Lekcja" po 38 latach od premiery nie wzbudza już takich emocji, lecz nadal ta jednoaktowa tragedia buffo śmieszy. Na­dal jest dziwnie aktualna. Operowanie schematami językowymi, pseudointelektualny bełkot, nic nie znaczące słowa, które ukrywają prawdziwe myśli mówią­cego. Zdania, za którymi ukrywa się tylko głupota. Pełen bredni wykład Profesora, który przez swoją patetyczność robi wra­żenie uczonego. Słowo staje się lustrem, w którym przegląda się ludzka dusza. A jeśli i ona jest pusta? Jeśli człowiek jest tylko manekinem, a w środku są tylko trociny? Co wtedy...? Taka historia zmu­sza do śmiechu.

Reżyserzy na tysiąc sposobów inter­pretowali sztukę. Jednak dopiero Elina Lo Voi z Włoch wpadła na pomysł, by rolę Profesora powierzyć kobiecie - An­nie Polony. Zamysł sprawdził się na sce­nie. Znika opętany Profesor, maniak seksualny, który z premedytacją ogłupia uczennice, by na końcu z dziką przyjemnością zamordować je. A tak, skoro Profesor jest kobietą, konflikt i sama zbrod­nia nabierają innego wymiaru.

"Lekcja" staje się opowieścią o samo­zagładzie kultury, historii i tradycji, a przede wszystkim zmianie roli języka który przestał służyć porozumieniu ludzi. Językoznawstwo, doszukiwanie się po­wiązań między językami - staje się bez­pośrednią przyczyną zbrodni popełnio­nej nie tylko na tępej Uczennicy bezmyśl­nie wypowiadającej słowa, ale także na nas - gaworzących językiem rodem ze sztuki Ionesco.

Krakowska inscenizacja "Lekcji" jest wspaniałym pokazem mistrzostwa Anny Polony. Pani Profesor w jej interpretacji przemienia się z dobrze ułożonej, kultu­ralnej, nieco zawstydzonej damy w prze­biegłą lisicę, która zachwyca się każdą udaną odpowiedzią Uczennicy. Boi się spłoszyć ofiarę, misternie zastawia pu­łapkę. Rozzłoszczona nieudolnymi wy­jaśnieniami Uczennicy, rozpoczyna bra­wurowy wykład o językach. Służąca prze­strzega ją: "Arytmetyka prowadzi do filo­logii, a filologia do najgorszego...". Pani Profesor przemienia się w demona. Zrzu­ca z siebie suknię i w samej tylko bieliźnie rozpoczyna obłędny wykład o języku hiszpańskim i neohiszpańskim. Wciela się w toreadora, tańczy, gra na kastanietach, wywija spódnicą. Rozpalona, roz­gorączkowana krzyczy na Uczennicę, którą "zęby bolą". Podniecona bierze nóż i... lekcja skończona. Pani Profesor nie pamięta, co się stało. Krucha, bez­bronna kobieta ma na sumieniu 40 tru­pów. To niemożliwe. Anna Polony w roli Profesora fascynuje, zachwyca swoimi metamorfozami.

Postać Profesora ma doskonałą "oprawę"... Dwie młode aktorki: Aldona Grochal w roli Uczennicy i Beata Malcze­wska jako Służąca stworzyły ciekawe po­stacie, zmieniające się, intrygujące, śmieszne. Uczennica - miła, grzeczna, chętna do nauki, w trakcie trwania lekcji przemienia się w zagubioną, chorą istotę, która nie jest w stanie zrozumieć ogromu własnej głupoty, nie może przeciwstawić się dominacji Profesora. Niezwykła jest rola Służącej, która tylko pozornie prze­ciwstawia się kolejnym zbrodniom. Faktycznie kontroluje przebieg, emocje po­szczególnych etapów, które poprzedzają straszliwy finał. Lekcja skończyła się. Pani Profesor odpoczywa, a u drzwi poja­wia się następna ofiara.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji